[7,0] - Wielkie bum

317 34 60
                                    

Już przed murem otaczającym budynek napotkaliśmy pierwszych zarażonych, którzy szwędali się w tę i z powrotem. Na szczęście nas nie zauważyli, a my dostaliśmy się na teren biurowca bez większych przeszkód. Jednak tam już nie udało nam się pozostać niespostrzeżonymi. Na ogromnym parkingu stała niezliczona ilość aut, pomiędzy którymi musieliśmy się przecisnąć, żeby zbliżyć się do Gniazda. Było na tyle ciasno, że Kim ruszył przodem, przyjmując na siebie kolejnych przeciwników, a mi nakazał "pilnować tyłów". Na szczęście zarażeni nie postanowili nas otoczyć, a jak na razie nie było też ani śladu wirali, więc mogłem na spokojnie podążać za nieustannie machającym swoją bronią blondynem.

Taehyung bez skrupułów uderzył następnego przeciwnika gazrurką tak mocno, że ten upadł na ziemię, niczym rażony piorunem. Sam nie miałem chyba na tyle odwagi, by przywalić jakiemuś zarażonemu w taki sposób i to jeszcze w głowę. Szczególnie mając na uwadze, że kiedyś byli zwykłymi ludźmi. Zresztą, póki Kim oczyszczał nam drogę, ja nie musiałem się zbytnio wychylać.

Sprawa skomplikowała się dopiero przed samym wejściem do budynku. Schody były częściowo zawalone, a zaraz za drzwiami na parter stało kilku zarażonych, którzy wyglądali tak, jakby tylko czekali, aż wpadniemy prosto na nich. Włóczyli się wzdłuż szyb, czasem potykając na prostej drodze i wystawiając ręce w naszą stronę. Wydawało mi się, że każdy z nich patrzył prosto na mnie, mimo że Kim z pięć razy zapewnił mnie po drodze, że zombie nie widziały prawie w ogóle, a szczególnie z tak daleka i zza przeszklonej ściany. Kierowały się głównie słuchem i węchem, jedynie orientacyjnie przemieszczając się w stronę potencjalnego źródła posiłku. Na pewno nie chciałem się takim stać.

- Nie ma wejścia awaryjnego? - spytałem szybko, wciąż podążając szybkim marszem za Taehyungem.

- Jest kilka, wszystkie pewnie jeszcze bardziej zatłoczone, jeśli wiesz, co mam na myśli - uśmiechnął się zadziornie. - Poza tym przypominam, że każdy z nas ma przy sobie po dwie bomby, a co za tym idzie, wypadałoby się pospieszyć.

Kim zgrabnie przeskoczył nad zawaloną częścią schodów, od razu unikając rąk zarażonego, wyciągniętych prosto w jego stronę. Zaraz chwycił tego samego zombie za szyję i zwyczajnie zrzucił go w dziurę pod nami, na sterty gruzu. Żałosny ryk i chrzęst łamanych kości poniosły się echem po przeszklonej ścianie budynku, na co blondyn uśmiechnął się krzywo.

- Zabawę czas zacząć.

I musiałem przyznać, że Taehyung chyba naprawdę dobrze się bawił, czego absolutnie się po nim nie spodziewałem. Od kiedy mężczyzna pchnął drzwi do budynku, aż do momentu w którym się rozdzieliliśmy, a Kim pociągnął wszystkich przeciwników za sobą, nie musiałem nawet ani razu się na nikogo zamachnąć. Blondyn sprawiał wrażenie maszyny skonstruowanej jedynie do celów eksterminacyjnych. I to naprawdę świetnie zaprogramowanej.

- W razie czego każde dwa piętra są połączone osobną klatką schodową, masz też szyb windy do dyspozycji w ostateczności! - rzucił na pożegnanie, gdy wspinał się już na swoje piętra, zostawiając mnie niżej. - Nie daj się zabić!

Chciałem coś odkrzyknąć, ale w ostatniej chwili zrezygnowałem, by nie przykuwać uwagi zarażonych. Na pierwszy rzut oka wszyscy powlekli się za Tae, ale to wcale nie znaczyło, że będę narzekał na brak ich towarzystwa. Poprawiłem torbę na ramieniu i odwróciłem się od klatki schodowej, by pchnąć drzwi prowadzące do głównego pomieszczenia biurowego na tym piętrze.

W środku panował istny rozgardiasz - większość biurek i krzeseł była przewrócona, bądź stała nie na swoim miejscu. Po ziemi walały się dokumenty i szczątki laptopów, a pod stopami zachrzęściła mi ziemia z przewróconych roślin doniczkowych. Pod ścianą leżały dwa, na wpół zjedzone ciała, na których widok żołądek od razu podszedł mi do gardła. Jeden z trupów miał wygryzioną twarz i otwartą klatkę piersiową, z której sterczały powyginane na zewnątrz żebra, natomiast drugi nie miał części nogi, a jego jelita wylały się na podłogę, zalewając krwią wszystko dookoła. Wyglądało na to, że byli martwi od dłuższego czasu, więc trochę żwawiej ruszyłem przed siebie, dopóki nie zauważyłem... no właśnie.

Dying Light | JikookKde žijí příběhy. Začni objevovat