[14,0] - Układ z Raisem

313 34 45
                                    

Wziąłem głęboki wdech, gdy wyszliśmy w końcu spomiędzy zaniedbanych domków, a kwatera główna Raisa pojawiła się w zasięgu naszego wzroku, królując nad tą częścią Harranu, niczym złowroga twierdza. Pojedynczy blok mieszkalny usytuowany nieopodal wiaduktu kolejowego przyzdobiono ogromną, pomarańczową flagą z trzema czarnymi pasami, które miały symulować znaki po pazurach drapieżnika. Wokół rozłożono niezliczoną ilość pułapek i wnyk na zarażonych, na które ci nadziewali się i ostatecznie kończyli tam swój żywot, oszczędzając amunicję i siły strażników. Od budynku dzieliło nas zaledwie kilka minut wędrówki, a ja już czułem, jak serce podcjodziło mi do gardła na samą myśl o naszym zadaniu. Mógłbym powiedzieć, że się bałem, ale to nie było to. Nigdy nie byłem chyba tak przerażony, a przecież już nie jedno przeżyłem w tym strasznym mieście. 

Nim zdążyłem się zorientować, dotarliśmy pod główne wejście budynku, otoczone kratami i  zabarykadowaną stertami worków przeciwpowodziowych. Na prowizorycznym murze oplecionym drutem kolczastym stało kilku mężczyzn wyposażonych w karabiny maszynowe, którzy, gdy tylko nas zauważyli, od razu wycelowali w naszą stronę. 

-  Ani kroku dalej albo zacznę strzelać! - wrzasnął jeden po angielsku, na co Taehyung uniósł powoli ręce w górę, wypuszczając z niej młotek, którym po drodze rozwalił kilku zarażonym głowy. Sam poszedłem w jego ślady, upuszczając maczetę, którą mi dał i podnosząc ręce nad głowę, żeby przypadkiem nie dać mężczyznom dodatkowych powodów do strzału.

-  Nie mamy złych zamiarów. Jesteśmy z Wieży i chcemy rozmawiać z Raisem - powiedział głośno, ale bardzo spokojnie, podczas gdy ja trząsłem się jak osika. 

Jak on to robił, że był taki opanowany, kiedy kilku, zapewne niezrównoważonych psychicznie, facetów miało nas na muszce?

- Nasz szef nie będzie rozmawiał z takim gównem jak wy! - odkrzyknął mężczyzna, za co po chwili dostał z łokcia w bok od swojego towarzysza. 

- To Rais decyduje z kim rozmawia, a z kim nie - warknął na niego, a na nas machnął ręką. - Wpuścimy was, ale całą broń zostawiacie na zewnątrz. I nawet nie próbujcie żadnych sztuczek, chyba że życie wam nie miłe. 

- Oczywiście - Tae uśmiechnął się do nich ciepło, śmiało wchodząc przez uchyloną bramę, pod czujnym okiem strażników. Podążyłem za nim, również składając swoją broń na stole przed wejściem do budynku. 

Jeden z facetów otworzył przed nami drzwi od bloku, który został przerobiony na potrzeby szajki, a drugi niemal wepchnął nas do środka i zatrzasnął je za nami. Zerknąłem przez ramię, a gdy zauważyłem na blasze napis "Stąd nie ma ucieczki" niemal pisnąłem, automatycznie ciągnąc Taehyunga za ramię. Kim nie wydawał się być poruszony całą sytuacją czy też obskurną scenerią. Posłał mi pokrzepiający, cwaniacki uśmiech i podążył na główny dziedziniec znajdujący się na samym środku kwatery. 

Kawałek zieleni między dwoma częściami bloku wyglądałby jak każdy inny, gdyby nie ogrom skrzyń ze zrzutów i masa różnorodnych broni, niechlujnie poukładanych na trawie i chodnikach. Oprócz tego, gdy wyłoniliśmy się z zacienionego korytarza, Tae od razu uniósł głowę, a ja z ciekawości podążyłem wzrokiem za nim. Serce znowu zabiło mi zdecydowanie zbyt mocno, gdy zobaczyłem rzeszę strażników na balkonach ponad nami.

Prawie każdy celował prosto w nas. 

Taehyung jednak nie poświęcił zbyt dużej uwagi strzelcom, gotowym zabić nas w każdej chwili, szybko wracając wzrokiem na środek dziedzińca. Dopiero wtedy zauważyłem, że właśnie tam dwóch ludzi w barwach Raisa przyciskało do stołu lekko siwego mężczyznę. Nie wyglądał on na staruszka, ale z pewnością lata świetności miał za sobą. Przed nim, niczym kat, stał średniego wzrostu Turek, w samej marynarce i garniturowych spodniach. Jego klatkę piersiową zdobiły wymyślne tatuaże, których z mojego miejsca nie mogłem dokładnie zobaczyć, a przez jego twarz ciągnęła się głęboka, nieprzyjemnie wyglądająca blizna w kształcie litery C.

Dying Light | JikookWhere stories live. Discover now