[33,0] - Bombardowanie

285 28 40
                                    

Musiałem szczerze przyznać sam przed sobą, że zaczynałem wręcz nienawidzić harrańskich kanałów. Nie miałem z nimi absolutnie żadnych miłych wspomnień - było w nich zimno, ciasno, ciemno i śmierdziało w nich gorzej niż w piekle, a do tego łączyły się z tunelami pod miastem, które pozapychano gnijącymi zwłokami, kiedy ludzie jeszcze mieli jako-taką kontrolę nad epidemią. Jednym słowem, przeprawa przez nie była istnym koszmarem, szczególnie, gdy z Jungkookiem musieliśmy dodatkowo uważać na każdym zakręcie, by przypadkiem nie wpaść na zarażonych, którzy jakimś cudem również się tutaj dostali.

Jednak nawet jeśli bardzo nie chciałem ponownie błądzić pośród ścieków i trupów, to była to jedyna droga, którą mogliśmy wykorzystać, by dostać się w odpowiednie miejsca w Harranie. Tym razem padło na oddaloną od miasta antenę przekaźnikową, niedaleko nieczynnej fosy.

Namjoon, gdy tylko dotarliśmy do kryjówki Żaru, nawet nie pytał o Taehyunga. W drodze powrotnej z muzeum zdążyłem mu przekazać, że wracaliśmy we dwójkę, więc mężczyzna najwidoczniej postanowił nas nie dołować jeszcze bardziej. Razem z Savvy'm przekazał nam natomiast płaski wzmacniacz, który powinien pomóc nam w skontaktowaniu się z kimś z zewnątrz. Z kimkolwiek. Byle tylko udało nam się obalić propagandę Ministerstwa i powstrzymać bombardowanie.

Haczyk był jednak taki, że wzmacniacz trzeba było zamontować najwyżej jak się da, żeby sygnał był dostatecznie silny. A najwyższym punktem w mieście była główna antena przekaźnikowa na górzystym uboczu.

Savvy kierował nas przez radio, dopóki nie dotarliśmy pod odpowiednie drzwi, którymi powinniśmy wyjść nieopodal przekaźnika. Kiedy tylko opuściliśmy zaciszne tunele, na zewnątrz przywitał nas zbliżający się zachód słońca i okropna ulewa. Ciężkie, zimne krople szybko zaczęły przemaczać nasze ubrania, jeszcze zanim dotarło do mnie, że znajdowaliśmy się na czymś na wzór tarasu, kilkanaście metrów nad ziemią, ale za to ze świetnym widokiem na fosę, rzekę, nieskończony most i antenę przekaźnikową na wzniesieniu. Była naprawdę ogromna, o wiele wyższa niż anteny w mieście, a przez swoje położenie zdawała się być jeszcze większa niż w rzeczywistości.

Przełknąłem ślinę, kiedy rozbrzmiał pierwszy grzmot, a dwie błyskawice przecięły niebo tuż nad wieżą przekaźnikową. Jungkook zerknął na mnie, a dopiero kiedy na niego spojrzałem, dotarło do mnie, że próbował coś powiedzieć, jednak burza i deszcz skutecznie go zagłuszały.

- Piękna pogoda! - usłyszałem w końcu, na co uśmiechnąłem się krzywo. - Musimy zeskoczyć do rzeki, to najprostsza droga na dół!

- Poziom wody jest niski, to może nas zabić! - odkrzyknąłem.

- Savvy mówił, że jest bezpiecznie! - odparł chłopak, a ja już tylko pokiwałem głową, bo i tak nie byłbym w stanie go powstrzymać przed przełożeniem nóg przez barierkę.

Jungkook szybko odbił się z miejsca, a zaraz doszedł mnie bardzo cichy plusk z dołu. Kiedy wychyliłem się, żeby zobaczyć, czy bokser przypadkiem nie roztrzaskał się o jakąś skałę, znowu zagrzmiało. Jeon miał się całkiem dobrze, a przynajmniej tak wnioskowałem, bo płynął powoli do brzegu, co rusz spoglądając na mnie i ruchem ręki zachęcając do skoku.

Wziąłem głębszy oddech, zanim przeszedłem na drugą stronę barierek. Nie chciałem patrzeć w dół, żeby przypadkiem nie zacząć się bać jeszcze bardziej. Nie mieliśmy czasu na panikowanie - ostatni dzień, w którym mogliśmy powstrzymać bombardowanie, właśnie powoli dobiegał końca. Skoczyłem w akompaniamencie kolejnego grzmotu, który zdawał się być nieco cichszy przez krew buzującą mi w uszach. Chwilę później wpadłem pod wodę z zamkniętymi oczami, zupełnie zapominając o tym, że nie nabrałem powietrza w płuca przed nurkowaniem. Wynurzyłem się, kaszląc głośno, a Jungkook patrzył na mnie ponaglająco z brzegu, rozmawiając przez radio, zapewne z Savvy'm.

Dying Light | JikookTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang