[11,0] - Gazi

306 35 31
                                    

Dotarcie do osiedla otoczonego wysokim ogrodzeniem zajęło mi prawie godzinę, mimo że niemal cały czas biegłem. Tak naprawdę mogłem iść na skróty przez miasto, a nie wzdłuż autostrady, która swoją drogą miejscami sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała mi się zawalić na głowę. Oczywiście, gdybym zaczął znowu krążyć między nijakimi budynkami slumsów, najpewniej bym się zgubił, więc pewnie i tak zaoszczędziłem nieco czasu, wybierając okrężną drogę, poleconą przez Jeona.

Samo osiedle nie wydawało mi się ani specjalnie bogate ani jakkolwiek wyjątkowe. A na pewno nie na tyle, by odgrodzić je, niczym strzeżone domki dla dobrze sytuowanych biznesmenów klasy średniej. Do tego płot w niektórych miejscach był nieco dziurawy, czy poprzechylany. Co prawda raczej nie przecisnąłby się tamtędy żaden zarażony, ale kot czy pies już owszem. Zdziwiłem się więc, widząc zombie przechadzające się między domkami na osiedlu.

Postanowiłem iść wzdłuż ogrodzenia, mając nadzieję na znalezienie jakiegoś większego przejścia. Krótko potem dostałem zawału, gdy nagle ktoś zeskoczył tuż przede mną z dachu autobusu stojącego na przystanku, obok którego właśnie przechodziłem. Tym kimś okazał się być oczywiście Jungkook, choć początkowo wziąłem go za wirala i już miałem brać nogi za pas.

- Nareszcie, księżniczko - chłopak uśmiechnął się krzywo, prostując plecy. Głupkowatym wyrazem twarzy próbował zamaskować grymas bólu, jednak niezbyt dobrze mu to szło.

- Po co łazisz po autobusach i skaczesz, jak małpa, skoro cię boli? - Jeon wywrócił oczami na moje słowa, zaraz chwytając mnie za ramię. Myślałem, że nie miał zamiaru odpowiadać, ale kim byłby, gdyby zostawił jakąkolwiek moją wypowiedź bez komentarza?

- Miałem stać na środku ulicy i udawać, że łapię stopa? - odparł sarkastycznie.

- Nie, ale mogłeś chociaż zejść ostrożniej. Chyba, że chcesz przesiedzieć w Wieży kolejny tydzień - wzruszyłem ramionami, idąc tuż obok chłopaka. Kątem oka zauważyłem, jak po raz drugi wywraca oczami.

- Księżniczka zrobiła się pyskata - podsumował. - Seokjin pół godziny zrzędził mi o tym, że rana może się otworzyć, ale jak na razie but nie przesiąka mi krwią, więc nie ma co srać żarem.

Westchnąłem ciężko, postanawiając dłużej z nim nie dyskutować. Nie miałem pewności, czy dalej chciał grać twardziela, czy może faktycznie miał serdecznie w poważaniu własne zdrowie. Bądź co bądź, jako sportowiec powinien na to uważać. Miałem już nawet nawiązać do plakatu, który widziałem w wypożyczalni kaset, ale dokładnie w tym momencie dotarliśmy pod bramę, prowadzącą na strzeżone osiedle. Stała otworem i nie wyglądała, jakby w ogóle kiedykolwiek była zamykana, nawet przed wybuchem epidemii. Rośliny zdążyły przyrosnąć do niej na dobre, przytwierdzając oba skrzydła do podłoża.

- Gazi mieszka prawie na końcu osiedla. Uważaj na zombiaki. Są ogłupiałe przez opary z kanalizy, ale wciąż mogą nagle na ciebie ruszyć - mruknął cicho, idąc pewnie asfaltową drogą, która kilka metrów za bramą zmieniała się w coś na wzór drewnianego pomostu.

Dopiero teraz zauważyłem, że teren był mocno podmokły, a tuż za budynkami rozciągało się coś, co na początku chciałem nazwać stawem. Szybko jednak zmieniłem zdanie, bo bagno śmierdziało z daleka tak, jakby ktoś powrzucał tam gnijące ciała i podgrzał, chcąc zrobić sobie taką ohydną herbatę. Jungkook sprawnie przeprowadził nas przez małe osiedle, omijając szerokim łukiem każdego zarażonego po drodze. Teraz, kiedy dotarło do mnie, że najprawdopodobniej zostało oddzielone ze względu na smród z kanalizacji, wcale już nie dziwiłem się temu, że nie wyglądało na bogate.

- Dobra, to tutaj - oznajmił chłopak, zatrzymując się nagle przed jakimiś domkiem, przez co wpadłem na niego. Brunet nawet nie drgnął, za to ja odbiłem się od jego ciała i mało brakowało, a poleciałbym do tyłu. Na szczęście udało mi się utrzymać równowagę, bo naprawdę nie byłem pewien, czy mój nadwyrężony kręgosłup przetrwałby kolejny wstrząs.

Dying Light | JikookWhere stories live. Discover now