[17,0] - Skorpion

264 27 32
                                    

Taehyung znał Harran o wiele lepiej, niż mógłbym na początku przypuszczać. Dzięki niemu udało nam się naprawdę szybko z powrotem dotrzeć w okolicę garnizonu Raisa i to praktycznie nie spotykając zupełnie nikogo po drodze. Byłem pod wrażeniem, a do tego miałem świetny humor, bo, bądź co bądź, przyczyniłem się do naszego małego sukcesu, a przy okazji udało mi się nie spaść z wysokości ponad stu metrów i nie złamać kręgosłupa.

Miałem już nawet spytać Kima, kiedy tak dobrze poznał miasto, ale w ostatniej chwili zrezygnowałem. Byliśmy za blisko siedziby Raisa, żeby wdawać się w niepotrzebne dyskusje.

Strażnicy wpuścili nas na teren budynku, uprzednio znowu każąc nam zostawić całą broń pod ich opieką. Niedaleko nich czekał na nas Karim z przyjaznym uśmiechem na ustach. Pomachał do nas, na wszelki wypadek, gdybyśmy go nie zauważyli, a zaraz potem wyciągnął rękę w stronę Taehyunga, który bezbłędnie odczytał jego intencje. Podał mężczyźnie kopertę, którą wcześniej schował w kieszeni spodni, a Karim skinął nam głową, znowu się uśmiechając.

- Dzięki. Można na was polegać bardziej, niż na tej bandzie zapijaczonych mord - przewrócił oczami na myśl o większości mężczyzn w bazie. - Idźcie na główny dziedziniec. Rais już na was czeka i przy okazji załatwia jakieś... sprawy.

Zmarszczyłem brwi, czekając na kolejne słowa Karima, ale te nie padły. Brunet wzruszył jedynie ramionami, jakby to, jakie sprawy mógł załatwiać Rais, powinno być dla nas oczywiste. Odetchnąłem ciężko, kiedy stres, związany z ponowną konfrontacją z dowódcą garnizonu, uderzył we mnie zupełnie nagle. Jednak ani Karim, ani tym bardziej Taehyung nie czekali, aż zdążę porządnie spanikować - każdy z nich ruszył w inną stronę, przy czym Kim znalazł się przy blaszanych drzwiach do dziedzińca, zanim ja w ogóle ruszyłem się z miejsca.

Gdy tylko Taehyung pewnie przesunął drzwi, udało mi się dosłyszeć część rozmowy Raisa z trójką jego ludzi. Wokół, jak wcześniej, stało kilkudziesięciu strażników, gotowych do oddania strzału w razie potrzeby, ale nie widziałem za to nigdzie Hoseoka, co z jednej strony mnie uspokoiło, ale i w jakiś niewytłumaczalny sposób zmartwiło. Skoro nie było go tutaj, pewnie wykonywał jakąś czarną robotę dla swojego szefa, szkodząc innym mieszkańcom Harranu.

- Daj palec, a wezmą całą rękę - zachrypnięty głos Turka niósł się echem wśród skrzyń ze zrzutów, których teraz było zdecydowanie więcej, niż gdy opuszczaliśmy garnizon. - Zapewniam wam jedzenie, broń, kobiety i przetrwanie, a wy nie potraficie nawet wypełnić najprostszego zadania.

Trzej mężczyźni, którzy stali do tej pory w równym rzędzie przed Raisem, zaczęli uciekać wzrokiem w naszą stronę, tym samym zwracając na nas uwagę swojego dowódcy.

- Och, pachołki z Wieży - Turek obrócił się do nas przodem, a ja dopiero wtedy zauważyłem karabin, który trzymał w dłoniach jakby nigdy nic. Przy okazji machnął na trójkę ruganych wcześniej mężczyzn, którzy szybko odeszli na tył dziedzińca by pomóc przy rozładunku kolejnych skrzyń. - Słyszałem, że udało wam się zrobić to, co polecił wam Karim, a nawet więcej. Gratuluję.

- Wywiązaliśmy się z naszej części umowy. Teraz twoja kolej - odparł rzeczowo Kim, patrząc Raisowi prosto w oczy. Sam obserwowałem ich wymianę zdań lekko z boku, żeby nie przeszkadzać. Jeśli miałbym rozmawiać z Turkiem sam, zapewne nie skończyłoby się to zbyt owocnie, o ile w ogóle byłbym w stanie wykrztusić z siebie jakiekolwiek słowa. 

Rais miał w sobie coś, co wypełniało mnie dziwnym przerażeniem. Szczególnie, gdy byłem zmuszony patrzeć mu w oczy. Podobną, parszywą aurę roztaczał wokół siebie Grizzly. Pewnie dlatego został prawą ręką Raisa. Jak twierdził Machiavelli, lepiej, by się ciebie bali, niż cię kochali, jeśli nie można mieć wszystkiego. Ci dwaj na pewno wyznawali tę zasadę.

Dying Light | JikookWhere stories live. Discover now