[21,0] - Arena

262 31 82
                                    

Świadomość wróciła mi, kiedy ktoś mocno uderzył mnie w policzek. Otworzyłem oczy, przez chwilę nie wiedząc, co się działo. Niemal zgiąłem się wpół z bólu, kiedy ktoś nagle kopnął mnie w bok. Uniosłem się gwałtownie na łokciach, żeby spróbować się obronić, ale nie było to potrzebne - mężczyzna, który mnie bił, odsunął się, gdy tylko zauważył, że odzyskałem pełną przytomność.

Wokół było strasznie głośno albo to mnie szumiało w uszach. Wszystko mazało mi się przed oczami, a zanim udało mi się dojrzeć pośród niepokojących kształtów sylwetki Raisa i Taehyunga, minęło zdecydowanie zbyt dużo czasu.

-... w mieście pełnym kłamstw, jesteś najgorszym kłamcą ze wszystkich! - mówił podniesionym głosem Rais, uśmiechając się z politowaniem do Tae. Czterech strażników otaczających Turka wciąż trzymało karabiny wymierzone w blondyna, ale sam Kim zdawał się zupełnie nie zwracać na nich uwagi.

Zerknąłem kątem oka na jednego faceta, który stał tuż obok mnie, również celując do mnie z broni. Za nim zauważyłem otwarty kontener magazynowy i beczkę z palącą się zawartością. Zaciekawiony zacząłem rozglądać się dalej, bo prawdopodobnie to właśnie była arena, o której wcześniej wspominał Rais.

Nijakie ściany budynków odgradzały fragment nagiego, betonowego pola, na którym poustawiano kilka kontenerów. Zamknięta przestrzeń była brudna i zagracona, wyglądając przy tym jak piwnica, plac budowy i wejście do kanałów w jednym. Kiedy spojrzałem w górę, zauważyłem trzy, ogromne żurawie i jeszcze więcej kontenerów, ułożonych jeden na drugim na dachach budynków. Pomiędzy nimi widziałem jakieś ruchy i dopiero wtedy zrozumiałem, że to musieli być ludzie Raisa. Wrzeszczeli coś i wymachiwali swoimi broniami, jakby zagrzewali nas, tudzież naszych potencjalnym wrogów, do walki.

No, tak - pomyślałem. - Walka na arenie powinna mieć widownię.

- O co ci chodzi, co? - warknął nagle Taehyung, wytrącając mnie z zamyślenia, a wraz z kolejnymi słowami, z jego ust wypłynęła strużka krwi. - Odpowiedz, skurwielu!

- Tak, trać kontrolę! Chyba w tym jesteś dobry, prawda?

Rais uśmiechnął się, odchodząc od Taehyunga w stronę ściany, do której przymocowana została ruchoma platforma. To właśnie na niej stał doktor Zere, dzięki czemu nieco mi ulżyło, ale zaraz z powrotem podskoczyło mi ciśnienie, gdy zdałem sobie sprawę, że kolejny ze strażników przystawiał naukowcowi nóż do gardła.

Reszta mężczyzn również udała się na platformę, pozostawiając mnie i Tae na arenie. Wciąż jednak mierzyli do nas, upewniając się, że nie ruszymy się, dopóki ich szef tego nie zapragnie.

- Niech zacznie się show! - powiedział głośno Turek, gdy wejście na platformę zostało zamknięte, a całość podjechała do góry. Mężczyźni, siedzący tłumnie przy kontenerach ponad naszymi głowami, zawtórowali mu salwą krzyków.

Odwróciłem głowę w stronę, z której doszedł mnie głośny zgrzyt. Z przerażeniem dostrzegłem, że jedna ze śluz, które otaczały arenę, została otwarta, a zza krat wybiegli wirale.

Prosto na nas.

Wstałem na równe nogi, instynktownie ruszając w stronę Taehyunga. Ani on, ani ja, nie mieliśmy żadnej broni, co absolutnie nie przemawiało na naszą korzyść. Kiedy tylko złapaliśmy kontakt wzrokowy, Kim wskazał mi najbliższy z kontenerów.

- Wskakuj na górę! - krzyknął do mnie, w biegu łapiąc kawał jakiejś deski, która mogłaby mu posłużyć za broń. Wiral, który był najbliżej niego, oberwał na próbę, a kiedy deska nie rozleciała się, Tae uśmiechnął się pod nosem.

Dying Light | JikookTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon