[6,0] - Gniazdo

Zacznij od początku
                                    

Usiadłem w cieniu sterty palet pcv na dachu budynku, ziejąc niczym bernardyn po szaleńczym biegu w środku lata. Właśnie skończyłem kolejną rundkę parkouru, i chyba na dziś już ostatnią, bo było jeszcze goręcej niż zazwyczaj, a moja skóra zdawała się płonąć żywym ogniem. Zupełnie jakbym był wampirem, którego wepchnięto do pustej studni w samo południe, by obrócił się w popiół pod wpływem promieni słonecznych. Sięgnąłem po przyniesioną ze sobą butelkę i od razu wypiłem ponad połowę jej zawartości. Część wody, która nie trafiła do ust, spływała mi po brodzie i szyi, dając chwilowe ukojenie. Chyba będę potrzebował jakiejś maści na poparzenia słoneczne.

- Parkour idzie ci coraz lepiej - podskoczyłem w miejscu ze strachu, słysząc tuż za sobą głęboki, męski głos. Przy okazji zakrztusiłem się przełykaną wodą, a to, co zostało w butelce, wylądowało na mojej przepoconej koszulce. Obejrzałem się szybko na Taehyunga, który z uśmiechem obserwował mnie z dystansu. Nie miałem pojęcia, kiedy pojawił się na dachu, a on chyba doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

Mężczyzna podszedł bliżej i usiadł obok mnie, patrząc na panoramę Harranu. Zerkałem na niego co chwilę, próbując odgadnąć intencje, z jakimi tu przyszedł, kiedy ten wygodnie rozsiadał się na gzymsie, z trzy razy poprawiając swoją pozycję, zanim ponownie się odezwał.

- Nie spinaj się, Chim. Codziennie sprawdzam, jak sobie radzisz, żebyś przypadkiem się nie przetrenował. Jeon przylatywał tu w każdej wolnej chwili, więc jestem przyzwyczajony do ściągania go z morderczych treningów, które sam sobie fundował. Poza tym, chciałem z tobą porozmawiać - wyjaśnił, a mnie przeszedł dreszcz. Naprawdę obserwował, jak wyciskałem z siebie siódme poty, będąc święcie przekonanym, że byłem tutaj sam?

W tamtym momencie najpewniej oblałbym się wyraźnym rumieńcem zawstydzenia, ale i tak już byłem cały czerwony od biegania i skakania w tych piekielnych warunkach, dlatego zwyczajnie spuściłem głowę między kolana. Mężczyzna, nie usłyszawszy żadnego pytania z mojej strony, postanowił kontynuować swoją wypowiedź, najwyraźniej nie przejmując się moim rosnącym poziomem zażenowania.

- Muszę przyznać, że pozytywnie mnie zaskoczyłeś - powiedział w końcu pokrzepiająco. - Wziąłem cię za fajnego, ale trochę tchórzliwego gościa, który najchętniej siedziałby na dupie i czekał na ratunek, który nie nadejdzie. Kook powiedział mi, co dla niego zrobiłeś w magazynach. Twierdzi, że zachowałeś się jak ostatni debil i to pod wpływem chwili, ale sądzę, że tak naprawdę jest ci dozgonnie wdzięczny za takie poświęcenie. Jeon nigdy by się nie przyznał - niepewnie obróciłem głowę w jego stronę, by zobaczyć jego szeroki uśmiech. Odwzajemniłem ten gest, unosząc jeden kącik ust w górę. W końcu ktoś mnie tutaj docenił.

- O tym chciałeś porozmawiać? - spytałem w końcu, na co uśmiech mężczyzny zrobił się jakiś inny.

Naraz przeszedł mnie dziwny dreszcz, taki jak gdy w środku nocy przypomni ci się, że nie zrobiłeś projektu, który trzeba oddać z samego rana. Tae wyglądał, jak psychopata, który trzyma w piwnicy coś jeszcze oprócz uroczych kotków. Już miałem zamiar lekko się odsunąć, ale Kim przerzucił rękę przez moje barki i przygarnął moje zlane potem ciało do siebie.

- Mam pewną propozycję. Specjalnie dla ciebie. Tylko ty i ja - puścił mi oczko, a ja zachłysnąłem się powietrzem, czerwieniejąc jeszcze bardziej. Kim roześmiał się serdecznie, poklepując mnie po mokrych od potu plecach, do których nieprzyjemnie kleiła się koszulka. Odepchnąłem się od niego z jękiem dezaprobaty, co tylko bardziej go rozbawiło. - Nie jest to żadna z propozycji, o których pomyślałeś, zboczuszku. Chcę tylko żebyś pomógł mi wysadzić jeden wieżowiec.

Spojrzałem na niego, jak na idiotę, zastanawiając się, czy się przypadkiem nie przesłyszałem.

- "Tylko" przy "wysadzić wieżowiec" brzmi dość mocno nie na miejscu, nie sądzisz?

Dying Light | JikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz