6. Niezobowiązujące wyznania

622 19 0
                                    

Chodziliśmy między alejkami, mijając wielu ludzi. Po bokach stały różne atrakcje i wszyscy, a przynajmniej ja, zachwycali się ich kolorami. Uwielbiałam ten klimat wesołego miasteczka, gdy jesteś tam razem z przyjaciółmi jako nastolatka i możesz zrobić wszystko, co tylko zechcesz. W pewnym momencie Leo zatrzymał się przy jakimś stoisku i wygrał w rzutkach pluszaka, którego podarował Manon. Kenzo też próbował swoich sił, ale po dwóch nieudanych próbach zrezygnował.

– Chodźmy na diabelski młyn! – krzyknęła Louna, gdy przechodziliśmy obok tego wielkiego koła, które kojarzyło mi się tylko z horrorami.

– Jestem za – odparła Juliette i Lina.

– Posram się, ale możemy iść – odezwał się Brice, na co Vincent prychnął.

– Mi też pasuje – powiedział. – Będzie śmiesznie.

– Ale ja się boję. Mam lęk wysokości – rzuciłam, patrząc na chłopaka. Odgarnął mi włosy z twarzy i uśmiechnął się, patrząc prosto w moje oczy.

– I tak pójdziesz – mruknął, a ja skrzywiłam się, pokazując w jego stronę środkowego palca. Spodziewałam się innej reakcji, a nie takiej.

Ustawiliśmy się więc wszyscy w kolejce, jedno za drugim. Ja jednak, stanęłam obok Vincenta i złapałam jego ramię, podobnie jak Manon Leona. Początkowo spiął się, ale później przyzwyczaił do uścisku.

– Boję się jak cholera. Przecież tam jest wysoko, a jak spanikuję? A co gorsza, jeśli to koło wypadnie z zawiasów i będzie się toczyło, i wszyscy zginiemy? O mój Boże, nie dam rady – panikowałam, rozglądając się dookoła. Vincent zaśmiał się na moje głupie gadanie.

– Za dużo filmów się naoglądałaś, czy co? Przestań tyle myśleć i zdaj sobie sprawę, że wszyscy tam będziemy – odparł.

No to tym bardziej.

Wszyscy zginiemy.

Do jednego wagonika mogło wsiąść maksimum pięć osób. Do pierwszego wsiadła Manon i Leo, a także Juliette, Lina i Brice. Do następnego jako pierwszy wsiadł Kenzo, poźniej Louna, Adrien, Maximme i Vincent, a ja zostałam sama.

– Ja z nią pójdę – wtrącił się Adrien, gdy jeszcze był czas.

– Nie musisz, ja to zrobię – odezwał się Vincent i wsiadł ze mną do następnego wagonika. Uśmiechnęłam się delikatnie, patrząc na swoje buty, bo byliśmy sami, co zdecydowanie podobało mi się jeszcze bardziej od widoku miasta.

Im wyżej się wznosiliśmy, tym miałam w brzuchu większy ścisk. Stanęłam na wprost okna, a w pewnym momencie Vincent stanął za mną. Z łatwością mogłam wyczuć jego oddech na moim karku, jednak trzymał dystans i nie dotknął mnie.

– Widać stąd całe Bordeaux – szepnęłam z uśmiechem.

– Lubię patrzeć na to miasto z góry – powiedział.

Poszłam zobaczyć widok z drugiej strony. Nie bałam się już, bo chyba nie do końca wierzyłam, że to się naprawdę dzieje. Że jestem tutaj sam na sam z nim, nie muszę się martwić o nic i wszystko wydaje się takie idealne. Chłopak znów za mną stanął, a ja oparłam głowę na jego klatce piersiowej. Odwróciłam się do niego. Uśmiechnął się do mnie, jednak spoważniał po chwili, jakby przypomniał sobie coś ważnego.

– Ale że ty stwierdziłeś, że jestem ładniejsza od tyłu? – odezwałam się, prychając pod nosem.

– Słuchaj, mówię ci to tak czysto teoretycznie – zaczął. – Jakbyś kiedyś do mnie coś poczuła, musimy przestać. Po prostu odpuść. I mnie też się to tyczy. Tak będzie po prostu lepiej.

SerendipityWhere stories live. Discover now