Jechaliśmy w ciszy. Jedynie w radio grała jakaś piosenka, której nie znaliśmy. Jego ręka, która cały czas leżała na moim udzie, zaczęła się powoli poruszać w górę i w dół. On sam zaczął się dziwnie uśmiechać, jakby coś mu się przypomniało, jednak nie odezwał się. Nie wiedziałam dokąd mnie zabiera, ale ufałam mu, a przynajmniej wmawiałam sobie, że tak właśnie jest.
– Więc plan jest taki, że zagadasz mojego kolegę, a ja zrobię, co muszę i wrócę po ciebie – odezwał się w pewnej chwili. Zboczyliśmy z głównej drogi na mniejszą, leśną, ale wciąż była dosyć szeroka, żeby zmieścić dwa samochody.
– Po pierwsze, jakiego kolegę? Po drugie, jakiego kolegę? – Zażartowałam, na co tylko obdarzył mnie tylko zażenowanym spojrzeniem. Przewróciłam oczami. – Po prostu mi wytłumacz, bo nie wiem, o co chodzi.
– Zaraz wysiądziesz. Pójdziesz prosto, jakieś pięćdziesiąt metrów i zobaczysz budynek. Coś w stylu garażu, ale jednak szopa mojego dziadka jest lepsza. Będzie tam stał chłopak, może dwóch, i zagadasz go. Resztę zostaw mnie – wytłumaczył i uśmiechnął się pewnie. Prychnęłam. Nie wiedziałam, o co w ogóle chodzi, ale co by to nie było, nie miało prawa się udać.
– A co później? – spytałam. – Jeśli mi się nie uda?
– W najgorszym wypadku umrzesz, ale to chyba lepiej. Ewentualnie mogą cię najpierw zgwałcić, potem zabić, ale to tylko czasami. – Wzruszył ramionami. Serce zmieniło swój rytm na szybszy, a nogi zaczęły lekko drgać. Mimo to tym razem ja posłałam mu zażenowane spojrzenie, bo zdawałam sobie sprawę, że musiał żartować. I to nie był jeden z tych żartów, które mogła zrozumieć ograniczona grupa osób. To jeden z tych tandetnych, gdzie każdy wie, o co chodzi i nikt się nie śmieje, bo to nie są tematy do żartów.
– I jesteś taki spokojny? – rzuciłam, patrząc na niego, jednak nadal się delikatnie uśmiechał.
– A ty nie? Jeśli mu ufasz, to też powinnaś być. Ufasz mi? – Popatrzył się na mnie. – Tak w stu procentach?
– No nie wiem...
– To ufaj. Proste.
– Och, tak. To wszystko naprawia – powiedziałam sarkastycznie, mrużąc na niego oczy.
– Nie myśl o tym. Tylko nie zwątp i nie zaczynaj panikować – powiedział Vincent. – I najważniejsze, nie wspominaj, że jesteś ze mną. Jakbyś w ogóle mnie nie znała.
– Okej, pewnie wiesz, że zastanawiam się, dlaczego, ale spoko. Jeśli jakkolwiek ma mi to pomóc. Ale jak mam go zagadać? Nie jestem w tym najlepsza.
– Ty? Kurwa. – Zaśmiał się. – Jesteś największą gadułą jaką znam, więc coś wymyślisz. Może, że chciałabyś zrobić zdjęcia na tym tle, bo potrzebujesz do szkolnego projektu albo zgubiłaś się i nie wiesz jak wrócić. Chociaż nie, lepiej nie.
– Ile mam gadać?
– Jak najdłużej – rozkazał chłopak. – Nie zaczynaj uciekać, bo i tak cię złapie. A jak będzie ich więcej niż jeden, to już w ogóle.
– Aha – burknęłam. – A jeśli się nie zgodzę? Jesteś popierdolony ostro, wiesz o tym?
– Wiem i chyba musisz się zgodzić. W zasadzie to zdecydowałem za ciebie.
– Po co to robimy? – spytałam cicho. Westchnął po chwili, przecierając twarz dłonią i pewnie zastanawiając się nad odpowiedzią. Był spokojny, bo nie miał do zrobienia nic ważnego, niebezpiecznego, co zapewniło by mu ból i traumę do końca życia. Co prawda, nie wiem, co chciał zrobić, ale na pewno nic tak beznadziejnego.
YOU ARE READING
Serendipity
RomanceTo wszystko stało się tak szybko przez moją słabą wolę i jego nieopanowane pragnienie. Cały czas mogłam słyszeć, że ma on na mnie zły wpływ, jednak wszystko było w porządku, dopóki nade mną unosił się zapach róż. Pierwsza część dylogii ,,White roses...