31. Najpiękniejsza z róż

320 9 0
                                    

Uśmiechnęłam się na widok, jaki zastałam ósmego lipca w salonie. Spojrzałam się na siostrę w tym samym momencie, co ona na mnie. Widziałam, jak świeciły się jej oczy i jaka szczęśliwa się w tamtym momencie stała. Mama i tata czekali na nas na dole pewnie od wczesnej godziny. Kobieta trzymała w rękach dwa upominki i wydawała się być podekscytowana, za to nasz ojciec stał obok i udawał, że też się bardzo cieszy. Arthura nie było nigdzie w pobliżu, co dla Claire okazało się być wręcz wybawieniem, dla mnie zresztą też.

– To dla was, moje kochane bliźniaczki. Wszystkiego najlepszego, Maire! – krzyknęła mama i podeszła do nas, wręczając prezenty, po czym przytuliła nas z osobna. – W kuchni macie śniadanie, mam nadzieję, że będzie wam smakować. Mi by na przykład bardzo smakowało, wiem, co mówię.

Cóż, już wiem, po kim byłam gadułą.

Weszłyśmy do kuchni w tym samym czasie, jednak zatrzymałyśmy się w progu. Claire zasłoniła usta ręką, poważniejąc, a ja posłałam Arthurowi spojrzenie pełne złości i oburzenia. Siedział na jednym z krzesełek i właśnie kończył nasze urodzinowe śniadanie. Zaciekawiona mama stanęła za nami i westchnęła głośno, nie mogąc uwierzyć własnym oczom, jednak po chwili zaśmiała się cicho.

– Zjadłeś dzieciom naleśniki – skomentowała. Pokiwała z rezygnowaniem głową i zabrała mu talerz spod nosa. – Zrobię nowe.

– Myślałem, że są dla mnie – odparł. Przewróciłam oczami i nie chcąc dłużej na niego patrzeć, wzięłam prezent od siostry i rzuciłam do niej cicho, że idę je zanieść na górę.

Mama zrobiła dodatkowe naleśniki z owocami i czekoladą, i przyrzekam, były to najlepsze naleśniki, jakie kiedykolwiek mogłam zjeść. Później spędziliśmy razem miły czas, a przynajmniej udawaliśmy, że wszystko było w porządku. W końcu mama się bardzo starała, żebyśmy razem z Claire poczuły się tego dnia wyjątkowo. Tata i Arthur nie wydawali się za bardzo zainteresowani wspólnym oglądaniem filmów czy graniem w gry, ale nie przejmowałyśmy się nimi. Wieczorem każdy rozszedł się w swoją stronę. Mama ze swoim mężem pojechali na miasto, mówiąc, że mają coś ważnego do załatwienia, a tata nie tracąc czasu, również zostawił nas dla swojej dziewczyny. Wydawało mi się, że mojej siostrze zrobiło się z tego powodu przykro, ale nie rozmawiałyśmy na ten temat. Ona sama miała zamiar wyjść z domu, w celu odwiedzenia koleżanki, którą poznała przypadkiem przez Internet już jakiś czas temu, a nie miała okazji się z nią spotkać, ponieważ dziewczyna mieszkała tutaj, w Bordeaux.

– Na pewno sobie poradzisz? Wiesz jak tam dojechać, nie zgubisz się? – spytałam, gdy zakładała buty. Spojrzała na mnie łaskawie, na co wzruszyłam ramionami, pesząc się lekko. Martwiłam się, że sobie nie poradzi. Ja na pewno bym się zgubiła w Paryżu, więc podziwiałam ją, że się nie bała jechać sama.

– Wiem. Co jest trudnego w tym, aby wsiąść w odpowiedni autobus? Jesteś moją siostrą w tym samym wieku, a nie matką. Nie martwiłaś się, zostawiając mnie ze swoimi znajomymi, a teraz się boisz? Nie ma potrzeby, Marise – oznajmiła. Przewróciłam oczami na zdanie o moich znajomych.

– Bo im w większości ufam, a teraz będziesz sama! – rzuciłam.

– Czyli jak zazwyczaj – powiedziała cicho pod nosem i uśmiechnęła się w moją stronę. Westchnęłam głośno, odpuszczając. Wierzyłam w nią, że sobie poradzi. Otworzyła drzwi i już miała zamiar wychodzić, jednak przystanęła w pewnym momencie i odwróciła się z powrotem. Ściągnęłam brwi na jej zachowanie. Widziałam, że zastanawia się nad czymś. I to bardzo.

– Wszystko okej? Zapomniałaś czegoś? – odezwałam się, jednak machnęła na to ręką. Podeszła do mnie i rzuciła mi się na szyję, aby następnie objąć mocno. Odpowiedziałam uściskiem dopiero po chwili, nie spodziewałam się, że mnie przytuli i to w dodatku tak gwałtownie.

SerendipityWhere stories live. Discover now