Rozdział 6

2.5K 262 82
                                    

      Przeszłość była dla mnie, niczym niezabliźniona rana — przy dotknięciu wciąż bolała, jakby żywa. Pogodziłam się z nią na swój własny sposób. Po prostu nawet największy niedobitek mierzył się z traumą pozostawioną po przetrwaniu piekła.

— Cześć, Jade — przywitałam się z prawą ręką ciotki siedzącą za kontuarem biurka. Kobieta oderwała wzrok znad tabletu, posyłając mi uśmiech.

— Kopę lat, studentko — powiedziała. — Wystarczyła odrobina czasu pośród rówieśników, żeby zapomnieć o starych babach.

Większość wakacji spędziłam, plątając się po firmie. Czasami pomagałam w drobnych sprawach, dokładałam swoje trzy grosze albo zwyczajnie towarzyszyłam Jade bądź Melissie w codziennych obowiązkach. Żadna nie narzekała na moją obecność, więc stało się to moją małą rutyną przygotowującą mnie do pracy tutaj. Jednak trzy tygodnie temu zajęłam się pierwszymi formalnościami związanymi ze studiami i mieszkaniem, przez co zaniedbałam zawracanie im głowy.

— Spokojnie, złapię rytm na uczelni i powrócę do sterczenia nad tobą — zauważyłam sarkastycznie. — Ciotka u siebie?

Żaluzje były zaciągnięte, co utrudniało podglądanie jej. Wiedziała o mojej wizycie, ale z jej szaleństwem równie dobrze mogło wypaść jej rzekomo niespodziewane spotkanie.

— Tak, chwilę temu zamówiłam wam jedzenie do biura — odparła Jade.

— Dzięki!

Bez pukania wkroczyłam do przestronnego biura, w którego centrum na fotelu obitym białą skórą siedziała Melissa. Póki nie przeniosłam się do Beverly Hills nie widziałam drugiej filii rodzinnej firmy, nad którą pieczę sprawowała ciotka. W San Diego wciąż stał większy i główny oddział, pomiędzy którym przemieszczała się naprzemiennie. Niezależnie od jej roztargnienia była niesamowita w tym, co robi. Moi rodzice jako głowy Reed&Bear Management wspólnie poradzili sobie z drastycznie rozrastającą się firmą, która połączyła się dzięki fuzji. Właśnie dzięki temu kontraktowi złączyły się ich ścieżki. Po ich odejściu Melissa robiła to wszystko w pojedynkę. Nikt nie spodziewał się, że to właśnie ona przejmie firmę, ale nawet niezadowolona kadra sępów chcąca przejąć najważniejsze stanowisko nie mogła przeciwstawić się wiążącej woli testamentu dwóch głównych zarządców. Oni przepisali to wszystko na Mel i Denisa, brata mojego taty, który zarządzał filią w San Diego. W jego przypadku nikt nie podważał wyboru go na drugą głowę zarządu, ciotka długo walczyła by udowodnić swoją wartość i za to ją podziwiałam.

Moi rodzice nie wybrali jej przypadkowo. Mimo że dzielili się szeregiem obowiązków związanych ze spółką dali mi niesamowite dzieciństwo. A Melissa kontynuowała to wszystko najlepiej jak potrafiła, nie była zdolna ich zastąpić, ale nie mogłam wymarzyć sobie lepszego wsparcia po ich śmierci.

— Cholera, tęskniłam za tobą, dzieciaku — powitała mnie szerokim uśmiechem.

Wyszła zza biurka, zgarniając mnie w ciasny uścisk, który oddałam z równą mocą. Nie byłam zwolenniczką przesadnych czułości, ale przy Mel zawsze opuszczałam gardę. Przy niej nie musiałam być twarda w sposób, w jaki wymagał tego świat — tak, by nikt nie wykorzystał tej słabości. Ona widziała mnie w moich najgorszych momentach i pomogła mi przez nie przejść. Była moją opoką.

— Nie maż się za bardzo — zażartowałam, przez co odepchnęła mnie ze śmiechem.

Mrugnęłam do niej, zajmując jeden z granatowych foteli stojących przed biurkiem. Ciemnowłosa podała mi opakowanie z ulubioną kanapką z pobliskiej knajpy, nim rozsiadła się na obrotowym krześle.

— Właśnie zanim zapomnę zgadnij, kto wykłada na University of Southern — powiedziałam, na co uniosła brwi. — Viviana DiLaurantis.

— Pieprzysz — sapnęła.

Every Boy Sins In HeavenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz