Rozdział 35

2.1K 251 45
                                    

           Świat rozmazywał się dookoła mnie, gdy raz za razem rozkładałam ramiona, by przyciągnąć je do piersi. Wirowałam wokół własnej osi, licząc każdy obrót. Byłam tak blisko celu. Dwadzieścia dziewięć, trzydzieści, trzydzieści jeden...

Zatrzymałam się z nogą wyciągniętą do tyłu ze świadomością, że udało się: perfekcyjne fouetté. Moja pierś unosiła się rytmicznie, płuca ścigały się z bezdechem, ale ten brak tchu nie przytłaczał mnie. Nie przerażał. To było cudowne uczucie. Dzika wolność. Zrozumiałam to w sekundzie, w której spojrzałam na stojącego pod ścianą luster, Matthew.

Nagle zapragnęłam zasmakować tego wszystkiego, co jaśniało w jego oczach. Chciałam zanurzyć się w tej otchłani, w tych słodkich obietnicach.

Utknęłam pomiędzy tym kim jestem, kim chciałam być i kim powinnam była być. Taniec wolny od rozmyślań i narzuconych sobie granic, wyzwolił we mnie tą uśpioną część mnie, tancerkę pożądającą manifestacji duszy. Tych wszystkich uczuć, które kryła w sercu. Ból przeszłości łączył się z bezkresnym szczęściem, wolnością tak obezwładniającą, że nie mogłam ubrać jej w słowa. O mało nie upadłam na kolana, gdy to do mnie dotarło. Pięć lat zajęło mi znalezienie się w tym miejscu, na sali tanecznej z osobą towarzyszącą. Może drugie tyle zajmie mi pogodzenie się z własnymi diabłami... Ale w końcu byłam na dobrej drodze, żeby je zwalczyć.

— Maddie. — Słowo padające z jego ust było zduszone.

Jade nie miała racji. Nie zakochałam się w Matthew, ale wiedziałam w kim na pewno się nie zakocham. W jego bracie. Czułam za dużo wtedy kiedy nie powinnam, i za mało wtedy gdy tego pragnęłam. Słowa Jade padające w salonie sukien ślubnych otworzyły w moim umyśle jakąś furtkę — przerażającą otchłań świadomości. Nie było nic gorszego od wiedzy, od której wzbraniałeś się z całej siły.

Wiedziałam, że to on w momencie, w którym usłyszałam sposób, w jaki wypowiada moje imię, a serce zaczęło tańczyć do tego dźwięku.

Wyprostowałam się. Zrobił krok w moim kierunku, jakby bezwiedny. Zupełnie jakby niewidzialna siła przyciągała go do mnie, niczym magnes. Niczego bardziej nie pragnęłam jak pokonać dzielący nas dystans i zrobić coś bardzo głupiego. Coś, co mogło zaburzyć niewyjaśnioną więź, która powstawała między nami. Jakiekolwiek uczucie nas nie łączyło, było przerażające. Miałam wrażenie, że stoję nad krawędzią stromego klifu i w każdej chwili mogę spaść w bezdenną ciemność.

Może właśnie ta obawa zmusiła mnie do powiedzenia:

— Mieszasz mi w głowie — szepnęłam tak cicho, że przez sekundę sądziłam, że niczego nie usłyszał. Ale to była nieprawda. Zobaczyłam zmianę w jego postawie, gdy dotarły do niego moje słowa. — Nasza relacja jest tak dezorientująca, że czasami zastanawiam się, który Matthew jest prawdziwy. Ten, który od dnia mojej przeprowadzki zachowywał się, jakby mnie nienawidził, czy ten przyznający się do tego, że troszczy się o mnie. Powiedz mi, który jest prawdziwy.

Chłopak uchylił usta, oddychał głęboko, jak ja. Widziałam falujące mięśnie bicepsów, gdy zacisnął dłonie, by zaraz je rozluźnić.

— Choć raz powiedz prawdę — powiedziałam z nutą desperacji, za którą potępię się później. — Nie półsłówka, wymijające odpowiedzi albo milczenie. Chcę usłyszeć cokolwiek!

Nie odrywał ode mnie spojrzenia.

— Kłamałem, sugerując, że zobaczyłem twój taniec dzięki schadzce z jakąś tancerką — odparł. — W dniu, w którym po raz pierwszy zobaczyłem cię w Glorya, nie umówiłem się tu z nikim. W rzeczywistości zobaczyłem cię jeszcze przed budynkiem. Stałaś z miną wyrażającą tak wielkie przerażenie i jednocześnie determinację, że coś pchało mnie do pójścia za tobą. Wiedziałem, że to zmieni wszystko, ale nie potrafiłem tego zatrzymać.

Every Boy Sins In HeavenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz