Rozdział 47

2.4K 250 15
                                    

           Siedziałam skulona na kanapie, z kubkiem herbaty rozgrzewającym dłonie, lecz nie ten nienaturalny chłód osiadły w moim wnętrzu. Nawet bliskość Matthew nie była zdolna odgonić tego zobojętnienia.

— Nie wzięła tego dobrowolnie, robiła własne drinki lub przyjmowała je od nas i nie zostawiała ich nigdzie — wyliczała skoncentrowana Hope. — Więc jak mogło do tego dojść?

— Możesz nazwać rzeczy po imieniu — odezwałam się pierwszy raz od dłuższego czasu. Głos miałam ochrypły, jakbym całą noc śpiewała do utraty tchu i w przerwach wypaliła paczkę papierosów. Tyle że prawda była o wiele gorsza. — Zostałam naćpana.

Cała uwaga skupiła się na mnie. Wyraz twarzy Wesleya wyglądał równie morderczo, co Matthew siedzącego u mojego boku, który wyprostował się nieznacznie pod wpływem moich słów.

— Sprawa wygląda o tyle dobrze, że podano mi takie narkotyki, a nie pigułkę gwałtu — skwitowałam szorstko. Na ostatnie słowo każda osoba znajdująca się w pokoju, wzdrygnęła się. — Naprawdę jestem wdzięczna za okazywane mi wsparcie, ale ostatnie czego teraz potrzebuję to roztrząsanie tego. Niemożliwe jest znalezienie winowajcy w miejscu bez kamer, a szukanie go na własną rękę i przesłuchiwanie ludzi jest bezsensowne. W dodatku wywołuje niepotrzebne zamieszanie. Chcę o tym jedynie zapomnieć. Niech świadomość tego co się stało pozostanie między nami i rozejdzie się po kościach...

Ostatnie słowa zostawiły gorzki posmak na moim języku. Dla mnie ta noc nigdy nie odejdzie w niepamięć. Zawsze będzie ze mną. Nawet gdy obolałe od wymiotów, gorączki i dreszczy ciało powróci do normalności, ja będę pamiętać. To jak chwilowa euforia i beztroska przemieniła się w tak dotkliwy zjazd, że przez chwilę Matthew rozważał wezwanie pogotowia. 

— Maddie, w tę sprawę zamieszani są wszyscy nasi najbliżsi przyjaciele, którzy nie siedzą tu tylko dlatego, że nie chcieliśmy cię przytłaczać — powiedziała miękko Hope. — Każdy gotowy znaleźć sprawcę i pokazać mu co robimy z takimi kanaliami.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Z jednej strony nie chciałam dalej tego rozgrzebywać, ale z drugiej nie wyobrażałam sobie, że sprawca tego zdarzenia nie poniesie konsekwencji swoich czynów i być może odważy się zrobić to ponownie. Komuś innemu. Komuś, kto nie będzie miał obok swojego Matthew.

Potarłam skronie. Emocje zaczynały mnie przytłaczać, a to nie był dobry moment na rozklejenie się. Żadna chwila nie była dobra. Cokolwiek dostrzegła patrząca na mnie Hope, zmusiło ją do wypowiedzenia kolejnych słów:

— Dam ci odpocząć — zdeklarowała łagodnie. — Jeśli będziesz czegoś potrzebować wiesz, gdzie mnie znaleźć.

— Hope — odezwałam się, gdy była w połowie drogi do drzwi. Odwróciła się. — Dziękuję. Za wszystko.

Skinęła bez słowa głową. Podświadomie czułam, że wiedziała za co szczególnie byłam jej wdzięczna. Na odchodne posłała mi miękki uśmiech — w jednym geście odnalazłam wsparcie i pocieszenie.

Został już tylko Matthew i Wes. 

Wspomnienia minionej nocy były zamglone — krótkie urywki świadomości przysłaniała w większości pustka. Pamiętałam chwilę na ganku, gdy słaniałam się na nogach i bez wahania zostałam pochwycona w ramiona Matthew. Jak uniósł mnie, a moja wiotka szyja przechyliła się do tyłu i zobaczyłam Wesa, którego usta poruszały się gorączkowo, ale żadne padające zdanie do mnie nie docierało.

— Powinniście iść do siebie, wypocząć — powiedziałam. — Jestem naprawdę wdzięczna za waszą pomoc, gdyby nie wy to wszystko mogłoby się skończyć tragicznie, ale dam sobie radę.

Every Boy Sins In HeavenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz