Rozdział 48

2K 217 16
                                    

Premiera "Good Boys Go To Heaven" wypada 15 marca!

            Przywołanie w pamięci mojej ostatniej wizyty w akademiku wiązało się nie tylko z nieodłącznym poczuciem zawstydzenia, ale i wątpliwościami. Wspomnienia tamtej nocy były zamglone, niewyraźne i co najgorsze pełne ubytków — niczym urywki popsutej taśmy filmowej. Lecz pokonując kolejne korytarze towarzyszyło mi poczucie, że to wszystko nie było mi do końca obce. Przestrzeń obudziła skrawki przeszłości: tę pijacką wspinaczkę po schodach pełną śmiechów i wyklinanie naszego zbyt głośnego zachowania przez wpół-śpiącą studentkę stojącą u progu pokoju.

Te momenty nie napawały mnie dumą, ale kojarzyły się z beztroską — czymś, co w cieniu ostatnich wydarzeń wydawało się aktualnie nieosiągalne. Z czasem, gdy wszystko było trochę mniej skomplikowane.

Zapukałam do drzwi, a pogłos rozniósł się po przestrzeni wyludnionej przez trwającą przerwę świąteczną. Oparta o framugę zahaczyłam łokciem o klamkę i wtedy uderzyło we mnie kolejne wspomnienie: próba otworzenia zamka przez Abby kartą płatniczą zamiast magnetycznej.

Alkohol w zbyt dużych ilościach ogłupiał, ale było to lepsze niż całkowita utrata kontroli wywołana narkotykami.

— Mads? Halo?

Palce wbijające się w moje ramię wybudziły mnie z letargu. Bezwiednie zamrugałam powiekami. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że wgapiałam się w jeden punkt, a w progu stanął Wesley.

— Zamyśliłam się — odchrząknęłam, potrząsając głową.

Niechętna do dalszych zwierzeń, przemknęłam pod jego ramieniem, prosto do pomieszczenia składającego się z dwóch lustrzanie podobnych części. Łóżka rozstawione po przeciwnych stronach pokoju dopełniała para biurek wraz z wysokimi szafami ustawionymi w rogu. Wszystko zachowane w neutralnej bieli, zaakcentowanej kolorową pościelą, książkami leżącymi w bezładzie na półkach i tymi wszystkimi małymi rzeczami przemawiającymi przez ich właścicieli.

— Wszystko gra?

Spięłam się nieznacznie. Najwyraźniej Wesa nie przekonała moja lekceważąca postawa. Przesunęłam wzrokiem przez przestrzeń, dałam sobie jeszcze chwilę na zebranie myśli, zanim zderzyłam się ze zmartwionym spojrzeniem przyjaciela.

— Nie, ale będzie — powiedziałam. Tylko na tyle było mnie stać, ale chciałam dać mu coś więcej. Zapewnienie, że mówiłam prawdę. Obietnicę lepszej przyszłości, której zawsze dla mnie pragnął. — Codziennie chodzę na salę taneczną. Z każdym kolejnym razem jest łatwiej, ból staje się coraz bardziej odległy i czasami pomiędzy jednym obrotem, a drugim, zapominam, że w ogóle tam jest.

Jeśli moje wyznanie go zaskoczyło, nie dał tego po sobie poznać. Jedynie uśmiechnął się melancholijnie, jakby to zdanie przywołało w nim dobre czasy. Nasze czasy.

Odpowiedziałam mu uśmiechem, i wtedy zorientowałam się, że kogoś brakowało.

— Gdzie Zoey?

— Nie czuje się najlepiej, chyba łapie ją jakaś grypa — mruknął Wes. — Przyniosłem jej rosół pod drzwi dziś rano, ale nie chciała mnie wpuścić, żebym się nie zaraził.

— Więc jesteśmy tylko ty i ja.

Odkąd Zoey i Wes zostali oficjalnie, przez nieoficjalnie parą, widywaliśmy się jedynie we trójkę. Z wyłączeniem Sylwestra, gdzie chłopak zostawił Zoey na imprezie po uprzednim upewnieniu się, że dostarczą ją bezpiecznie do lokum ich wspólni znajomi. Byłam mu wdzięczna za troskę, choć po namyśle sytuacja wydawała mi się lekko niekomfortowa, zważywszy że dla mnie porzucił swoją dziewczynę.

Every Boy Sins In HeavenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz