Rozdział 2

4.4K 276 51
                                    

      Wiele razy mogłam się przekonać, że świat miał wyjątkowe poczucie humoru. Jakby jakaś siła grała z nami w szachy, tyle że my nie mieliśmy możliwości zrobić swojego ruchu. Po prostu czekaliśmy na dalszy rozwój sytuacji, gdy on naśmiewał się z naszych potknięć.

Jeśli nieznajomy rozpoznał mnie, nie dawał tego po sobie poznać w swojej nieprzeniknionej masce — za nią nie czaił się chłód, lecz wyjątkowy spokój. Jakby od zawsze patrzył na wszystko z boku, wiedząc więcej, ale kompletnie się nie wychylając przed szereg.

— Mówi się do trzech razy sztuka — parsknął Nathaniel kompletnie niespeszony swoim niespodziewanym wystąpieniem. — Hope oraz Leah przepadły, ale najwyraźniej świat ponownie wepchnął do naszego świata temperamentną kobietę. Muszę działać, nim któryś z was to zrobi.

Czułam się, jakbym występowała w kiepskiej komedii bez znajomości skryptu. Nowo przybyły słuchał swojego bliźniaka z politowaniem wypisanym na przystojnej twarzy, by ostatecznie skwitować to westchnieniem. Jego oczy opadły na mnie i mogłam przysiąc, że cichy głos w mojej głowie szeptał mi żałosne scenariusze o bajce z szczęśliwym zakończeniem. Jeśli miałam jakieś wątpliwości odnośnie tego, kogo spotkałam na uczelni to zostały one rozwiane przez nieustępliwe przyciąganie, które do niego czułam.

— Mój brat ma wyjątkowy talent, znany jako brak filtra w gębie — odparł nieznajomy. — Choć czasami wątpię w zdrowość jego umysłu to przysięgam, że jedyne, na co choruje to na potoczną chorobę ludzkości zwaną idiotyzmem.

— Współpracuj, Matthew. — Nathaniel przewrócił kpiarsko oczami kompletnie niespeszony przedstawieniem jego osoby. — Powinieneś przedstawiać mnie w jak najlepszym świetle.

Wspomniany bliźniak spojrzał na mnie obojętnie, jakby niepewny tego, co Nathaniel we mnie widział. Mogłam wręcz wyczuć pytanie cisnące mu się na usta: skąd nagłe zainteresowanie mną? Denerwował mnie sposób, w jaki na mnie patrzył. Lekceważąco, lecz ze zbytnim osądem. Jakby odgórnie musiał potwierdzić moje zbliżenie się w ich szeregi, nim jego brat to zrobi. W tym chłopaku czaił się nieuzasadniony mrok niedostrzegalny na pierwszy rzut oka. To typ, który go ukrywał, chowając go w najciemniejszych zakamarkach duszy — nie wykorzystywał go od razu, jako swojej tarczy. Po prostu czekał na odpowiedni moment.

— Jego największą zaletą jest poczucie humoru — mruknął Matthew, trzymając dłonie w kieszeniach. — Jestem całkiem pewny, że jeśli studia mu nie wyjdą to przyjmą go do cyrku.

— Dobra, dobra — przerwał mu wesoło Nate. Spojrzał na mnie oczami tak podobnymi do brata. — Masz może jeszcze jakieś kartony? Pomożemy...

— Mów za siebie, bracie — wtrącił się chłodno Matthew. — Mam ważniejsze sprawy na głowie.

Z tymi słowami ruszył z powrotem do wyjścia, zupełnie jakby chwilę temu dopiero nie wszedł. Ze zmarszczonymi brwiami obserwowałam jego oddalającą się sylwetkę, z resztą nie tylko ja, ponieważ Nathaniel patrzył na niego z nieskrywanym szokiem.

— Nie wiem, co go ugryzło w dupę — powiedział. — Ale zazwyczaj taki nie jest.

Zamiast przyznania, że nie ma czasu, Matthew pokusił się o aroganckie, wręcz pogardliwe stwierdzenie. Jeśli to było ugryzienie w dupę, to chyba razem z nią odgryzł mu kawałek dobrych manier.

— Ach, więc tylko przy mnie zgrywa pierwszoligowego palanta? — zaśmiałam się bez cienia wesołości.

Podniosłam swoje rzeczy z podłogi, ale chłopak wyszedł mi naprzeciw i zastąpił drogę, na co westchnęłam zirytowana. Podobieństwo do brata nie oznaczało, że był równie wielkim dupkiem, ale jakakolwiek znajomość z nim automatycznie naprowadzała mnie na jego ścieżkę. Z dniem dzisiejszym miałam zamiar trzymać się z dala od Matthew White'a, nie w głowie były mi krwawe zamieszki — a właśnie one nastaną, jeśli następnym razem zachowa się jak kutas.

Every Boy Sins In HeavenWhere stories live. Discover now