Rozdział 41

2.3K 246 19
                                    

             Balansowałam na krawędzi chodnika, z kapturem przydużej bluzy zarzuconym na głowę, wpatrzona w Abby pochylającą się nad otwartym bagażnikiem samochodu. Objęłam się ciaśniej ramionami wraz z kolejnym zrywem wiatru. Powietrze było rześkie, słońce schowało się za chmurami, a podmuch wyginał delikatnie liście palm nad naszymi głowami. W Los Angeles to była rzadka anomalia pogodowa, nawet jeśli przypadał koniec grudnia.

— To była ostatnia walizka — odetchnęła Abby wraz z zamknięciem bagażnika swojej toyoty. — Mam przed sobą trzydzieści godzin podróży samochodem, a zmęczyło mnie samo pakowanie.

Przerwa międzysemestralna ciągła się prawie do połowy stycznia, co pozwalało Abby spędzić jeszcze sporo czasu z tatą, w Minnesocie. Jednak lęk przed lataniem zmuszał ją do pokonania trasy przyziemną drogą transportu, co ledwie dobę po powrocie z Kolorado wydawało się wariackim posunięciem. Gdyby nie wypad na narty już dawno byłaby na miejscu, ale zdecydowała się połączyć obie rzeczy. Choć wydawała się tam świetnie bawić, ciężko było nie zauważyć jej tęsknoty za ojcem. Mieli bliską relację: cotygodniowe rozmowy przez telefon bądź też FaceTime były ich rytuałem.

Obserwowanie tej więzi chwytało mnie za serce — przypominało o czasie sprzed śmierci rodziców.

To był piękny okres.

— Mówiłam, żebyśmy wróciły z Kolorado wcześniej — powiedziałam przekornie. — Jeden dzień na przepakowanie się na trzy tygodniowy wyjazd do domu to chyba stanowczo zbyt mało czasu...

Dziewczyna przekrzywiła głowę.

— Z pewnością to główny powód, dla którego chciałaś wracać z Vail — mruknęła ironicznie, okręcając na palcu klucze.

Zacisnęłam usta.

— Nie wiem, o czym mówisz.

— Z pewnością — zanuciła prześmiewczo. — Nie ma to żadnego związku z pewnym blondynem...

— Miałyśmy porzucić ten temat — bąknęłam. — Jeden wieczór przy kubełku lodów, marna komedia romantyczna i koniec płakania nad rozlanym mlekiem.

Abby jeszcze w Vail zauważyła osobliwe napięcie między mną a Matthew, które wykraczało poza dotychczas obrane normy. Chłopak uszanował moją prośbę, wręcz potraktował ją śmiertelnie poważnie: unikał mnie na każdym kroku. W ośrodku wypoczynkowym nie przebywał we wspólnej przestrzeni apartamentowca poza czasem, gdy przechadzał się do sypialni. Jedynie wśród znajomych mogłam liczyć na krótkie spojrzenie, gdy sądził, że na niego nie patrzyłam.

Ale patrzyłam. Cały czas.

— Przypominam, że w zamian za twoje milczenie, miałam nie wchodzić w szczegóły dotyczące twojego nie stawienia się na noc w apartamencie — dodałam, widząc jej paciorkowate spojrzenie.

Spomiędzy jej warg wydobył się bliżej niezidentyfikowany dźwięk: coś pomiędzy warknięciem, a parsknięciem podsyconym oburzeniem.

— Tam nie ma żadnych szczegółów! — Wyrzuciła ramiona w powietrze. — Mówiłam już. Zdecydowałam się zostać dłużej, żeby móc na bieżąco zmieniać opatrunki, bo przy nadwyrężeniu stawu skokowego kluczowa jest pierwsza doba. Evan zachęcił mnie do oglądnięcia filmu i przysnęłam. Nic więcej.

Wierzyłam jej. Naprawdę. Jednak lubiłam sposób, w jaki skręcała się pod moimi zaczepkami. W końcu ona nie miała skrupułów przed wtykaniem nosa w moją relację z Matthew, odpłacałam się pięknym za nadobne. Tak okazywałyśmy sobie przyjaźń.

— Dobra, dobra — zaśmiałam się. — Lepiej skup się na tym, żeby dojechać na miejsce w jednym kawałku, bo patrząc na otaczającą nas zawieruchę, nie zdziwię się jak dopadnie cię ulewa.

Every Boy Sins In HeavenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz