Rozdział 28

1.9K 244 42
                                    

      Nonszalanckim krokiem wkroczyłam do Reed&Bear Management w swoim stroju niepasującym do prestiżowego otoczenia. Przyduża kurtka jeansowa narzucona na krótką bluzkę i legginsy z pewnością nie współgrały z firmową modą. Mimo to bez wstydu ruszyłam przez główny hol, prosto do na wpół zapełnionej windy, a w drodze przywitałam się z kilkoma znajomymi twarzami. Siedem przystanków później dostałam się na docelowe piętro, gdzie na powitanie zostałam zmierzona nieprzychylnym spojrzeniem.

— Zgubiłaś się? — zapytała wymuskanym głosem kobieta.

Protekcjonalny ton nie pozwolił mi wierzyć, że pytanie było oznaką dobrej woli — pomocy mi. Wkroczenie do międzynarodowej filii, która gościła gwiazdy światowej klasy, ubrana adekwatnie do moich planów nie było mi straszne. Przyzwyczaiłam się do wyróżniania na tle śmietanki społecznej, do której przynależałam dzięki nazwisku w swoich ciężkich butach idących w pakiecie z ciętym językiem. Ludzie nieświadomi tego kim jestem, okazywali mi to na każdym kroku, nawet w bzdurnej restauracji. Nieznajoma stojąca przede mną w przyległej sukience w odcieniu złamanej bieli była tego kolejnym przykładem. Musiała być również nowym nabytkiem w firmie, znałam tu większość personelu, — a raczej oni mnie — a jej kościsty tyłek był mi obcy.

Wbrew pozorom to właśnie tutaj nigdy nie obawiałam się gorszących spojrzeń, ponieważ ludzie traktowali mnie uprzejmie. Może powodem tego było to, że większość znała mnie od małego, a może przezorny szacunek. W końcu to w moich rękach miała spocząć cała spółka wraz z pięćdziesięcioma jeden procentami udziałów. Gdy nadejdzie odpowiedni czas stopniowo przejmę posadę Melissy w Los Angeles, przynajmniej taki był plan uzgodniony przed wyborem moich studiów. To wszystko było moim dziedzictwem.

— W swojej rodzinnej firmie? — Przechyliłam głowę, na co zdębiała. — Jestem dokładnie w miejscu, w którym powinnam być.

Minęłam damulkę, która wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk — coś pomiędzy dławieniem, a świszczącym wdechem. Kręcąc z pobłażaniem głową, ruszyłam prosto w stronę biurka Jade, za którym nie znalazłam jej. Przeszklona ściana w biurze ciotki była do połowy zasłonięta przez żaluzje, ale drzwi okazały się otwarte na oścież. Prawa ręka Melissy zapalczywie gestykulowała, gdy rozmawiała ze swoją szefową i zarazem przyjaciółką. Tyle że głosy zamilkły nienaturalnie, gdy tylko wkroczyłam do środka, co było podejrzane równie mocno co spojrzenia, które wymieniły.

— Cześć, studentko! — przywitała się ze mną szerokim uśmiechem Jade. W sekundzie przeszła z napiętej niezręczności do wesołości.

— Hej, dziwaczko. — Zmarszczyłam brwi. — Chcę wiedzieć, co tu się dzieje?

Jade zerknął na poddenerwowaną Melissę, co wzmocniło moją czujność. Moja szalona ciotka rzadko kiedy okazywała tego typu emocje, starała się być wyluzowana, o ile nie tyczyło się to firmy.

— To zostawię was same — odchrząknęła Jade, nim wymknęła się z pomieszczenia.

Z uniesionymi brwiami spojrzałam na ciotkę, która wyszła zza biurka z ramionami ciasno skrzyżowanymi na piersi.

— O co chodzi? — zapytałam. — Naprawdę zaczynam się niepokoić.

— Wiedz, że chciałam omówić to z tobą na bardziej neutralnym gruncie, wiesz przy babskim wieczorku z winem — powiedziała praktycznie na jednym wdechu, ale pod koniec uniosła brwi. Konspiracyjnie schyliła się w dół, do punktu, w którym żaluzje nie zasłaniały ściany i ukazywały znikające babcine buty. — Nie żeby, jakiekolwiek ci dawała, w końcu nie masz dwudziestu jeden lat...

— Cholera, dzisiaj jest dzień dziwaka, o którym nie wiem? — roześmiałam się. — Czy może znów upiekłaś brownie z dodatkami i jesteście z Jade zjarane?

Every Boy Sins In HeavenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz