Rozdział 14

321 36 12
                                    

Oślepiał mnie blask lamp, które jako pierwsze zobaczyłam po przebudzeniu. Nie pamiętałam jak znalazłam się w szpitalu, a każdy najmniejszy ruch przyprawiał mnie o niesamowity ból. Delikatnie rozejrzałam się dookoła, ale nic szczególnego nie zauważyłam. Próbowałam sobie cokolwiek przypomnieć, ale ostatnie co pamiętałam to moja rozmowa z Kazakage. Zapewne on będzie wiedział co się stało. Próbowałam ponownie zasnąć, aby uśpić ból, ale bezskutecznie. Pozostało mi tylko czekać.

- W końcu się obudziłaś - oznajmiła Sakura spoglądając na mnie.

Próbowałam coś powiedzieć, ale gdy tylko otworzyłam usta wydobył się z mojego gardła cichy dźwięk.

- Byłaś w śpiączce przez dwa miesiące, to normalne, że od razu po przebudzeniu nie możesz mówić - wyjaśniła, kładąc mi rękę na klatce piersiowej, a z jej rąk wydobył się niebieski dymek.

Poczułam ulgę gdy tylko dziewczyna zaczęła mnie leczyć, w końcu mogłam złapać głębszy oddech. Leczyła mnie w ciszy przez paręnaście minut, a ja coraz bardziej się niecierpliwiłam.

- Pewnie chciałabyś wiedzieć jak to się stało? - zapytała, a ja tylko przytaknęłam. - Z tego co usłyszałam od Gaary, to nałożyłaś na siebie gliniane ładunki wybuchowe, a w połączeniu z shinrą tensei, zrobiłaś ogromny krater w miejscu, gdzie stałaś. Co ci strzeliło do głowy, żeby być tam osobiście? Co z klonami?! - wyjaśniła, na końcu lekko podnosząc głos.

- Nie rozumiesz sztuki - odpowiedziałam ledwo słyszalnym głosem.

Kobieta już nic nie odpowiedziała, zrobiła tylko zrezygnowaną minę i zabrała się za moje leczenie. Ja co róż próbowałam wypowiadać jakiekolwiek słowa i z chwili na chwilę szło mi coraz lepiej i wracałam do normalności. Straciłam dwa miesiące życia, a do tego zostawiłam Hidana samego, bez żadnych wyjaśnień. Liczyłam, że nie zrobił rewolucji, ani nie wychodził na zewnątrz bez mojej zgody.

- Co u Kimiko? - zapytał siódmy, wchodząc do pomieszczenia. - Obudziłaś się - zdziwił się, spoglądając na mnie.

- Słabo jej jeszcze idzie mówienie - wyjaśniła Sakura, spoglądając na przyjaciela.

- Cóż... Kimiko, twoja zagrywka nie była odpowiedzialna. Dało się zrobić wszystko inaczej, nie tracąc prawie życia, to naprawdę cud, że udało nam się cię uratować - zaczął. - Ulegasz zbyt dużej pokusie wybuchów, już wcześniej to zauważyłem, ale nie było to na tyle groźne, dla ciebie jak i innych. Niestety muszę cię zawiesić, nie możesz wykonywać misji i wrócić jako lider Anbu, aż do mojego odwołania - powiedział z powagą.

- Nie możesz... - podparłam się łokciami, aby lepiej spojrzeć na mężczyznę. - To ja, rzuciłam się za tobą, za dwoma najpotężniejszymi istotami jakie dotychczas widziałam, a ty mnie zwalniasz? - powiedziała zirytowana.

- Przykro mi Kimiko, tak będzie lepiej dla ciebie i innych. Doceniam to co zrobiłaś, ale to nie usprawiedliwia twojego zachowania - wyjaśnił.

- Z resztą.. Mam to gdzieś - burknęłam, odwracając głowę od kogokolwiek.

Oboje nie podejmowali już próby porozmawiania ze mną. Opuścili pomieszczenie, a ja zostałam sama. Taki obrót spraw był mi na rękę, ale nie mogłam tego po sobie dać poznać. Mogłam się w pełni oddać pracami nad przywróceniem pełnej sprawności Kisame i obmyślaniem planu do końca, dodając jeszcze lepsze taktyki i scenariusze. Teraz tylko musiałam wyjść z tego przeklętego szpitala.

[...]

Po paru tygodniach opuściłam izbę i pierwsze co, to udałam się do bazy, sprawdzić co u Hidana i Kisame. Droga była daleka, ale nikt nie miał jej znaleźć, a ukryta była niezwykle dobrze. Od progu przywitał mnie głos Hidana.

- Gdzieś ty do jasnej cholery była?! Ja już myślałem, że cię dorwali - podszedł do mnie i mną potrząsnął.

- Puść mnie, to boli - pchnęłam go i pogładziłam swoje ramiona.

- Co ci się stało? - spytał, zauważając moje bandaże.

- Moja skóra jest spalona, trochę zajmie, za nim wróci do normy - wyjaśniłam. - Nasz plan się nie udał, Otsutsuki zaplanowali najazd na Konohę, wtedy kiedy my - mruknęłam, siadając w swoim obrotowym fotelu.

- A to przebrzydli ... - nie dokończył, ponieważ przerwał mu Kisame pukający w szybkę.

Jego ciało nadal pływało w płynach, które przytrzymywały je przy życiu, póki nie wróci ono do pełnej zdolności i samo będzie mogło żyć. Przez moją śpiączkę straciłam dwa miesiące pracy nad jego przywróceniem, a tak już prawdopodobnie by chodził. Trafiłam na jakąś starą księgę, która dokładnie tłumaczy jak zająć się takim ciałem i ożywić zmarłego. Technika niestety jest całkowicie zakazana i wysysa połowę energii z użytkownika, ale było warto. WIerzyłam w to.

- Jakbym znał język morsa, to bym wiedział co puka - westchnął zrezygnowany Hidan.

Podeszłam do pojemnika, który stał za mną i położyłam swoją rękę na szybie, wpatrując się w twarz Kisame. Wiedziałam, że nas nie usłyszy, więc nawet nie próbowałam nic mówić. Zmobilizowałam się jeszcze bardziej do pracy i od razu ruszyłam po starą księgę. Zaczytałam się w niej, mimo marudzeń Hidana, że mu się nudzi i mam mu dać coś do ćwiczeń. To była idealna okazja, żeby oddać mu jego rzeczy, które znalazłam w bazie zaraz po jej opuszczeniu.

- Moja kochana kosa! - wykrzyknął, całując jej ostrza. - I naszyjnik! - również go ucałował i założył na szyję.

- Tylko pamiętaj, że masz jeszcze nie używać swoich technik, bo nie wiem, czy na pewno działają poprawnie, po tym wszystkim co przeszedłeś - pouczyłam go, a ten przytaknął. - Poćwicz walkę wręcz - zaleciłam i udałam się z powrotem do książki.

Usiadłam z powrotem przy pojemniku z ciałem Kisame i spojrzałam na niego, a ten lekko się uśmiechnął.

- Jeszcze miesiąc... - mruknęłam sama do siebie.

Wychowanka AkatsukiWhere stories live. Discover now