Rozdział 7

598 59 5
                                    


Od trzech dni pomagałam staruszce w sklepie, a ona powoli zaczynała się przyzwyczajać do mojej obecności i mi ufać. Znaczy tak mi się z początku wydawało, ale kto ją tam wie.

Sklep wyglądał na coraz bardziej zadbany i zdatny już do sprzedaży. Co bardzo cieszyło nie tylko mnie, ale i samą właścicielkę. Po paru dniach mimo główna część sklepu wyglądała pięknie i można było już przyjmować klientów. Mi został do uprzątnięcia już tylko składzik. Starsza pani postanowiła uruchomić już swój sklep.

- Dzień dobry - powiedziała gdy pierwszy klient wszedł przez drzwi.

Nie pokazywałam się zbytnio nikomu. Nie chciałam straszyć klienteli, a sklep by nie zyskał dobrej renomy. Siedziałam na zapleczu nie wychylając się z niego.

- Dziecko drogie, przyniosłabyś pani te paczki ryżu z zaplecza? - krzyknęła do mnie moja szefowa.

- Cholero, ty chyba nie wiesz z czym to się wiąże - wymruczałam pod nosem. - Już idę! - odkrzyknęłam.

Złapałam całą paletę ryżu i udałam się w stronę kasy, a gdy tylko klientka mnie zauważyła, zrobiła przerażoną minę i przystanęła w bezruchu.

- Proszę - uśmiechnęłam się i wyciągnęłam w jej stronę torebki z ryżem.

Kobieta przerażona uciekła, a my stałyśmy tępo wpatrzone w drzwi frontowe. Po dłuższej chwili spojrzałam na staruszkę, która ściskała mocno swoją laskę.

- Głupie babsko! - krzyknęła, wygrażając się kobiecie, która już zapewne jest po drugiej stronie wioski.

- Chyba zostanę na zapleczu - oznajmiłam i ruszyłam w tamtą stronę.

- Nie, staniesz na kasie na parę dni - oznajmiła stanowczo.

- Chyba nie zależy pani na tym sklepie - zakpiłam z jej decyzji.

- Zależy, ale nie chcę klienteli, która jest tak uprzedzona do innych - mruknęła.

- Tylko do mnie - poprawiłam ją. - Z resztą za pare dni moja misja dobiegnie końca i ponownie zaszyję się w moim pokoju - wzruszyłam ramionami.

- No i tutaj popełniasz błąd drogie dziecko - westchnęła, podeszła do mnie i położyła mi rękę na ramieniu. - Jeżeli dalej będziesz ukrywała się przed wioską, to oni nadal będą uważać cię za potwora. Ja przez te pare dni zdążyłam już cię poznać i wiem, że nie jesteś złym dzieckiem i najwidoczniej sam Hokage to zauważył, skoro przydzielił ci misję wśród ludzi - uśmiechnęła się.

- Co nie zmienia faktu, że ludzie zawsze będą uprzedzeni i nikt tutaj nic nie kupi jak zauważą mnie za kasą - westchnęłam.

- Trudno, siadasz za kasą i koniec - uśmiechnęła i udała się w stronę schodów, które prowadziły do jej mieszkania.

Tak jak kazała, usiadłam za kasą i czekałam. Przez pare godzin nikt się nie pojawiał, a niektórzy gdy tylko mnie zauważyli przez szyby w sklepie od razu rezygnowali z zakupów. Zaczęłam tracić nadzieję na jakiegokolwiek klienta.

***

Zaraz po pracy udałam się na grób ojca i dziadków. Mimo wszystko tata został pochowany w rodzinnym grobie wraz ze swoimi rodzicami. Przypuszczałam, że była to zasługa wujka.

Położyłam kwiaty na dużym grobie w rogu cmentarza i przykucnęłam przy nim. Wpatrywałam się w płytę, na której wypisane były imiona i daty. Nigdy nie miałam szczęścia poznać dziadków, ale z opowieści taty wiedziałam, że byli oni wspaniałymi ludźmi.

Nawet nie poczułam kiedy za mną ktoś się pojawił, ale sama nie wyczułam wrogiej chakry, więc nie było potrzeby od razu atakować.

- Jutro wyruszamy - usłyszałam znajomy głos wujka.

- Dobrze - odpowiedziałam cicho.

Lubiłam podróże po świecie, ale coraz bardziej przyzwyczajałam się do mieszkania w wiosce, pomimo faktu, że mieszkańcy się mnie bali. Cały czas rozważałam dołączenie do Anbu, do którego tak namawiał mnie Hokage. Wiedziałam, że tata też do nich należał, co bardziej mnie przekonywało aby dołączyć.

- Byłabym dobrym członkiem Anbu? - spytałam wujka, wstając i otrzepując swoje kolana z piasku.

- Nie mi to oceniać - skomentował i zaczął udawać się w stronę wyjścia.

No tak, jeszcze nie do końca popracowaliśmy nad rozmowami ze sobą, a ja coraz częściej miałam wrażenie, że to on jest tym młodszym dzieckiem, którym mam się opiekować. Wkurzające.

***

- Przemęczysz się, a ja nie zamierzam nieść cię całą drogę - westchnął Sasuke.

- Nie przemęczę się, tylko ćwiczę zręczność - odpowiedziałam, uderzając kunaiem o kunai.

- Jak chcesz trening, to też się przyłączę - oznajmił i wstał.

Po niecałej sekundzie zauważyłam lecącego we mnie kunaia, którego skutecznie zablokowałam. Rozejrzałam się dookoła siebie i nigdzie nie zauważyłam Sasuke, gdy po chwili tuż pod moimi nogami pojawił się czarny ogień. Odskoczyłam na pare metrów do tyłu, w locie wykonując pieczęć potrzebną do Katonu. Ale nie zamierzałam go używać najzwyklej jak się dało. Połączyłam go z "Shinra Tensei", dzięki czemu wokół mnie pojawiła się ognista zasłona, przez którą nie dało się przejść. Dałam sobie czas na włączenie Sharingana i wykrycie przeciwnika, ale nigdzie go nie wyczułam.

Musiałam pamiętać, że wujek Sasuke nie należał do łatwych przeciwników, a jego zdolności na pewno przewyższały moje. Byłam pod wrażeniem, że prawie sam doszedł do takich efektów, a ja z pomocą wszystkich członków Akatsuki nie byłam silna na tyle ile powinnam. 

Nagle usłyszałam odbijające się od siebie kunaie i to wybiło mnie z rytmu. Wyłączyłam swoją osłonę i zauważyłam grupkę ninja wokół Sasuke, który skutecznie blokował ich ruchy.

- Przeszkadzacie w treningu - mruknęłam w stronę naszych nowych towarzyszy.

- Kogo to obchodzi? - westchnął jeden z nich.

- Za młodą proponują tyle kasy, że chyba wybuduję sobie dom w centrum wioski - rozmarzył się kolejny.

- Dom? Pałac! - krzyknął kolejny.

Było ich około dwudziestu. W żadnym nie wyczuwałam wielkich pokładów chakry, ale tata zawsze powtarzał mi, abym nie lekceważyła przeciwnika.

- Ustawiać się, żeby ktoś dwa razy ode mnie nie dostał - powiedziałam z odwagą i zacisnęłam pięści.


Wychowanka AkatsukiWhere stories live. Discover now