Chapter 26

222 11 8
                                    

*Perspektywa Briana*

Chociaż podczas nagrywania teledysku do piosenki „I want to break free" naprawdę świetnie się bawiliśmy, tak po wypuszczeniu nowego dzieła na świat Queen, a zwłaszcza Freddiego obrzucono różnymi obelgami i ostrą krytyką. Nikt oprócz Mercury'ego nie przejmował się nieprzyjemnymi plotkami. Wszyscy byliśmy przyzwyczajeni do negatywnych opinii, przecież podejmując się pracy jako osoba publiczna, w tym także zawodu muzyka godzisz się na takie traktowania. Zdajesz sobie sprawę, że chociaż 99,99% ludzkości polubi i uszanuje twoją ciężką pracę, zawsze trafi się jakiś dupek, który nie pochwala twojego działania i jeszcze cię publicznie obrazi, zachęcając innych do robienia podobnych rzeczy. Zmotywowani ślepo będą wierzyć tej jednej negatywnej osobie i z minuty, na minutę zmienią zdanie nie tylko o twoim tworze, lecz i o tobie. 
Nie mam pojęcia, dlaczego Fred aż tak się przejął społecznymi opiniami, chociaż mogę się domyślać... Do gazet ktoś ostatnio wpuścił (jak się potem okazało) bardzo ciekawy dla społeczeństwa temat, o orientacji wokalisty i o tym, w jaki sposób się do niej odnosi i jak ją prezentuje innym na jego legendarnych przyjęciach. Ludzie w jakiś sposób połączyli jego odwagę oraz dumę z teledyskiem.
To nie jest moja sprawa, ale wąsacz mógłby się uspokoić z promowaniem trybu życia, jaki praktykuje. Reszta zespołu, w tym także ja, staraliśmy się wieść spokojne, jak najmniej publiczne życie. Jednak Freddie nie był jak my... jak wszyscy... On był jedyny w swoim rodzaju.

W każdym razie... Ciemnowłosy nie dawał sobie rady z ciężarem krytyki, który spadł na niego. Zwołał spotkanie, na którym żalił się nam tym, w jaki sposób jest opisywany w gazetach. Obwiniał za to Rogera, który faktycznie wpadł na pomysł z przebierankami.
Ale Fred nie tylko uświadamiał nas, że to go razi. Okazało się, że przejadły mu się trasy koncertowe i rzeczy związane z byciem... w zespole...
Nie za bardzo wiedziałem, jak mam to zinterpretować. Z oporem osła drążyłem temat. Przedstawiałem zalety bycia w kapeli, ale Mercury co raz bardziej dawał mi do zrozumienia, że nie chce być już częścią naszej wspólnoty.
Nastała cisza, wąsaty zapalając papierosa gorączkowo nad czymś rozmyślał, wszyscy wiedzieliśmy, że chce coś powiedzieć, więc czekaliśmy zniecierpliwieni.
Po oddaleniu szluga od ust opowiadał wypuszczając przy tym biało-szarawy dym o kontrakcie, jaki podpisał na początku rozpoczęcia solowej kariery. Argumentował to chęcią do zrobienia czegoś nowego oraz świeżego. Tłumaczył się metaforycznym użyciem słowa „urosnąć" w odniesieniu do swojego nowego albumu. Jak się potem okazało, miały powstać dwie płyty z udziałem tylko i wyłącznie Freda. A uświadomił nas o tym Prenter, który jak dotąd siedział cichutko. Chociaż nic nie mówił, (co było miłą odmianą) irytował swoją natrętną egzystencją każdego w promieniu dziesięciu metrów. Śmiem podejrzewać, że najmocniej rozdrażniony towarzystwem Paula był Roger, który po usłyszeniu wtrącenia się blond wąsacza, zagroził:
- Przysięgam, jeszcze jedno twoje słowo, a wyrzucę cię przez to cholerne okno!

Po wypowiedzeniu tych słów pełnych agresji, automatycznie spojrzałem w kierunku majestatycznych, ozdobionych białymi wzorkami okien. To samo poczyniła moja żona, szepcząc mi do ucha:
- Są ogromne...Paul by się zmieścił, ale troszeczkę ich szkoda.

Na chwilę obecną wydaje się to być zabawne, jednak wtedy nie było mi do śmiechu, więc posłałem jej tylko lekki uśmiech.
Mniej sympatyczniej stało się wtedy, gdy poważnie zirytowany Taylor oburzony wstał z miękkiej kanapy i spytał z wyrzutem, ile pieniędzy zyskał Mercury na zdradzie.
Nie uzyskując odpowiedzi powtórzył głośniej pytanie, natomiast przy trzeciej próbie przerwał mu krzyk naszego byłego już wokalisty.
„Cztery miliony dolarów"... te trzy słowa odbijały się jakby echem w umyśle każdego, kto słyszał tą kosmiczną liczbę.
Fred zaznajamiał, że rutyna nas zabija, a bycie w zespole wiąże się z kolejnymi kłótniami. - Kto napisał daną piosenkę? - Czyja pieśń będzie widnieć na stronie B? - Która ma być singlem?
Te usprawiedliwiania mnie w ogóle mnie nie przekonały, co to mają być za wymówki?

- Jesteśmy rodziną! - odważyłem się  nieomylnie stwierdzić ten fakt.

Ku mojemu zdziwieniu nie dla każdego to było takie oczywiste, gdyż ciemnowłosy buntownik miał pewne wątpliwości.

- Nie, nie jesteśmy! - wrzasnął - Wy macie rodziny, żony i dzieci... A ja? Co takiego posiadam?

- Tylko cztery miliony dolarów. - stwierdził sarkastycznie John, który nie milczał podczas tej dyskusji, jak to miał w zwyczaju. Co raz coś dorzucał od siebie, co wprawiło mnie w lekki podziw. - Zapewne możesz sobie kupić rodzinę. - dodał, sprawiając, że w pokoju rozległa się głucha cisza.

Przerwał ją Freddie, odwracając się w stronę okna oświadczył, że nie zmieni zdania.
Rog, który z charakteru jest wybuchowy nie wytrzymał i wspomniał o tym, że gdyby nie Queen, początkujący śpiewak solowy nie doszedłby do tego, kim był owego dnia.
Rozwścieczony wąsacz hukną, że to ob wykreował ten zespół, że bez niego Roger byłby tylko dentystą, Deacon inżynierem elektryki, a ja doktorem astronomii, o którym nikt by nie usłyszał.

- A ty, Courtney... Nawet nie wiem, dlaczego tu jesteś. - spojrzał jakby z pogardą na moją wybrankę - Niby napisałaś te parę piosenek, ale czemu łazisz wszędzie za zespołem, który cię nawet nie potrzebuje?

Oczy brązowowłosej powoli się zaszkliły, a twarz poczerwieniała, wiedziałem co to oznacza, prawym ramieniem przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem mocno. Spytałem, czy wszystko dobrze, a po uzyskaniu odpowiedzi pozytywnej pocałowałem ją w czoło. Po czym wbiłem wzrok w źródło tego zamieszania, które właśnie opuszczało pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy.
Gdy Mercury doszedł do progu pokoju Roger rzucił jakby od niechcenia symboliczne
„Zabiłeś Queen"
Fred obrócił swoją odpowiedź w żart, a gdy oznajmiłem, że przecież nas potrzebuje, ten pewny siebie odparł, że nie obejdzie się bez nas.

You call me sweet like I'm some kind of cheeseحيث تعيش القصص. اكتشف الآن