Chapter 19

226 9 27
                                    


- Courtney, wstawaj... - usłyszałam przez sen, jak ktoś mówi do mnie.

Tego dnia obudził mnie ciepły i spokojny głos Brian'a.
Wyrywał mnie on często ze snu, ale tego ranka było coś w tym wyjątkowego.

Powoli otworzyłam oczy, aby móc ujrzeć twarz chłopaka. Łagodnie się uśmiechał i spoglądał na mnie.
Cieszyłam się, że codziennie przebudzał mnie właśnie ten głos, a pierwsze co widziałam to czupryna mojego przyjaciela.

Chociaż po rozmowie z Roger'em...
mój punkt widzenia, znów się lekko zmienił.

- Idziesz na śniadanie? - spytał się, wstawiając z łóżka, na którym siedział - Podobno Rog coś zaplanował.

- Tak, jasne. Idę. - powiedziałam, odkrywając się kołdrą. Następnie, nim stwierdziłam, że możemy już iść, założyłam na siebie pierwszą, lepszą bluzę.

Brunet lustrował mnie wzrokiem, puki się nie zapytałam, o co chodzi.

- Co? Nie, o nic nie chodzi. - May pokręcił głową ze zdenerwowaniem

- A jednak, patrzysz się na mnie, jak na jakąś pokracznym bestię. - założyłam ręce na piersiach - Jeśli źle wyglądam, to powiedz. Nie obrażę się, spokojnie.

- Znaczy...Wyglądasz pięknie, z resztą, jak zawsze...- chłopak lekko się zarumienił i złapał się za szyję, odwracając przy tym wzrok, aby nie patrzeć na mnie- Chodzi o to, że jesteś tylko w piżamie i...no...sama wiesz.

Nie wiedziałam, o co chodzi Brian'owi. Podeszłam więc do lustra, aby przekonać się, czy aż tak źle wyglądam.
W odbiciu widziałam dziewczynę, ubraną w beżową, bawełnianą koszulę nocną do kolan. Swoje ramiona okrywała nieco za dużą bluzą w odcieniach szarości. A jej długie, brązowe włosy żyły własnym życiem.
Pod jej oczami były ogromne wory, co chyba zaczynało być niepokojące. To przez te wszystkie nieprzespane noce, które spędzaliśmy na wykonywaniu różnych czynności, pomijając spania. Stwarzaliśmy piosenki, graliśmy w Scrabble, oglądaliśmy klasyki kinematografii, czy rozmawialiśmy o tych poważniejszych sprawach.

-Przecież mam bluzę. - wskazałam na ubranie

-Moją bluzę, - bąknął

Spojrzałam na ubranie i faktycznie nie było moje. Trochę przydługie i za luźne, ale strasznie ciepłe, miękkie i takie Brian'owe.

- Ale nie, nie musisz jej ściągać! - krzyknął, gdy zobaczył, że planuję oddać mu jego własność -Ładnie ci. Dobra...nie ważne. To co, idziemy?

- Tak...- kiwnęłam głową. A idąc z May'em, spytałam śmiejąc się - Serio, Roger gotuje?

- Najwyraźniej. - stwierdził wąchając zapach dochodzący z kuchni

Pachniało naprawdę dobrze, a ja byłam zadowolona, że w końcu ktoś inny ode mnie przygotowuje posiłki. Zazwyczaj to ja gotowałam, no chyba, że zaspałam, albo jedliśmy w jakimś lokalu, który znajdował się dość daleko od naszego miejsca pobytu, ale wtedy podwoził nas cały w skowronkach Taylor. Który dość zabawnie wyglądał w fartuszku, pichcąc coś z zapałem. Z zapałem i ze zirytowaniem, a po zobaczeniu chichrającego się Deaky'iego można było wywnioskować co się wydarzyło.

- Oooo, Brian, Courtney! - wrzasnął radośnie, gdy zorientował, się, że siadamy obok niego - To jest hit, przeczytajcie to sobie. - wręczył nam kartkę, dusząc się śmiechem

- A co to jest? - spytałam zaglądając przez ramię bruneta, trzymającego kawałek papieru

- Piosenka miłosna. - mruknął zawstydzony blondyn

You call me sweet like I'm some kind of cheeseWhere stories live. Discover now