Chapter 7

244 6 19
                                    

~perspektywa Brian'a~

Przebudziłem się rano. Miałem nadzieję, że wstanę o dwunastej, ale nie. Z przyzwyczajenia przebudziłem się o siódmej rano. Zakrywając twarz kołdrą, zastanawiałem się jak trzyma się Roger. Nadal leżał na krześle w moim pokoju. Poprzedniego dnia, wieczorem nie wiedzieliśmy z Courtney co mamy zrobić z upitym Taylor'em, a po usłyszeniu historii o ostatniej nocce blondyna u Lee, postanowiłem, że tym razem wezmę go do siebie.

Niechętnie odkryłem się kołdrą i popatrzyłem pusto na sufit, zdawając sobie sprawę jak bardzo moje życie jest do kitu...jak bardzo jest puste. Praktycznie oprócz zespołu i studiów nic nie robiłem, miałem dużo czasu na przemyślenia, ale tak często to robiłem, że miałem ochotę zasnąć i się nie zbudzić. Zastanawiałem się ile ludzi by po mnie płakało, ile osób tak naprawdę mnie zna...

- Brian... - wymamrotał Rog - Ale łeb mi pęka... Co się wczoraj stało? O kur... CO JA TU ROBIĘ?

W odpowiedzi tylko popatrzyłem się na niego, jak na debila.

- O nie...- blondyn złapał się za głowę - Starzy mnie zabiją! Jezu, Ja nie chcę umierać!

- Możesz przestać histeryzować? - przerwałem mu - Nie jesteśmy z Courtney głupi. Zadzwoniliśmy do twoich rodziców i powiedzieliśmy, że u mnie dziś zanocujesz. 

- O kurde. - podsumował jednym słowem

- Nie ma za co. - sarkastycznie rzuciłem

Postanowiłem, że po zjedzeniu śniadania odprowadzę Rog'a do domu.

Nadszedł czas, gdy są wakacje, a pomimo tego się nie cieszę. Sens mojego życia wypełniała szkoła, nauka oraz obowiązki z nią powiązane. W wolnym czasie odbywały się próby, albo jakieś występy. Teraz, po ostatniej pokazówce postanowiliśmy sobie zrobić przerwę, więc nie miałem nic do roboty. Życie zdawało się puste. Znając mnie, po wyjściu Roger'a z mojego domu z powrotem wejdę do pokoju, położę się na łóżko I popatrzę w sufit. Ewentualnie poczytam książkę, albo się pouczę. Czułem się wypalony od dłuższego czasu, nawet na wspólnych spotkaniach zespołu, nie miałem ochoty się śmiać i oszukiwać wszystkich. Jedynie gdy Courtney coś do mnie mówiła, uśmiech sam cisnął mi się na twarz. Gdy słyszałem jej głos serce przyspieszało mi pulsu.

SKIP TIME

~perspektywa Courtney~

Wakacje to nie był dla mnie najlepszy okres. Z nudów zaczęłam wyliczać nasze koncerty i w jakich klubach zostały one zagrane. Okazało się, że w występowaliśmy w praktycznie we wszystkich pobliskich lokalach. I aby zagrać w jakimś nowym miejscu musielibyśmy wyjechać z miasta do na przykład stolicy, czyli Londynu. 

Gdy powiedziałam to Bulsarze, ten zdecydował, że nie ma sensu już jeździć po malutkich restauracjach. Zaproponował, że ciekawiej byłoby zacząć nagrywać nasze utwory. Stwierdził, że miał taki pomysł, od momentu, gdy ujawniliśmy mu nasz repertuar, który zawierał wszystkie pieśni stworzone przez nas . Brian był rozważny. Chociaż podobał mu się pomysł z płytami, wciąż przypominał nam, że nie mamy funduszy na taki wydatek. Padały różne propozycje tego, w jaki sposób mielibyśmy zarobić pieniądze. ...namawianie rodziców...organizacja składek...prace w wakacje... Ostatecznie postanowiliśmy zrealizować tą najmniej wygodną, ale najlepszą opcję.

- NIE! - krzyknął Rog - To moje auto i ja o nim decyduję!

- Złotko... - zaczął Farrokh

- Nie! - zaczął wymachiwać rękami blondyn - Nie sprzedacie mojego vana!

Za pieniądze, które zarobiliśmy mogliśmy nagrać parę piosenek : )

Pewnego dnia spotkaliśmy się przed studiem nagraniowym. Mieliśmy w planie przynajmniej spróbować nagrać cokolwiek.
Gdy przekroczyliśmy drzwi, zaczęła się prawdziwa zabawa. Tym bardziej, że piosenka, którą wybraliśmy była dość energiczna. Do niej Roger grał na starych garnkach, chyba był zadowolony...

You call me sweet like I'm some kind of cheeseWhere stories live. Discover now