Chapter 14

187 7 11
                                    

Loft był bardzo przytulnie urządzony. Drewniane meble, z których pod wpływem czasu lakier powoli schodził, pięknie pachniały swoim ciekawym, charakterystycznym zapachem.

Jako student biologii, wiem, że drewno sandałowca jest bardzo trwałym i solidnym materiałem. Jego ścisła struktura sprawia, że jest niepodatne na wszelkie impregnacje i nasączania.

Zadbano o to, aby nam się nie nudziło, ponieważ wraz z Brian'em zastaliśmy regały z pełnymi półkami wielu interesujących książek.

Blisko regału zostały porozstawiane trzy skórzane fotele, nieco obskurne, jednak dawały wnętrzu uroku. Obok jednego z siedzeń umieszczony został stolik, który jednocześnie pełnił funkcję półki nocnej. Ponieważ nieopodal stało bardzo wąskie łóżko małżeńskie, na przeciwko którego znajdowało się ogromne okno, otwierane na dwa skrzydła.

- Czujesz się z tym nie tak? - spytał May, widząc moje spojrzenie posyłane na posłanie

- Hm? - spojrzałam zamyślona na chłopaka. Paul wspominał, że okno nie zamyka się nigdy do końca, więc w nocy zapewne miało być bardzo zimno.

- Patrzysz ze wstrętem na to łóżko. - stwierdził - Nie chcę nic wyliczać, ale spaliśmy ze sobą już ponad miesiąc. Wiesz...Twoja ucieczka, a potem ta trasa...

- Em... - przegryzłam wargę. Brian miał rację. Mamy już 24 lata, jesteśmy przyjaciółmi...zachowujemy się jak para, śpimy jak małżeństwo i pilnujemy zaspołu jakbyśmy byli rodzicami...przerażające...

~perspektywa Brian'a ~

Starałem się zrozumieć Courtney. To było trudne. Studiowałem astrofizykę i śmiało mogę powiedzieć, że to było prostsze od rozkminienia kobiety.

Na moje szczęście Lee była naprawdę mądrą i wyjątkową panną. Nie była jak pozostałe.
I znaliśmy się bardzo długo.
Co trochę ułatwiało mi zadanie.

Nie rozumiałem jej, ponieważ z jednej strony kładzie głowę na mój bark, lub wtula się we mnie co noc, przecież sama z siebie dwa razy mnie pocałowała... ale jednak...sam nie wiem. Jakby nie chciała być w związku?

******************

Było już grubo po 12 a raczej była już 13 , więc resztę dnia postanowiliśmy spędzić na prowadzaniu się do pokoi i zwiedzaniu okolicy, jak i samego "studia nagraniowego".

Niestety Roger po swojej przygodzie z gnojem nie miał jak się przemieszczać, więc pożyczył buty od Courtney, ponieważ ta miała najbardziej rozmiarem podobną stopę do stopy blondyna. Założył obuwie i pojechał do miasta.

3 godziny później, gdy każdy był już wypakowany Prenter oprowadzał nas po wielkiej stodole, która miała nam służyć do nagrywania kolejnych piosenek, a zwłaszcza tej, którą wymyślił Freddie.

Po zniesieniu ohydnego głosu Paul'a przez pewien limit czasu, który został już dawno przekroczony, doszedł do nas Roger z butami Lee w dłoniach.
Na nogach natomiast pojawiły się brokatowe, błyszczące w słońcu różowe converse.

- Wiedzę, że masz gust. - zaśmiałem się - bardzo subtelne i... oryginalne.

- Do jakiego działu wszedłeś, wpuścił cię do damskiego? - syndrom Wrednego Deaky'ego dawał znaki, że został on włączony po pojawieniu się blondyna

- Zazdrosny? - uniósł jedną brew z uśmiechem

******************

Szedłem w stronę swojego pokoju. Mijałem piękne drewniane drzwi, wsłuchując się w stukot moich ulubionych, białych butów, (czyt. jego legendarnych chodaków).

Gdy minąłem sypialnię Roger'a, stanąłem na przeciwko drzwi do pomieszczenia, które dzieliłem z Courtney. Zastanowiłem się czy powinienem pukać, ale przecież pokój należał też do mnie, więc bez wahania chwyciłem za klamkę, a drzwi się otworzyły.

~520 słów (w weekendy będzie ich więcej!)

You call me sweet like I'm some kind of cheeseWhere stories live. Discover now