Chapter 13

174 6 14
                                    

~perspektywa Courtney ~

I znowu jechaliśmy samochodem.

Wyjechaliśmy rano o 10, a dwie godziny spędziliśmy w aucie. Paul prowadził, a my, w piątkę próbowaliśmy jakoś się pomieścić na tylnych siedzeniach.

Siedziałam pomiędzy Roger'em, a Brian'em. May próbował coś czytać, ale moje głośne rozmowy z blondynem skutecznie mu przeszkadzały.

- To się z nią umów? - rzuciłam sarkastycznie - No, skoro ci się podoba...

- No niby jest zabawna i ma... - blondyn położył ręce na swoich piersiach

- Boże, weź przestań.... - zaśmiałam się

- Roger wystarczy. - wyszczerzył się - Wiem, że jestem zajebisty, ale do Boga chyba mi jeszcze trochę brakuje.

- Ale jesteś skromny... - przewrócił oczami John

Nim się obejrzeliśmy dotarliśmy na miejsce. Wychodząc z samochodu Taylor wdepł swoim butem w jakąś kupę.

- Kurwa, co za słoń produkuje z siebie takie bagno gówna...- powiedział z niesmakiem, szukając wolnego od kału miejsca

- To krowa. Masz jakąś inną parę? - powstrzymywałam się śmiechu. Wstrzymywałam się, ponieważ zdawałam sobie sprawę, do czego zdolny blondyn. A mi się nie widziało leżeć twarzą w owym "bagnie". -Bo tych raczej już nie wyratujesz.

- Nie, raczej nie. - stwierdził

- Eh, nie smaczna sytuacja... - przypatrywał się całej tej sytuacji dziki Deaky, który lubił ciszę i spokój, ale nie odpuszczał żadnej okazji, aby się z kogoś pośmiać

- Wal się. - odburkną niebieskooki, płosząc Deacon'a

- Jaki masz rozmiar stopy? - spytałam się - Może któryś z chłopaków ci pomoże i pożyczy ci na te tygodnie.

Gdy już ostatnia osoba wyszła z pojazdu (to był Brian) Paul zaczął oprowadzać Freddie'go. John'a co m prawda również, ale główna uwaga została zwrócona wokaliście.

May poszedł do nas, a ja od razu zapytałam się jaki ma rozmiar stopy....za duży. Wiedziałam jaki ma Deaky, ponieważ na jego urodziny kupiłam mu ładne, białe tenisówki.

Żaden z dostępnych nie był rozmiarem Roger'a. W sumie to nie wiedzieliśmy co mamy zrobić. Taylor utknął w samochodzie bez butów, a musiał się jakoś przedostać do domu, w którym mieliśmy na jakiś czas zatrzymać.

Wpadłam na pomysł, aby Brian jako ten największy i najstarszy zaniósł. Bo wcale nie mogliśmy podjechać samochodem bliżej

Blondynowi początkowo pomysł się nie podobał. Podobnie uważał May, ale ostatecznie brunet musiał zanieść na rękach Rog'a.

Przenosząc niebieskookiego loczek nie wzbudził zdziwienia u nikogo.
O tyle dobrze.

Gdy dotarliśmy do nowego miejsca pobytu, Prenter zaczął rozdzielać pokoje. Oczywiście Freddie zasługiwał na najwygodniejszy i największy. Nam przydzielał jakieś mniejsze, ale także komfortowe pomieszczenia. Najgorzej trafiło się Deaky'iemu.., któremu przydzielono klitkę w piwnicy.

- Słyszałem, że jesteście razem, - mówił podczas oprowadzania mnie i Brian'a po jednym z lokum - więc macie wspólny.

Przewróciłam jedynie oczami mrucząc niewyraźne "typowe".


- 443 słów



Przepraszam, że tak mało, ale postaram się publikować więcej krótszych rozdziałów, niż co pięć dni jeden długi. Tym bardziej, że kończą mi się ferie i nie będę miała tyle czasu.

You call me sweet like I'm some kind of cheeseWhere stories live. Discover now