Dawno niczego tu nie pisałam i wyskakuję z yaoicem >"< Ostatnio natchnęło mnie na pisanie tego typu rzeczy. Mam nadzieję, że się spodoba.
Dzięki za czytanie!
Łypnąłem okiem na nowy nabytek naszej grupy i to wystarczyło, żeby wychwycił moje spojrzenie i uśmiechnął się bezczelnie. Czy on mentalnie wyczuwał momenty, kiedy mógł mnie ośmieszyć? Zacisnąłem zęby i utkwiłem wzrok w papierach. Zerkałem na niego jeszcze przez chwilę tak, że Derrek ostrzegawczo uniósł brwi. Zdawało mi się, że jedynie nasz szef nie ma nic przeciwko ale on był jednym z tych niebezpiecznych pacyfistów, którzy szczerzą zęby praktycznie do wszystkich. Ręce drżały mi niebezpiecznie, więc zacisnąłem je na papierach i ciężko oddychałem - tylko spokojnie, tylko spokojnie.
Mike, zreszta zupełnie jak Trey, nie widział w swojej obecności tutaj żadnego problemu - oh przecież to oczywiste, iż największy drań w szkole, mój odwieczny prześladowca, który odbił mi dziewczynę, kiedy wreszcie zdecydowałem się wyznać jej miłość po (aż wstyd przyznać) czterech latach potajemnego wzdychania, ten drań chce brać czynny udział w klubie pomocy społecznej! No trzymajcie mnie! To chyba ostatnia rzecz jakiej potrzebuje, żeby dobić upragnione 100% popularności. Ewidentne parcie na szkło! Trzeba mieć jakieś granice perfekcji - albo być draniem albo dobrym człowiekiem! Nie można być, no nie wiem, rudym i blondynem na raz! To wbrew naturze! ( Farbowania nie liczę - to jest passe)
- Sekretarzu - zwrócił się do mnie przewodniczący - proszę zadać standardowy zestaw pytań dla kandydata.
Rzuciłem szefowi jedno z moich taktycznych spojrzeń niewinności "nie do odparcia", ale jego pacyfistyczna bariera odbiła mój naturalny wdzięk i ugodziła mnie prosto w serce. Zdaje się rykoszetem trafiła też Derreka, bo zaczerwienił się po uszy.
- No... Imię i nazwisko proszę.
- Mike Takanashi.
- Zainteresowania?
- Sport i muzyka.
- Proszę podpisać oświadczenie o gotowości wyjazdu na dwuletnie szkolenie w Etiopii i zwolnienie klubu z wzięcia odpowiedzialności za nieprzewidziane wypadki zdrowotne.
Mike zawahał się i spojrzał na przewodniczącego pytająco, którego akurat pochłonęło wyżeranie śliwek w czekoladzie wygrzebanych z mojego plecaka. Skorzystałem więc z nadarzającej się okazji zupełnego odmóżdżenia naszego przewodniczącego i nie dałem mu czasu na przetrawienie informacji.
- Coś nie tak? - zwróciłem się do Mike'a wzdychając sztucznie - jaka szkoda. Widzę, że panu możemy już podziękować. Następny!
Trey nachylił się i wyrwał mi z ręki papier. Cukier przeżarł mu resztę tych pacyfistycznych okruchów mózgowia, które usilnie próbowały skupić się na czytaniu, więc nie wystarczyło za wiele energii na zrozumienie tego co przeczytał.
- Tego to jeszcze nie widziałem - powiedział nie przerywając przeżuwania cukierków - co to za misja charytatywna? Są jeszcze miejsca?
- Sam podbijałeś pieczątkę - skorzystałem z otępiającego działania słodyczy i wskazałem na znaczek - ja nie wiem co to za misje, zresztą nasz nowy kandydat zajął wolne miejsca.
- Ale...
- Tak! Zajął wszystkie trzy!
Trey przełknął czekoladkę i najwyraźniej odzyskał zdolność kojarzenia faktów. Chwycił podłożoną przeze mnie godzinę wcześniej pieczątkę i walnął mnie nią w głowę.
- Ukradłeś ją, złodzieju! A ja się od tygodnia zastanawiałem gdzie mogła być!
Przywalił mi jeszcze zeszytem, po czym z uśmiechem zwrócił się do Mike'a tłumacząc moją niesubordynację. Ja zaś odchrząknąłem i starając się zachować resztki powagi również zwróciłem się groźnie do mojego odwiecznego wroga.
- To kółko wymaga poświęceń! A jak zdążyłem zauważyć brakuje ci motywacji.
- Motywacji!? - krzyknął Trey - sam sobie jedź do Afryki idioto! A tak w ogóle to się angielskiego najpierw naucz!
Walnąłem pięścią w stół i rozejrzałem się po twarzach znajomych, którzy unikali mojego wzroku. Konformiści od siedmiu boleści. Ja już nie wiem kto jest gorszy - Trey z tym swoim "love and peace" czy oni wiecznie mu przytakujący.
- Nie widzicie, że on to robi dla sławy!? - warknąłem - chyba już jest wystarczająco znany.
- A co, zazdrosny jesteś o moją popularność? - zapytał, a na jego twarz wpełzł złośliwy uśmieszek.
To był chyba jedyny w moim życiu moment, kiedy tak bardzo chciałem komuś przywalić. Moje ciało aż dygotało, żeby wypróbować wszystkie brutalne chwyty z tego nowego internetowego kursu dla niepokonanych. Jednak opanowałem wszelkie odruchy, idąc za radą mistrza Spama i zdobyłem się na pogardliwe spojrzenie.
- Chciałbyś - syknąłem i zwróciłem się do Trey'a - albo ja albo on. Wybierajcie.
Wstałem powoli i wyszedłem trzasnąwszy uprzednio drzwiami.
YOU ARE READING
Na pewno nie!
幽默O spokojnym życiu nastolatka Will mógł tylko pomarzyć, a wszystko za sprawą znienawidzonego przez siebie szkolnego diabła - Mike'a. Nękany dzielnie znosił jego żarty, ale miarka się przebrała kiedy jego wróg numer jeden postanowił dołączyć do klubu...