II. 05. Deszczowe dni cz. 3

1.9K 211 31
                                    

Ohayoo :D Dość smutny rozdział, a raczej jego część...  

Wiem, że to wcześnie, ale wybiera się ktoś na Xmasscon w grudniu? :P Jakby czo to ja  będę xD 

Will

Deszcz już tak nie zacinał, gdy wybiegłem z budynku firmy, ale nadal padało dość intensywnie i to był chyba pierwszy raz w życiu, kiedy cieszyłem się, gdy ciężkie krople spadały na moją twarz. Mieszały się z gorącymi łzami i przyjemnie chłodziły zgrzane policzki. Bez parasola, ciepłej kurtki i żadnego celu łaziłem po mieście, pozwalając myślom pędzić przez umysł z olbrzymią prędkością. Obrazy z przeszłości, szczęśliwe chwile, ciepłe słowa przewijały się jak na taśmie filmowej, a ja coraz bardziej zaciskałem pięści, kiedy między wspomnieniami jak zacięta płyta krążyły słowa ochroniarza " Syna prezesa nie było w firmie od kilku dni ".

Czy Mike mnie okłamał? Na pewno. Czy to jego widziałem przez szybę autobusu? prawdopodobnie tak. Czy mnie zdradza? Na pewno nie. Wiedziałem, iż nie byłoby takiej siły na świecie, która przywiodłaby go do zdrady. Mimo to nie mogłem znieść, że znowu mi nie ufał. Że ktoś inny wiedział o nim więcej niż ja. Komuś innemu powierzył swoje sekrety, chociaż tyle już składaliśmy sobie obietnic o wzajemnym zaufaniu.

- Kurwa mać... zabiję go gołymi rękami...

Albo tym cholernym tłuczkiem, o którym już słyszę od miesięcy - roześmiałem się szyderczo w głębi ducha. Jeszcze rok temu miałbym to daleko gdzieś, ba cieszyłbym się niezmiernie i chwalił niebiosa, że ten idiota wreszcie się ode mnie odwalił. A dzisiaj go ze mną nie ma i jest mi tak smutno, jak jeszcze nigdy dotąd. Z deszczu pod rynnę jak to mówią.

Wyciągnąłem telefon w nadziei, iż uda mi się do niego dodzwonić, a on powie, że ochroniarz się pomylił, że załatwiał interesy na mieście i wszystko jest cacy.

Jednak Mike nie odbierał, deszcz nadal padał, ja zaś szedłem bez celu przed siebie, zastanawiając się jak bardzo się od siebie oddaliliśmy.

Złodziej

Wczoraj deszcz, dzisiaj deszcz, jutro deszcz i tak jeszcze przez następny kilkanaście dni. Prawdziwa polska jesień, a nie to nad czym się produkują graficy komputerowi, projektujący kartki kalendarza na październik.

Dochodziła siedemnasta, ludzie zapieprzali jak małe samochodziki, a ja zamiast pracować spoglądałem co kilka minut na zegarek i udawałem bardzo skupionego. Pasjans sam się nie ułoży przecież. Dziesięć godzin w robocie to przesada, nawet przy takiej ilości zleceń.

Jeszcze kontrola w tym tygodniu, czy oni nie mają nic ciekawego do roboty? Co rok trzeba odbębniać ten teatrzyk. My udajemy, że nic nie wiemy o wizycie i wszystko zwyczajowo hula jak w zegarku, a oni udają, że nam wierzą.

Wybiła siedemnasta. Ułożyłem pasjansa, spakowałem papiery i ruszyłem korytarzem do szatni. Ciekawe czy ktoś znowu zakosił mi parasol. W tym tygodniu byłby to już trzeci przypadek. Pewnie myślą, że taki kierownik jest ponad to i nawet nie zauważy, bo ma pieniądze. Bo ma pieniądze i ma wszystko! Gówno prawda. Pieniądze były fajne jak się ich nie miało - pierwsza wypłata, pierwsza podwyżka. A teraz wmusili we mnie ten garnitur, posadzili przy biurku i kazali pilnować ludzi, przy okazji od czasu do czasu ich opieprzyć, profilaktycznie. Miało być fajnie, a zdecydowanie nie było. To już nie te same czasy co kiedyś, nie te same cele, nie ten sam człowiek. Nawet ja sam nie wiedziałem, czego tak naprawdę chciałem od życia.

Parasol jednak był, więc zdecydowałem się spacerkiem wrócić do domu, po drodze zahaczając o jakąś kawiarnię. Usiadłem przy oknie i po kilkunastu minutach pojawiła się przy mnie kelnerka z kartą. Tradycyjnie zamówiłem gorącą czekoladę i naleśniki z owocami, po czym z braku lepszych opcji wróciłem do obserwowania świata za szybą. W pewnym momencie moje obserwacje przerwało ciche brzęczenie, a ja nawet bez spoglądania na ekran telefonu wiedziałem, kto dzwonił. Od razu po odblokowaniu wyskoczył mi Simon i jego kilkanaście nieodebranych połączeń. Chyba byłem jedynym hobby jakie w życiu miał, bo takie akcje były na porządku dziennym. Postanowiłem oddzwonić później i znowu odwróciłem głowę, gdy moim oczom ukazała się osoba, która zawsze umiała poprawić mi humor. Zapukałem w szybę i gestem dłoni zaprosiłem Willa do stolika. Gdy tylko zwrócił się w moim kierunku, od razu poznałem, że nie był w najlepszym do rozweselania mnie nastroju.

- Płakałeś - powiedziałem, gdy przysiadł się do mnie - To znowu przez tego idiotę?

- Nie płakałem - mruknął - to przez deszcz.... 

Już miałem opierdzielić go za wciskanie mi kitu, ale kelnerka przyniosła mi zamówienie i zrezygnowałem, gdy tylko zauważyłem jego błysk w oku na widok czekolady. Może przynajmniej na chwilę słodkości poprawią mu humor. 

- Śmiało - uśmiechnąłem się - wcinaj. A później opowiesz mi co się stało. Tylko bez żadnych kłamstw - dodałem, widząc jego niezadowoloną minę.   

Na pewno nie!Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt