8. Gdybym był inny?

6K 744 136
                                    

Yaay ósmy rozdział :) Chyba trochę poważniej, niż wcześniej. Wieeem, że ich relacja rozwija się ślimaczym tempem ( z dużej nienawiści przez osiem rozdziałów ich związek jest na etapie mniejszej nienawiści XD) ale lubię się rozwlekać XD 

Dziękuję za wszystko czytającym, komentującym i gwiazdkującym :) Jest mi bardzo miło, że opowiadanie się podoba ^^

Bez narzekania zabrał się za zmywanie, a ja sprzątnąłem wszystko ze stołu i wziąłem się za zamiatanie. Gdy skończyłem, nadal męczył się z myciem, bo Trey nigdy nie uznawał czegoś takiego jak organizacja pracy - brudne naczynia wrzucał na jedną stertę i po prostu wyciągał nowe. 

Zaproponowałem mu pomoc, ale machnął ręką i kazał mi odpocząć. Nigdy nie widziałem go przy pracach domowych. Dziwnie wyglądał z tymi zakasanymi rękawami i skupioną miną. Gdy tak na niego patrzyłem, wydawało mi się, że ktoś po prostu dokleił mu ten wyraz twarzy, tak nieprzyjemnie  konrastował z jego wesołymi, brązowymi oczami. Nawet gdy bardzo się skupiłem, nie umiałem wyobrazić go sobie bez tego charakterystycznego uśmiechu. 

 Aż tak zależało mu, aby zdobyć kilka punktów na studia? Wiedziałem, że to nie jest jego prawdziwa twarz i tylko udaje, żebym był szczęśliwy. Było mi z tym trochę... głupio. Tak jakbym na siłę starał się zrobić z niego człowieka idealnego, którym on nigdy nie chciał być. 

- Chciałbyś, żebym był taki od początku? - zapytał.

- Co?

- Gdybym zawsze był miły - powtórzył - tak jak teraz, jakie miałbyś o mnie zdanie?

Wzruszyłem ramionami. Co mu się nagle na takie teksty zebrało? Chciałem zignorować jego pytanie, ale najwyraźniej zależało mu na odpowiedzi, bo nie spuszczał ze mnie wzroku. Gdyby był taki od zawsze? 

- Nie wiem - mruknąłem - bo wtedy nie byłbyś sobą, nie? Teraz przynajmniej mogę cię nienawidzić bez szczególnych wyrzutów sumienia.

Roześmiał się. Skończył zmywać i podszedł do mnie.

-  To miłe - oparł się  stół, uśmiechając się bezczelnie - nawet nie musiałem się specjalnie starać, żebyś o mnie myślał. 

Skrzywiłem się. A co mu tak zależy na tym myśleniu. Gorączkowo szukałem jakiejś ciętej riposty, ale jak na złość nic nie przychodziło mi do głowy.

- Wiesz - wydusiłem w końcu - nie przeszkadza ci fakt, że zastanawiam się głównie jakby cię tu zlikiwdować?

Pokręcił głową. Zadarłem głowę do góry. On patrzył prosto na mnie z taką dziwną miną. Nie widziałem dokładnie jaką, bo światło lampy padało z przeciwnej strony i rozbijało się na jego blond włosach. Nawet  z taką aureolą bliżej mu było do diabła niż do anioła. 

- Dlaczego byłeś dla mnie... taki?

Spoważniał. 

- Jaki? Jak o mnie myślałeś przez tamten rok?

- Nienawidziłem cię. 

- Naprawdę? Ani nienawidzić ani kłamać nie umiesz - odwrócił głowę - zawsze mnie to irytowało, bo nie wiedziałem czy ty tak... wiesz, bo ja... zresztą nieważne. 

Wstał i  bez słowa wyszedł z kuchni. Nie miałem pojęcia o co mu chodziło. Znowu się na mnie obraził?  Pomimo mojej oczywistej niechęci do niego, całkiem miło spędziłem z nim czas, więc poszedłem za nim do przedpokoju, żeby trochę go udobruchać. 

- Nigdzie cię nie wyganiam... - zacząłem niepewnie.

- A ja nidzie nie idę - wyciągnął z plecaka dużą torbę - zupełnie o nich zapomniałem. Dobrze, że torba jest termiczna. 

Wróciliśmy do kuchni, a on wyciągął z torby pudełko lodów czekoladowych. Celowo zmienił temat? Nie wiedziałem, czy nagle sobie o nich przypomniał, czy po prostu chciał mnie odciągnąć od niemiłych wspomnień. Patrzyłem jak z zadowoloną miną wyjmował kolejne opakowania - w sumie było ich coś około dziesięciu. 

 - Obiecałem, że odkupię - powiedział, widząc moją zszokowaną minę. 

- Tamte były waniliowe - mruknąłem cicho.

- Wiem, ale ty najbardziej lubisz czekoladowe, prawda?

Na pewno nie!Where stories live. Discover now