19. Ten prawdziwy Will

5.6K 663 167
                                    

Dziękuję wszystkim za czytanie :)

Nie wiem co tu jeszcze napisać -.- powoli zbliżamy się do końca, dziękuję, że trwacie przy czytaniu o przygodach tych dwóch idiotów XD

hehehehehe a Annie to dobra dziewczyna, nie wiem dlaczego jest tak nielubiana :( (nawet się pokusiłam o narrację z jej perspektywy)

Miłego wieczoru życzę!


Annie


Gdy Will delikatnie pogłaskał mnie po głowie, już wiedziałam jaką odpowiedź za chwilę usłyszę. Jednak pomimo tego nie puściłam jego ramion, aby uciec z płaczem tak, jak zawsze miałam w zwyczaju, kiedy nie wychodziło mi to, o co tak bardzo się starałam.

Jego ręce były takie ciepłe i gładkie, więc wtuliłam się jeszcze mocniej, mając nadzieję, że w jakiś sposób uda mi się zatrzymać czas choćby jeszcze na kilka minut.

- Annie - szepnął mi do ucha, nie odtrącając jednak moich ramion - Annie...

- Wiem co chcesz powiedzieć - odsunęłam się troszkę, aby spojrzeć na jego twarz - nie musisz się martwić.

- Ja przepraszam, ale...

- Nie przepraszaj - westchnęłam - ja... od zawsze na ciebie patrzyłam i w głębi serca spodziewałam się takiej odpowiedzi, a mimo to jestem szczęśliwa. Nie żałuję niczego.

Dziwny był z niego chłopak. Czasem wydawało mi się, że każdego potrafił przejrzeć na wylot, docierając do najgłębiej skrywanych tajemnic czy lęków, a czasem nie widział rzeczy najbardziej oczywistych. Pierwszy raz zwróciłam na niego uwagę, kiedy pomagał zagubionemu pierwszakowi znaleźć swoją klasę. Miał wtedy taki szczery, ciepły uśmiech, ale czegoś mi tam brakowało. Wtedy jeszcze nie umiałam wyjaśnić, co dokładnie chciałam w nim ujrzeć. A później na scenę wkroczył Mike, na każdym kroku robiąc Willowi jakieś, według jego samego, śmieszne kawały. Nie miałam pojęcia, o co mu tak naprawdę chodziło - nie znęcał się nad Willem, nie wyłudzał pieniędzy, zresztą swojej kasy miał aż nadto. Początkowo Will uśmiechał się sztucznie, udając, że niczym się przejmuje i zwyczajnie ignorował jego zaczepki. Wtedy Mike zagryzał ze złości wargi i odwracał się do niego plecami.

Jednak pewnego dnia po zajęciach, gdy nauczycielka poprosiła mnie o uprzątnięcie papierów zobaczyłam go zupełnie innego. Jakbym widziała Willa pierwszy raz. Tamtego dnia Mike zrobił mu kawał przed dziewczyną, w której Will od dawna się podkochiwał i miarka się przebrała - krzyczał na Mike'a i machał rękami, a tamten śmiał się i nic nie robił sobie z jego gróźb. Właśnie tamta jego strona tak bardzo mi się podobała - nie uprzejma i cicha, ale ta gwałtowna i zarazem tak do bólu szczera, która nie bała się mówić otwarcie o swoich uczuciach. Obydwaj wydawali mi się wtedy bardziej prawdziwi, niż zazwyczaj. Od tego momentu Will się zmienił. Nauczyciele mówili, że koledzy sprowadzają go na złą drogę, ale dla mnie stał się w końcu żywy. I ja też od tego czasu miałam w sobie więcej życia i szczerości.

- A ja... chyba nie jestem jeszcze gotowy na związki... - mruknął, spuszczając wzrok - nie miałem zbyt dobrego doświadczenia...

- Nie, Will - pokręciłam głową - myślę, że ty nie jesteś z tych, którzy się odwracają. Ty już masz na kogo patrzeć.

Spojrzał na mnie pytająco, ale wzruszyłam ramionami, zbywając go uśmiechem. Chciałabym zobaczyć jeszcze raz tę jego drugą stronę, nawet jeśli jej uczucia nie będą przeznaczone dla mnie.


Mike

Po prostu stamtąd poszedłem. Wiem, wiem to nie było najlepsze wyjście, ale co mogłem zrobić? Wyjąć siekierę i zarąbać tę Annie na miejscu? Pewnie uznaliby mnie za chorego psychicznie i wsadzili do wariatkowa, a wtedy to już mógłbym o Willu zapomnieć, bo, powiedzmy sobie szczerze, psychiatryk do najromantyczniejszych miejsc nie należy. Chyba, że oskarżyłbym Willa o współudział i razem utknęlibyśmy w tym szalonym przybytku, a wtedy wiadomo... całą winę można zwalić na skutki uboczne prochów, jakimi tam szprycują. A jeśli jeszcze mój ojciec załatwiłby nam wspólny pokój... najlepiej z prywatnym prysznicem... Dobry Boże, o czym ja myślę! Znowu to samo, po pierwszym dniu znajomości już chciałem go przelecieć! Gdzie się podziała to romantyczna miłość...

Zresztą i tak nie miałem wtedy siekiery przy sobie(nie żebym ją nosił cały czas), więc nie było nad czym płakać.

Postanowiłem wrócić do domu, uprzednio zahaczywszy o supermarket (i jakiś dobry sklep z siekierami - już więcej nie dam się zaskoczyć) i zastanowić się nad dalszym dalszą strategią, która sprowadzała się do wyboru dwóch wariantów: pierwszy - zostawić Willa w spokoju (Nigdy!) lub skasować tę małą zołzę (tylko jak?). Tak szczerze to nic do tej dziewczyny nie miałem i dlatego trochę opornie szło mi obmyślanie jakiejś wyjątkowo nieprzyjemnej intrygi. O ile z tą wiedźmą Susan nie miałem jakichś większych problemów, tutaj delikatna aura Annie budziła we mnie coś na kształt... wyrzutów sumienia.

Tak szczerze to faktycznie lepszej dziewczyny Will nie mógł sobie znaleźć - istny ideał. Ładna, uprzejma, skromna i nie wiem jeszcze jakie epitety mógłbym tu przytoczyć, bo trochę słaby z polskiego byłem, ale ogólnie rzecz biorąc cud, miód i orzeszki.

Zajęty swoimi rzewnymi rozterkami krążyłem bez celu po supermarkecie, gdy nagle zderzyłem się ze sklepowym wózkiem, który, na moje nieszczęście, należał do dobrze znanej mi przyszłej teściowej.

- Przepra... - zacząłem, jednak mama Willa nie dała mi nawet dojść do słowa.

- Witaj zięciu - uśmiechnęła się - coś ty taki zamyślony? Dostałeś kosza od mojego syna?

- Można tak powiedzieć - mruknąłem i już odwracałem się, aby uniknąć drażliwego tematu, gdy złapała mnie za rękę i zmusiła do tachania sklepowego wózka. Niczym niewolnik posłusznie powlokłem się za nią do kasy i zacząłem wykładać żywność na taśmę. Pewnie Will będzie szykował gustowną kolację dla swojej nowej dziewczyny, bo cena produktów przyprawiała o zawrót głowy.

- A więc to twój ulubiony smak, co? - zapytała klepiąc ręką ogromny karton soku pomarańczowego - Will prosił, żebym wybrała jakiś dobry.

Spojrzałem na nią ze zdziwieniem, a ona uśmiechnęła się znacząco i puściła mi oko. Co to miało znaczyć? Will miał zamiar pichcić coś dla mnie? Nie nie nie, prędzej już mnie apokalipsa dosięgnie, niż zjem cokolwiek przygotowanego przez Willa (trucizny i leków na przeczyszczenie nie liczę). Pewnie to mamusia szykowała wieczór pełen atrakcji. Ale się mama zdziwi, jak na gej party Will przyprowadzi swoją dziewczynę.

- Chyba mu się nie spodobało, że chciałeś go przelecieć pod jego własnym domem - pokiwała głową, gdy wyszliśmy ze sklepu.

W pierwszej sekundzie zamarłem z butelką wody w ręce, a później wyplułem wszystko co miałem w ustach na teściową. Jakim cudem ona o tym wie?! I jakim cudem jeszcze mnie nie wykastrowała?!

- Co się tak dziwisz? - zapytała, z niesmakiem wycierając swoją bluzkę - teściowe wszystko widzą.

Wiedziałem, że to był beznadziejny pomysł. W myślach przeklinałem swoje niewyżyte ciało - na wakacjach zapiszę się chyba na jakiś letni kurs dla mnichów albo wyjadę na pustynię błędowską, żeby z dala od miejskiego zgiełku ujarzmić zbereźne pragnienia dolnych partii mojego ciała.

- Nie przeszkadza to pani? Nie chciałaby pani dla Willa raczej... kogoś normalnego?

Roześmiała się i pokręciła głową.

- A od kiedy "normalność "jest synonimem szczęścia? Ale wiesz - poklepała mnie po ramieniu - tej akcji przed blokiem raczej nie radzę ci powtarzać. Znowu pomyślą, że jestem wyrodną matką.

Przytaknąłem żywo, mimo iż wiedziałem, że dotrzymanie tej obietnicy nie będzie wcale takie łatwe.

- I jeszcze jedno - dodała poważnym tonem - wiem, że jesteś z bogatej rodziny, ale jeśli go skrzywdzisz... uwierz, że nawet biedni ludzie mają swoje sposoby na zemstę.

Na pewno nie!Where stories live. Discover now