Rozdział 8

58 4 0
                                    

Jestem ciekawy, jak Katy zareaguje, jak zobaczy swoich rodziców. Mam nadzieję, że nikt się nie wygadał.

                   Właśnie niosę do domu piękną choinkę. Katy od rana nie umiała się doczekać. Wcześniej wyciągnęła mnie na zakupy, gdzie kupiliśmy bombki, światełka, łańcuchy i Bóg wie co jeszcze. Ale sam muszę przyznać, że pięknie przystroiła mieszkanie, tworząc cudowny i nieprzesadzony nastój świąt.

-No nareszcie jesteś. - powitała mnie w drzwiach. -Jest cudowna. - oczy cudownie jej rozbłysły, gdy ustawiłem drzewko w odpowiednie miejsce, między kanapą a oknem.

-Cieszę się. Zjemy coś najpierw, czy od razu ubieramy? - pocałowałem ją w głowę.

-No możemy zjeść. Wyciągniesz zapiekankę z piekarnika? - usłyszałem jeszcze wchodząc do kuchni, gdzie rozchodziły się piękne zapachy.

-Mieliśmy razem zrobić, myślałem, że poczekasz.

-To masz w nagrodę za zdobycie najpiękniejszej choinki. - zachichotała. - Muszę się usamodzielniać powoli. -puściła mi oczko wyciągając talerze i sztućce.

        Jutro wigilia. Siedzę z Chrisem w pokoju i oglądamy jakiś świąteczny film. Nie do końca wiem, o co tam chodzi, bo pisze z siostrą. Mój narzeczony też siedzi z nosem w telefonie. Pewnie odpisuje fanom czy coś.

-Kochanie... Musze na chwilę wyjść. Dosłownie pół godziny. Mama chciała, żebym parę rzeczy jej podrzucił. -pocałowałem ją i nie czekając na odpowiedź, wybiegłem z mieszkania.

         Nareszcie przylecieli. Podjechałem po Monikę i pojechaliśmy w stronę lotniska. Stresowałem się strasznie, nie dość, że raczej się nie dogadamy, to jeszcze mogą mieć pretensje o ten wypadek... Wierzyłem jednak, że mój urok osobisty przekona ich do mojej osoby. Stałem z boku, gdy rodzice Katy witali się z Moniką. Dopiero po chwili dziewczyna mnie przedstawiła. Podaliśmy sobie ręce i przedstawiliśmy. Super, jej tata mnie nie zjadł od razu, jest nadzieja, myślałem pakując walizki do bagażnika.

-Udało nam się utrzymać w sekrecie państwa przyjazd, nie mogę się doczekać reakcji Katy. - powiedziałem po angielsku, spoglądając w lusterko wsteczne.

-Sama nie umiem się doczekać. - odpowiedziała pani Gosia. Zdziwiłem się, nie wiedziałem, że zna angielski. Z tego co mi Katy opowiadała, raczej nie byli zainteresowani takimi rzeczami.

-Kochanie wróciłem. Możesz podjechać na chwilę? -krzyknąłem z korytarza i włączyłem nagrywanie. Dziewczyna przyjechała i spojrzała na mnie zdziwiona, a później na swoich rodziców. Jeszcze raz na mnie. Znowu na nich.

-O mój Boże.. - wyszeptała. - Mamuś, tatuś!!! -zapiszczała i niemal spadła z wózka, chcąc jak najszybciej ich przytulić. Widziałem łzy szczęścia spływające po ich policzkach.

-Zapraszam do salonu. Tam jest więcej miejsca. -delikatnie pociągnąłem za wózek Katy i wjechałem do salonu. Chwilę później cała czwórka, łącznie z Moniką, siedzieli na kanapie i rozmawiali po polsku. Po łzach i gestach domyśliłem się, że o wypadku. Poszedłem do kuchni i zrobiłem dla wszystkich herbaty.

         Święta minęły w cudownej atmosferze. Spędziliśmy je wszyscy razem z rodzicami Katy, moją mamą, ciocią Moniką i Josephem. Było 12 potraw, dzielenie opłatkiem, zaśpiewałem parę kolęd w ojczystym języku. Katy puściła na telefonie kolędy po polsku.

-Nie chcecie słyszeć jak śpiewam. - zaśmiała się, gdy próbowaliśmy ją przekonać. W drugi dzień świąt spotkaliśmy się wszyscy z chłopakami z zespołu i ich rodzinami. Ally skradła serce pani Gosi. Parę razy słyszałem jak mówiła, że moglibyśmy się o dziecko postarać. Miałem ochotę powiedzieć, że nie zawiodę, ale wiem, że dostałbym po głowie od Katy.

          Po Nowym Roku wznowiłam rehabilitacje. Wszystko idzie zgodnie z planem więc mam nadzieję, za parę miesięcy chodzić już w protezach. Zawzięłam się okropnie, chcąc jak najszybciej wrócić do normalnego życia. Chłopcy wyjechali w trasę, a ja z dziewczynami realizujemy nasze projekty. Dzięki Yocelin załapałyśmy kontakty z wydawcami paru mniejszych gazet i robimy dla nich zdjęcia na strony z modą.

          Parę tygodni później zakładam po raz pierwszy protezy na nogi. Dziwnie się czuję. Matt mówi, że to normalne, muszę się przyzwyczaić. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że nauka chodzenia będzie taka ciężka. Ale dzięki wsparciu Chrisa i reszty przyjaciół z dnia na dzień robiłam coraz wyraźniejsze postępy. Co prawda te postępy widzieli oni, dla mnie to wszystko działo się za wolno. 

          Moje pierwsze samodzielne kroki zbiegły się z innym ważnym wydarzeniem. Mianowicie moja siostra urodziła pięknego, zdrowego chłopczyka. Widziałam jak Chrisowi zaszkliły się oczy, gdy pokazali nam go na kamerce. On uwielbia dzieci. Dzięki podwójnej okazji postanowiliśmy  świętować trochę i wybraliśmy się do ulubionego klubu. 

-Ej, nie pij tyle. - Joel chciał zabrać mi szklankę z drinkiem, byłam jednak szybsza. 

-A czemu nie? W nogi mi raczej nie pójdzie. - puściłam mu oczko, a cała reszta wybuchnęła śmiechem. 

-W nogi nie, ale nie możesz jechać po pijaku... Możesz stracić prawko. - odezwał się Zadbiel. 

-Racja, o tym nie pomyślałam. - udałam, że się zastanawiam. - Ale jak znajdę innego kierowcę, to będę mogła. - klasnęłam w dłonie. - Kto się zgłasza na ochotnika?   

-------------------------------------------------------------------

Kolejny rozdział. Przepraszam, że taki o niczym, ale musiałam trochę przyspieszyć akcję. Brak pomysłów i czasu daje mi się we znaki... Obiecuję się poprawić. Znowu. 

Buźki ;**

Historia z aparatem w tle [ zakończone]Where stories live. Discover now