Rozdział 4

65 4 1
                                    

       Tak, tak, tak! Dzisiaj wychodzę z tego cholernego szpitala! Co prawda, będę tu musiała jeździć na rehabilitację, ale to mało ważne. Jestem taka szczęśliwa. Właśnie pakuję swoje rzeczy do walizki i czekam na kogokolwiek, kto mnie stąd zabierze. Szkoda tylko, że nikt się nie odzywa. Trudno, dostanę się do domu choćbym sama miała jechać.

-Widzę, że nie umie się pani doczekać wyjścia. -zaśmiał się lekarz wchodząc do sali.

-I to jeszcze jak. Bez urazy, ale strasznie tu jest. -odpowiedziałam tym samym. Przekazał mi wypis, rozpiskę z rehabilitacjami, jeszcze raz przypomniał jak dbać o kikuty, co robić a czego unikać. - Jeszcze raz bardzo dziękuję. I proszę podziękować pani psycholog. Pewnie jeszcze się u niej zjawię. -podałam mu dłoń, którą mocno ścisnął.

-Wszystkiego dobrego. I proszę na siebie uważać. -pożegnał się i już go nie było. Znowu sprawdziłam telefon. Ukatrupię Christophera. Właśnie wyobrażałam sobie jakim torturom go poddam, gdy zjawił się z wielkim bukietem kwiatów.

-Przepraszam za spóźnienie, korki były. - pocałował mnie. - Masz wszystko? - rozejrzał się po sali.

-Tak. Z 5 razy już sprawdzałam. Możemy już iść? Proszę!!! - niemal podskakiwałam na wózku z niecierpliwością.

-Chodźmy, widzę, że nie możesz się doczekać. -cmoknął mnie w czubek głowy. Wziął walizkę i otworzył drzwi. Myślałam, że będę odczuwać strach przed wejściem do samochodu, ale byłam chyba zbyt podekscytowana, żeby o tym myśleć.

-Teraz tutaj będziemy mieszkać. - wskazał na wieżowiec przed sami. - Na 15 piętrze. Widoki są cudowne, mówię ci. - oczy mu błyszczały. Podjechaliśmy pod bramę, machnął jakąś kartą przed czytnikiem i wjechaliśmy na parking.

-Wow. - zadarłam głowę wysoko do góry. - Z której strony mamy okna?

-Po drugiej stronie. Chodź, nie mogłem się doczekać, żeby ci pokazać. - pchałem wózek do windy, a Katy nacisnęła numer piętra. Otworzyłem drzwi i wjechałem wózkiem do przedpokoju. Dziewczyna rozglądała się zaciekawiona. Pokazałem jej wszystkie pomieszczenia: kuchnie, łazienkę, gabinecik dla niej, osobny dla mnie.

-Mam swój pokój? Nieźle. - ucieszyła się.

-Będziesz mogła zrobić sobie bibliotekę tutaj, czy cokolwiek, o czym marzyłaś. - uśmiechnąłem się.

-Zawsze marzyłam, żeby mieć bieżnię w pokoju. -wskazała mi owy przedmiot stojący w kącie i wybuchnęła śmiechem. Walnąłem się w czoło.

-Co za debile, mówiłem, że to do mojego pokoju ma iść.

-Ładny będziesz miał stojak na ubrania. - puściła mi oczko, na co ja wywróciłem oczami.

-Chodźmy dalej. Tutaj jest toaleta. A tutaj salon.

       Wjechaliśmy do pomieszczenia, gdzie okazało się, że są wszyscy! Całe CNCO, dziewczyny, Moniak z Josephem, Clara. Na oknie wisiał wielki plakat „ WITAMY W DOMU", było pełno balonów, a przede wszystkim najbliższe mi osoby.

-NIESPODZIANKA! - krzyknęli, gdy nas zobaczyli.

-O jacie.. - tylko tyle zdążyłam powiedzieć, bo utonęłam w objęciach najpierw Ericka, a później całej reszty. -Cudownie was wszystkich widzieć. - starłam wierzchem dłoni parę łez, które spłynęły po policzku.

-Nareszcie się doczekaliśmy ciebie. Ile można leżeć?- Zadbiel z Joelem zaczęli się ze nie nabijać. Pokazałam im środkowy palec i podjechałam do wielkiego okna z którego było widać ocean i cudowny zachód słońca.

-Postarał się, co? - Liz stanęła obok z drinkiem w ręce. Pokiwałam głową. Byłam oczarowana, ale też trochę przerażona. Wróciłam do domu, co teraz? Gotowanie, sprzątanie, jak sobie poradzę?   - Daj sobie dzisiaj spokój z przemyśleniami. Ciesz się z powrotu do domu, jutro pogadamy o tym co cię męczy.

-Czarownica. - mruknęłam pod nosem, jednak na tyle głośno, żeby dziewczyna to usłyszała.

-No to jest nas dwie. - puściła mi oczko i podwiozła do stołu, na którym były przeróżne smakołyki.

-Straciłaś parę kilo to musisz teraz nadrobić. -powiedziała Yocelin.

-Przez te wasze dokarmianie raczej mi to nie groziło. -wzięłam kawałek ciasta z galaretką.

-Patrz, zrobisz, przyniesiesz, dasz i jeszcze źle. -pokręciła głową. - Chris zrób coś z nią.

-To niemożliwe. Już próbowałem. - wzruszył ramionami. - Ona jest niereformowalna. - cmoknął mnie w policzko. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, jak za starych czasów. Jakiś czas później Moniak i Joseph zebrali się do domu, a Zadbiel włączył Tekkena.

-Trenowałem, gdy się wylegiwałaś. Teraz jestem niepokonany. - powiedział pewnie podając mi pada.

-Jeszcze zobaczymy. - poruszyłam brwiami i włączyłam grę. - Ups.. Chyba coś słabo trenowałeś. - zachichotałam i pokazałam mu język.  

-Dałem ci fory po prostu. - zmrużył oczy.

-Dobra, dobra. Tak to sobie tłumacz. - posłałam mu buziaka i oddałam pada Richardowi.

-Widziałaś swój gabinet? - zapytała z błyskiem w oku Claudia.

-Tylko przez chwilę, nawet nie wchodziłam. A co? -zaciekawiły mnie. Podjechałam do wspomnianego pokoju i otworzyłam drzwi. Wjechałam do środka rozglądając się dokładnie. Regał na książki, obok wielki i już wiem, że wygodny fotel. Do tego stojąca lampa. Dalej była kanapa, stolik i pod ścianą toaletka. Rozglądałam się oczarowana, ale dopiero chrząknięcie Liz skierowało mój wzrok najpierw na dziewczyny stojące przy drzwiach, a później na ścianę.

-O mój Boże. - wyszeptałam zszokowana. Cała ściana była w zdjęciach moich, tych, które robiłam dziewczynom, chłopakom na koncertach i prywatnie. Do tego stare zdjęcia, które robiłam jeszcze w Polsce. Rozpłakałam się na całego i podjechałam do dziewczyn żeby je wyściskać. Nie wiem jak to się stało, ale po chwili leżałam na ziemi. - Dziękuję, to jest cudowne. Kocham was normalnie. - rozsiadłyśmy się na ziemi i rozmawiałyśmy. Liz i Claudia pobiegły po szklanki, wódkę, napoje i przekąski. Nie wiem ile siedziałyśmy tak na cudownie miękkim dywanie, ale było cudownie. Planowałyśmy kolejne sesje, miałam parę pomysłów, które omawiałyśmy, gdy do pokoju wparował Erick.

-No hej koleżanki. Co tak się zabunkrowałyście same?- usiadł obok mnie i upił drinka.

-Kochaniutki, tobie już chyba wystarczy co? -poklepałam go po policzku.

-A ty wiesz, że będę przychodził na śniadania codziennie? - szeroko się uśmiechnął.

-Tak? A kto powiedział, że ja cię wpuszczę na te śniadanie? - uniosłam brwi.

-Sam się będę wpuszczał.. Bo mam klucze.

-O nie!!! Christopher, dlaczego dałeś mu klucze?!Pogięło cię? - krzyczałam śmiejąc się z miny chłopaka. - Oj już się nie smuć, chodź tu. - przytuliłam go. -Możesz przychodzić codziennie... - uśmiech na twarzy Ericka był cudowny. Aż musiałam coś dopowiedzieć. - Pod warunkiem, że to ty będziesz je robił.

-Mówiłem ci już, że cię nie lubię? I to fest a fest. - wstał obrażony i poszedł do salonu, z którego dobiegały odgłosy Fify.

-Tam wsparcia raczej nie szukaj. - parsknęła Liz.

-Złamałaś mu serduszko. - Claudia udała, że ociera łzę z policzka.

-Mówiłam wam, że to zła kobieta jest, - dokończyła Yocelin,

-Za nas kochane. Same złe kobietki. - wzniosłam toast i stuknęłyśmy się szklankami. 

---------------------------------------------

Rzucam nowy rozdział. Trochę dłuższy. Mam nadzieję, że się spodoba. 

Dajcie znać ;) 

Buziaki ;*

Historia z aparatem w tle [ zakończone]Where stories live. Discover now