Rozdział 13

119 3 4
                                    

                               Perspektywa Katy

            Gdy zamknęłam na chłopakami drzwi oparłam się o nie i rozpłakałam. Po co ona dzwoni i mi mówi takie rzeczy? zastanawiałam się. Nie rozumiałam własnej matki. Dobrze wiedziała, że zawsze chciałam tu przyjechać, specjalnie w szkole wybrałam hiszpański i rozszerzony angielski. Do tego te kursy językowe, na które sobie odkładałam. Niby mówiła, że mi kibicuje, to dlaczego, do cholery, jak zaczynam spełniać marzenia,mówi mi takie rzeczy. Co mam zrobić? Nie chciałam wracać do domu. Mając ogromny mętlik w głowie postanowiłam zadzwonić do siostry. Ona zawsze wiedziała co mi powiedzieć.

Dwie godziny później odłożyłam telefon i poczułam jak kamień spada mi z serca. Marta też mnie poparła, powiedziała,że mam nie wracać. Obiecała pogadać z mama i ją ogarnąć. Przy okazji wyznała, że jest w ciąży. Strasznie się cieszyłam, będzie cudowną mamą. Sama nie chciałam mieć dzieci, ale od niej chętnie pobawię. Przez jakiś czas, myślałam uśmiechając się. Już miałam iść do góry, gdy spostrzegłam pudełko, które naszykowałam Chrisowi. Schowałam je do lodówki i poszłam do łazienki wziąć kąpiel z pianą. Trochę przyjemności się należy, myślałam wchodząc do gorącej wody. Napisałam Christopherowi, że jego kolacja została u mnie i w takim razie niech wpadnie po nią rano.

       Następnego dnia obudził mnie telefon. Otworzyłam jedno oko i zobaczyłam, że dzwoni, nikt inny, jak Chris.

-Jest 7 rano, co chciałeś? - zapytałam zachrypnięta.

-Noo, przyjechałem na śniadanie.

-Już schodzę. - rzuciłam tylko. Przeciągnęłam się i popędziłam na dół otworzyć mu drzwi.

-Hej. Przepraszam, że cię obu... - zaciął się patrząc na mnie. Spojrzałam na siebie. No tak, koszulka ledwo zasłaniająca tyłek, włosy jak u wiedźmy. Spaliłam buraka i przepraszając go uciekłam na górę. Wróciłam po 5 minutach już w miarę ogarnięta.

-Spać nie możesz? - zapytałam widząc go myszkującego w lodówce.

-Mamy nagranie o 10, nie mogę jechać bez śniadania. -wzruszył ramionami uśmiechając się uroczo.

-No to dawaj, szykujemy. - podgrzaliśmy pierogi i zjedliśmy przy kuchennej wyspie.

-Było pyszne, dziękuję. - uśmiechnął się, a mi serce fiknęło koziołka.

-To ja dziękuję, w końcu prawie sam wszystko przygotowałeś. - powiedziałam odkładając talerze do zlewu.

-Muszę już lecieć. - powiedział i już miał wychodzić. Odwrócił się jednak i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Uśmiechnął się i wyszedł z kuchni, a później z domu. Dopiero po chwili mój mózg zaczął znowu pracować. Delikatnie dotknęłam ust. O mój Boże! Uszczypnęłam się, żeby sprawdzić, czy na pewno nie śpię. Uśmiechnęłam się szeroko i już wiedziałam, że to będzie udany dzień. Zadzwoniłam szybko do Liz. Muszę z nią pogadać!

       Umówiłyśmy się pod galerią. Przez cały czas uśmiech nie schodził mi z twarzy. Parę razy złapałam się nad tym, że gładzę palcem usta. Nie umiałam się powstrzymać. Liz od razu na wstępie żądała wyjaśnień. Gdy opowiedziałam jej wszystko mocno mnie przytuliła.

-No nareszcie! Nie masz pojęcia jak się cieszę! -uściskała mnie mocno. Buszując po sklepach rozmawiałyśmy o tym jak jej się układa z Joelem. Przyznała, że kombinuje jak pojechać na parę ich koncertów, ale biletów już nie ma. Obiecałam coś wykombinować. Kupiłyśmy parę rzeczy i wstąpiłyśmy do maka, żeby coś zjeść. W międzyczasie zadzwoniła do mojej przyjaciółki Yocelin z informacją, że mamuśka ma wychodne i zabiera nas na imprezę.

Historia z aparatem w tle [ zakończone]Where stories live. Discover now