Rozdział 25

84 3 2
                                    

-Katy! Coś ty dodała na insta? Pojebało cię? -krzyknęła oburzona Liz i podsunęła mi telefon pod nos. Zdziwiona wzięłam urządzenie i strasznie się wkurzyłam. Może o to chodziło Richardowi.

-To nie moje. To nie moje konto. - oddałam jej telefon, czerwieniąc się ze złości.

-Czyżby? - zadrwił Richard. - Wszystko się zgadza.

-Gówno się zgadza. Nawet w imieniu jest błąd. Sam mnie obserwujesz, więc wystarczyło sprawdzić. Ale lepiej od razu drzeć ryja, niż spokojnie pogadać. Jeśli mnie macie za taką, to się walcie. Tyle powiem. - bliska płaczu włączyłam muzykę i nastawiłam maksymalną głośność na słuchawkach. Miałam ochotę przywalić Richardowi za ten jego cwany uśmieszek.  Dojedźmy już!!! krzyczałam w myślach. Kątem oka widziałam, jak Joel pokazuje coś Chrisowi w telefonie, a ten kręci głową. Ciekawe komu uwierzy, pomyślałam obejmując ramionami kolana. Na lotnisku ignorowałam wszystkich, zresztą oni mnie też. Nawet Christopher się nie odzywał. Było mi strasznie przykro, marzyłam o tym, żeby już pojechać do domu, do Polski. W samolocie usiadłam na swoim miejscu i od razu wyciągnęłam laptop, żeby obrobić zaległe zdjęcia. Ponieważ nikt mi nie przeszkadzał udało mi się ogarnąć także te z koncertu. Wysłałam wszystko Clarze i zmęczona przetarłam oczy. Zauważyłam, że obserwuje mnie Erick. Uśmiechnął się smutno i powiedział coś bezgłośnie.  Odwróciłam szybko wzrok, nie miałam ochoty na niego patrzeć. Na lotnisku ledwo trzymałam się na nogach. Była trzecia w nocy, strasznie chciało mi się spać. Gdy czekałam na bagaż złapała mnie Clara.

-Katy, świetne zdjęcia. Tylko dlaczego tak mało zrobiłaś zdjęć Richardowi? Zawsze mniej więcej po równo robiłaś. - wyczułam delikatną pretensję w jej głosie.

-Zrobiłam, ale nie nadawały się do publikacji. Nie wiem co się stało. Chyba się dzisiaj nie zgraliśmy. - wzruszyłam ramionami. - Przepraszam, to się nie powtórzy. - uśmiechnęłam się smutno.

-Coś się stało? Zachowujecie się trochę dziwnie jak na was.

-Nic, wszystko jest ok. To chyba zmęczenie. - starałam zabrzmieć wiarygodnie. Clara pokiwała głową i zostawiła mnie. 

          Odebrałam bagaż i udałam się za panem Walterem do podstawionego tourbusa. Był to piętrowy autokar, na dole miał długą kanapę, stolik z czajnikiem i zapasem kawy i herbaty oraz  malutką lodówkę. Na piętrze były wbudowane łóżka, oddzielone od korytarza kotarami. Usiadłam na jednym z nich i stwierdziłam, że za nic tu nie zasnę. Moja klaustrofobia dała o sobie znać. Wróciłam na dół, ubrałam bluzę, owinęłam się kocem i umościłam się w rogu kanapy.

-Idźcie się położyć, mamy kawałek do hotelu. Dzisiaj możecie się wyspać, wywiad mamy pod wieczór dopiero. -usłyszałam Clarę i tupanie stóp, co znaczyło, że reszta przyszła.

-Idziesz do góry? - usłyszałam nad sobą Chrisa.

-Nie dzięki, wole zostać tutaj. - poklepałam kanapę. Na dole, razem ze mną, został Zadbiel.

-Tez masz klaustrofobię, czy się nie mieścisz w tych trumnach? - zapytałam niepewnie. Jeżeli on tez się obraził, to wyskoczę z tego busa zaraz, pomyślałam.

-Raczej to drugie. Tu mogę przynajmniej nogi wyprostować. - odpowiedział patrząc na mnie uważnie. Pokiwałam głową i żadne z nas więcej się nie odezwało. 

         Gdy dojechaliśmy do hotelu wybłagałam u Clary osobny pokój. Nie chciałam nikogo widzieć, ani z nikim rozmawiać. Już i tak jestem ta zła i najgorsza. Wiem, że nie powinnam użalać się nad sobą, ale to było silniejsze ode mnie. Płakałam długo, aż zmęczona zasnęłam. Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Zegar na ścianie wskazywał godzinę 13. Ogarnęłam się w łazience i dopiero później sprawdziłam telefon. Dwa nieodebrane połączenia od Chrisa, jedno od Ericka i Zadbiela i sms od Clary, w którym informuje, że obiad jest wydawany od 12 do 15. Odpisałam tylko, że nie jestem głodna i nie będę jeść. Sprawdziłam jeszcze raz dokładnie swojego instagram i przejrzałam profil Yocelin. Ktoś wyraźnie chciał mi zrobić na złość. Postanowiłam, że muszę jeszcze raz pogadać z Richardem i wszystko wyjaśnić. Mamy tworzyć zgraną ekipę, więc nie powinno być żadnych zgrzytów. Aż podskoczyłam ze strachu, gdy ktoś zaczął dobijać się do drzwi.

-Kto tam? - krzyknęłam

-To ja, Yocelin. Otwórz. - wpuściłam dziewczynę do środka gotowa na usłyszenie kolejnych pretensji.  

-------------------------------------------------------

Dzisiaj taki krótki. Nie umiałam się skupić, nie miałam też za bardzo czasu i wyszło takie coś.  Przepraszam. Obiecuje poprawę :)

Buziaki ;* 

Historia z aparatem w tle [ zakończone]Where stories live. Discover now