Rozdział siedemdziesiąty ósmy

2.3K 243 777
                                    

Jako, że w lato jest dosyć wcześnie widno, to słońce świeciło już dosyć wysoko, chociaż nie było jeszcze południa. Niedaleko miasta Horsham znajdował się dosyć mały, ale zadbany, cegalny domek.

W domku tym znajdował się pokój pomalowany na bordowo, co jednak nie było widoczne spod wielu plakatów z drużynami Quidditcha, czy czerwono-złotych chorągiewek. W pomieszczeniu znajdowały się różne meble i przedmioty, w tym łóżko, na którym spał smacznie pewien chłopak. Nie wiedział, że zaraz zostanie obudzony i to dosyć gwałtownie.

- Kukurykuuu! Kuku kuku rykuuu!

- Co się dzieje... - mruknął zaspany, po czym podniósł rękę, chcąc przetrzeć sobie oczy. Jednak zaraz je szybko otworzył.

- Aaa! Co to jest, krew?

Cała jego ręka była ubrudzona czymś czerwonym. Szybko podniósł się z łóżka, kiedy do pokoju weszła dwójka rudowłosych chłopaków, obaj w identycznych ubraniach i czerwono-żółtymi czapkami na głowach.

- To tylko sok truskawkowy - stwierdził jeden z rozbawieniem.

- A przynajmniej taka jest wersja - dodał drugi, udając, że się nad czymś zamyśla.

- Co wy tu robicie? Nie sadziłem, że się tu dostaniecie, zwłaszcza, że nie możemy używać magii poza Hogwartem - stwierdził chłopak, zaskoczony widokiem przyjaciół.

- Ależ Lee, nie zapominamy o urodzinach przyjaciół. I o tym, kto nas obudził w nasze urodziny strumieniem wody, co nie Fred? - zapytał George, po czym podszedł do Jordana i poklepał go po ramieniu.

- Właśnie i mamy swoje sposoby na dostanie się gdzie chcemy - odparł Fred. Jednocześnie do głowy przyszła mu myśl o tym, czy by nie odwiedzić Sophie w wakacje.

Następnie zaczął się zastanawiać, czemu o tym pomyślał.

Czyżby zaczął się w niej zakochiwać?

Jego rozmyślania zostały jednak przerwane, przez Jordana.

- Szczerze mówiąc, to jest trochę przerażające - powiedział, mając na myśli to, że udało im się dostać tak po prostu do jego domu i zrobic mu żart. Na dodatek całkiem zapomniał o tym, co mówili mu te trzy miesiące temu i nie wziął tego na serio.

- Ależ proszę bardzo - wyszczerzył się George.

Jordan wyszedł z pokoju, a bracia uśmiechnęli się chytrze.

- W łazience też byliście? I zakleiliście sedes? - dobiegł ich po chwili głos Lee.

- Wszystkiego najlepszego! - zawołali bliźniacy głośno.

Chociaż przyjaciel w porę zauważył pułapkę i na niej nie usiadł, to i tak byli zadowoleni, że chociaż trochę odegrali się za budzenie ich strumieniem wody.

Wszystko to zamieniło się we wspólne spędzenie czasu, podczas którego gadali na różne tematy.

- To jak w końcu się tu dostaliście? - zapytał Jordan, kiedy już był przebrany i odebrał od nich prezent w postaci figurki jednego z graczy Quidditcha, które zbierał.

- Przylecieliśmy na miotłach, a potem twoja mama nas wpuściła, zanim wyszła z pracy, bo twojego taty już nie było wtedy. Swoją drogą naprawdę miła kobieta, lubi nas - stwierdził George.

- Chyba bardzo ucieszyła się z naszej wizyty i pozwoliła nam zostać, aż się obudzisz. Nie wspominaliśmy tylko, że to my cię obudzimy - dodał Fred.

- Zna was od kilku lat, a mimo to się zgodziła - stwierdził Lee z niedowierzaniem. Faktycznie, bliźniacy byli już u przyjaciela podczas wakacji i mieli okazję poznać Brielle Jordan, która była naprawdę sympatyczną i dowcipną kobietą.

Zresztą jej mąż, Briar również miał poczucie humoru. Oboje bardzo kochali swojego syna i nie przeszkadzało im zbytnio, że Lee razem z przyjaciółmi psocił w Hogwarcie.

- Twoja mama nas bardzo lubi. Nasza ciągle się łudzi, że nas odciągniesz od głupich pomysłów - powiedział Fred, przewracając oczami na dwa ostatnie słowa. Razem z bratem uważali, że to gruba przesada tak kazać im porzucać marzenia, bo nie było pewności, czy się uda. Nie zamierzali tego robić, zamierzali dopiąć swego i założyć sklep.

- Złudne nadzieje. Zresztą nie przyjaźnilibyśmy się z kimś, kto próbowałby zmieniać to co lubimy robić i chcemy, na coś innego - rzekł George.

- Prawda - poparł brata Fred. Zarazem pomyślał o tym, że nie mógłby być też z dziewczyną, która by się tak zachowywała. Nie przeszkadzałoby mu, że jest inna niż on i lubi inne rzeczy. Przeszkadzałoby mu, gdyby próbowała jakoś zmienić go i nakłaniać do porzucenia marzeń.

I po raz kolejny dzisiaj mimowolnie pomyślał o Sophie. Może i była dużo mało pewna siebie (aczkolwiek to się trochę zmieniło przez ostatnie miesiące), ale była też miła, wyrozumiała, delikatna i była pod wrażeniem ich pomysłów.
Bardzo ją lubił, a już na pewno bardziej niż przyjaciółki z drużyny Quidditcha, które niby znał dłużej, ale jakoś tak to nie było to samo.

A zatem, czy zakochał się w Sophie? To właśnie zaczęło go zastanawiać.

Nie widział jej od dnia, kiedy wrócili do domów i szkoda mu było tego. Chciał się z nią zobaczyć.

- Jak daleko jest do Lowestoft? - spytał nagle Fred, a pozostali chłopcy spojrzeli na niego z zaskoczeniem - rozmawiali w końcu o czymś zupełnie innym, a to pytanie było dosyć nagłe.

- A co tak nagle z tym Lowestoft wyskoczyłeś? Nie mam pojęcia gdzie jest, ale czyżby mieszkała tam Sophie, czy co? - zapytał George, trafiając tym w punkt.

- Tak tylko się zastanawiam, jak daleko jest. Chciałbym ją odwiedzić w wakacje - rzekł starszy bliźniak, a młodszy zagwizdał.

- I to mi się podoba. Zrób to jak najszybciej - stwierdził George.

- Zawsze możesz napisać list, czy możecie przyjechać albo coś. Ale na pewno się zgodzi - uznał Jordan.

Zanim jednak Fred zdążył odpowiedzieć, do okna zapukała sowa z paczką.

Okazało się, że to prezenty od Angeliny, Alicii i Katie, które aktualnie spędzały wakacje u Johnson i postanowiły we wspólnej paczce dostarczyć prezent, jakim była koszulka z rysunkiem lwa, który krzyczy coś przez megafon.

- Oryginalnie w sumie - stwierdził Jordan, oglądając prezent. Wyglądał na trochę zasmuconego na myśl o Angelinie, a zarazem cieszył się, że pamiętała o jego urodzinach.

Dzień mijał im dosyć szybko. Prezenty, późniejsze przyjście rodziców Jordana, którzy też złożyli mu życzenia.

Jednocześnie Fred coraz bardziej zastanawiał się nad tym wszystkim, co się działo.

Gdy w pewnym momencie spojrzał na czapkę, którą trzymał w ręku, nagle poczuł jakieś dziwne uczucie tęsknoty.

Czyżby naprawdę to było właśnie to?

Czyżby rzeczywiście się zakochał?

- Co się dzieje Fred, strasznie dzisiaj zamyślony nad czymś jesteś? - spytał go George, gdy we trzech siedzieli i rozmawiali. Lee również spojrzał pytająco na przyjaciela, zastanawiając się, czy ten w końcu powie, o co chodzi.

- Skąd można wiedzieć, że jest się zakochanym? - zapytał starszy bliźniak w końcu. George uśmiechnął się triumfalnie, czując, że wie o co chodzi. Natomiast Lee odparł:

- Masz wtedy wrażenie, że chcesz spędzać z tą osób w jak najwięcej czasu, ale lubisz ją bardziej, niż innych przyjaciół. Boisz się o nią i chcesz jej szczęścia. Chciałbyś być blisko niej i ją wspierać. Dużo rzeczy ci o niej przypomina i wydaje ci się, że nigdy o nej nie zapomnisz.

Fred uważnie słuchał słów przyjaciela, po czym rzekł:

- Mam wrażenie, że zakochałem się w Sophie Mason.

Deception | Fred Weasley ✅Where stories live. Discover now