Rozdział XXVIII [Zaprzeczenie]

31 6 3
                                    

Wiedziała, że ruszył za nią. Była pewna, że to zrobi, ale i tak poczuła się nieswojo na myśl o tym, że mógłby podążać jej śladem. Zwłaszcza wtedy łatwo mogła utożsamić go z cieniem – niepokojącym i niemożliwym do pozbycia. Czas, który spędziła z nim sam na sam wystarczył, żeby nauczyła się, że potrafił poruszać się bezszelestnie, pojawiając w najmniej oczekiwanych momentach.

Równie dobrze wiedziała, że nie usłucha, ale nie dbała o to. Wracając do salonu, Angel całą sobą czuła przede wszystkim wciąż obecną, choć nie aż tak silną jak wcześniej pewność siebie. Musiała przynajmniej spróbować odzyskać kontrolę nad sytuacją, nawet jeśli wydawało się to niemożliwe. Wciąż pozostawało jej udawanie, że wcale się nie bała, choć i to nie brzmiało jak proste zadanie.

– Nie chciałaś poprosić mnie o coś jeszcze?

Zatrzymała się w pół kroku, zamierając na schodach. Palce nerwowo zacisnęła na poręczy, niemalże spodziewając się, że Shadow posunie się do tego samego, co Negatyw i po prostu ją zepchnie.

– Niby o co? – mruknęła, jednocześnie klnąc w duchu na to, że głoś nieznacznie zadrżał, nim w pełni sformułowała pytanie. Przełknęła z trudem. – Powiedziałam już wszystko, co chciałam.

Nie odwróciła się, chociaż miała na to ochotę. Mogła się założyć, że właśnie na to liczył. Dużo prościej byłoby, gdyby jednak zniknął, ale wszystko wskazywało na to, że było to co najwyżej pobożnym życzeniem. Mimowolnie pomyślała, że tak mogło być jednak lepiej, zwłaszcza że dużo bezpieczniej było mieć go na oku. Spokój, który okazywał, niezmiennie przyprawiał Angel o dreszcze.

Czegokolwiek by nie chciała, nie mogła powstrzymać się przed obejrzeniem przez ramię, kiedy coś cicho zagrzechotało za jej plecami. Pełna złych przeczuć, poderwała głowę i... już tylko patrzyła, niepewna czego tak naprawdę powinna się spodziewać.

Shadow nie zniknął, ani nie podszedł na tyle blisko, by potwierdzić teorię, że byłby zdolny ją popchnąć. W zasadzie nawet nie wszedł na schody, jak gdyby nigdy nic stojąc u ich szczytu i opierając się o balustradę. Nie uśmiechał się, ale też nie wyglądał na złego. Wręcz przeciwnie – jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, może pomijając znudzenie.

W palcach jakby od niechcenia obracał pęk kluczy, choć ten Angel dostrzegła dopiero w chwili, w której po raz kolejny nimi potrząsnął.

– Co to jest?

– Klucze do pokoi – wyjaśnił z pobłażliwym uśmiechem. – Przyprowadziłaś towarzystwo, więc pewnie ci się przydadzą... No chyba że ich nie chcesz – dodał, ale i tak bez ostrzeżenia cisnął pęk w jej stronę.

Pochwyciła je jedynie dzięki odrobinie szczęścia i refleksu. W pierwszym odruch zapragnęła odrzucić od siebie niechciany podarek, co najmniej jakby ten mógł ją zranić. W zamian wzmogła uścisk, gorączkowo próbując dopasować intencje Shadowa do niechęci, którą względem niego żywiła.

Zacisnęła usta. Nie odezwała się nawet słowem, ale i on tego nie oczekiwał. Była pewna, że wciąż śledził każdy jej krok, kiedy zeszła po schodach, próbując udawać, że nic szczególnego nie miało miejsca. Co prawda złe intencje Shadowa były dla nie aż nadto oczywiste, choć wciąż nie potrafiła sprecyzować, co knuł tym razem.

Powitał ją krwisty blask wiecznie zachodzącego słońca, wdzierający się przez dopiero co odsłonięte okno. Dziewczynka siedziała w fotelu, machając nogami i ze znudzeniem rozglądając się dookoła. Bloodwell doglądała ją, chociaż w momencie wejścia Angel, spojrzenie kobiety były skupione przede wszystkim na oknie. Odłamki szkła zniknęły, choć dziewczynie trudno było sobie wyobrazić lodowatą piękność, ot tak sprzątającą podłogę.

BLANK DREAMNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ