Rozdział XIV [Targowanie się]

44 7 0
                                    

Shadow był zły. Nie miała co do tego wątpliwości, więc po prostu milczała, woląc go nie prowokować. W pamięci wciąż majaczył jej wyraz jego twarzy, kiedy pojawił się na placu – niepokojący błysk szmaragdowych oczu, których nie sposób było nie zapamiętać. Gdzieś w tym wszystkim pozostawało jeszcze wspomnienie lęku, który poczuła, gdy dotarło do niej, że mężczyzna byłby zdolny kogoś skrzywdzić. Pierwszy raz spojrzała na niego jak na kogoś, kto jak najbardziej mógłby okazać się niebezpieczny i źle się z tym czuła.

Droga powrotna wydawała ciągnąc się nieskończoność. Angel w milczeniu szła przed siebie, poświęcając wręcz przesadnie wiele uwagi kolejno stawianym krokom. Mimo wszystko w pewnym momencie potknęła się i jak długa poleciała do przodu. Syknęła, po czym w pośpiechu spróbowała się podnieść, mając przy tym ochotę kląć na czym świat stoi. Jakby tego było mało, zauważyła, że Shadow jedynie obejrzał się przez ramię, po czym ruszył dalej, zmuszając ją do tego, by musiała go gonić. W zasadzie odkąd opuścili miasto, musiała za nim niemalże bieg, by dotrzymać mu kroku.

– Możesz w końcu zwolnić? – zniecierpliwiła się. W roztargnieniu otarła dłonie o spodnie, ignorując pieczenie zdartej skóry. – Shadow!

Zignorował ją. Coś w tym zachowaniu sprawiło, że poczuła się jeszcze gorzej, co najmniej jakby ją uderzył, chociaż przecież nawet nie podniósł na nią ręki. Jak miała rozumieć jego zachowanie? Czy to znaczyło, że już go nie obchodziła? Zdenerwował ją na tyle, by być może porzucić ją w środku lasu, gdyby okazała się zbyt wolna i za nim nie nadążyła?

Te myśli wzmogły irytację, która towarzyszyła jej już od dłuższego czasu. A także strach. Pojawił się nagle, sprawiając, że Angel zadrżała, nagle zaniepokojona perspektywą tego, co być może mogło się stać. Tego, że mógłby ją zostawić – nie tylko w środku lasu, ale przede wszystkim tego dziwnego świata. Czerwonawe światło wiecznego zmierzchu wciąż niepokoiło, nienaturalne i tak niewłaściwe, jak tylko było to możliwe. Perspektywa powrotu do miasta, gdzie nikogo nie znała i gdzie działy się tak niepokojące rzeczy, przyprawiała ją o mdłości.

Prawda była taka, że Shadow pozostawał jedyną osobą, która zapewniała jej bezpieczeństwo. Ufała mu czy nie, byłaby głupia, gdyby stwierdziła, że go nie potrzebowała. Ta świadomość bolała, niezmiennie dając Angel do zrozumienia, że była bezradna. Gdyby nie on, wciąż błąkałaby się w ciemnościach, o ile wciąż by żyła. To dlatego nie opuściła tego domu, a teraz podążała za nim – bo nie miała pojęcia, co zrobiłaby ze sobą w pojedynkę, z kolei perspektywa samotności najzwyczajniej w świecie ją przerażała.

– Shadow! – powtórzyła, tym razem chwytając go za skraj peleryny.

Zatrzymał się, gwałtownie odwracając w jej stronę. Aż się wzdrygnęła, machinalnie cofając o krok, kiedy naszło ją niepokojące wrażenie, że mógłby ją uderzyć. Z bijącym sercem spojrzała wprost w te lśniące, szmaragdowe tęczówki i coś nieprzyjemnie ścisnęło ją w gardle. Mimo wszystko spojrzała na niego niemalże błagalnie, w duchu modląc o to, by znów jej nie zignorował.

– Jest późno – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Byłbym wdzięczny, gdybyś się pośpieszyła.

– Skąd możesz wiedzieć, skoro słońce ciągle jest w tej samej pozycji? – zapytała, zanim zdążyła ugryźć się w język. Zaraz po tym w pośpiechu mówiła dalej, nie zamierzając czekać aż jej słowa go urażą. – Jesteś na mnie zły? Naprawdę?

– A jaki mam być, skoro wciąż robisz głupstwa?

Otworzyła i zaraz zamknęła usta. Mogła spodziewać się takiego oskarżenia, ale i tak jego słowa wytrąciły ją z równowagi. To brzmiało tak, jakby czymkolwiek zawiniła, a przecież nic podobnego nie miało miejsca.

BLANK DREAMWhere stories live. Discover now