Rozdział XV [Targowanie się]

49 5 0
                                    

Sen nie należał do najspokojniejszych.

Początkowo długo nie mogła zasnąć, w myślach raz po raz rozpamiętując to, co wydarzyło się w mieście. Myślała o słowach Bloodwell, o bezbronnej dziewczynce oraz reakcji Shadowa. Myślała o ich pocałunku, a im dłużej zastanawiała się nad tym, co zrobił, tym więcej wątpliwości miała. W pewnym momencie uświadomiła sobie, że tak naprawdę Shadow miał w sobie coś, co ją przerażało. Dostrzegała to w nim już wcześniej, ale dopiero widząc go na placu, uświadomiła sobie, że to sięgało o wiele dalej, niż mogłaby przypuszczać. Wciąż nie potrafiła tego nazwać, ale to nie miało znaczenia.

Nie chciała się nad tym zastanawiać. Za wszelką cenę próbowała wyrzucić z umysłu myśl o tym, że działo się coś bardzo złego. Miotała się, próbując stwierdzić komu tak naprawdę ufała – Shadowowi czy Bloodwell – ale nie potrafiła. Prawda była taka, że obdarzenie jakąkolwiek formą zaufania którekolwiek z nich wydawało się czystym szaleństwem.

Wpadający przez okno sypialni krwisty blask wiecznego zmierzchu doprowadzał ją do szału, drażniąc bardziej niż zazwyczaj. Nawet pierwszego dnia od chwili, w której Shadow wyprowadził ją z ciemności, nie czuła się aż do tego stopnia wytrącona z równowagi. Tęskniła za stanem otępienia, kiedy udawało jej się ignorować wszystko to, co działo się dookoła. Wtedy uznawała, że to ma sens; przyjmowała słowa Shadowa i najzwyczajniej w świecie żyła w tym niemalże pustym domu. Tak było dużo prościej, nawet jeśli nie potrafiła zmusić się o stwierdzenia, że dzięki temu była szczęśliwa.

Próbowała zaciągnąć zasłony, ale niewiele pomogło. Czerwonawe światło przenikało materiał, uparcie wkradając się do środka. Ostatecznie zwróciła się twarzą do drzwi, dla lepszego efektu naciągając kołdrę na głowę, ale to również niczego nie zmieniło. Miała wrażenie, że blask zachodu tak czy inaczej wypełniał pokój, zmierzając ni mniej, ni więcej, ale właśnie do niej. Był wszędzie, nawet pod powiekami, prawie że wypalony w jej umyśle.

Angel...

Gwałtownie poderwała się do siadu, zniecierpliwionym ruchem odrzucając pościel. Niespokojnie powiodła wzrokiem po sypialni, ale pokój oczywiście był pusty, co zresztą było do przewidzenia. Nerwowo zacisnęła palce na materiale, raz po raz gniotąc go i prostując. Serce waliło jej jak szalone, chociaż sama nie była pewna dlaczego. Czuła się rozbita i niepewna tego, co powinna zrobić. Cokolwiek miałoby to znaczyć, bo nagle naszła ją irracjonalna myśl, że ktoś szeptał jej imię, raz po raz ją nawołując i... ponaglając.

To tak, jakby miała coś ważnego do zrealizowania. Tylko co...?

Początkowo chciała wrócić do łóżka i jednak spróbować zasnąć, ale nie potrafiła. Machinalnie spojrzała w stronę okna, po czym skrzywiła się, gniewnie mrużąc oczy. Oczywiście, że nic się nie zmieniło. W tym miejscu jakiekolwiek odstępstwa od znajomej rutyny wydawały się nienaturalne, wręcz niewłaściwe. Wieczny zmierzch nie tylko czynił wszystko bardziej niepokojącym, ale przede wszystkim sprawiał, że cały ten świat wydawał się tkwić w miejscu.

Westchnęła cicho, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Zaraz po tym zamarła, bezmyślnie wpatrując się w podłogę przy drzwiach, chociaż nie od razu pojęła, co takiego przykuło jej uwagę. Dopiero kiedy już poderwała się na równe nogi i przykucnęła przy czerwonym punkciku, wyciągając ku niemu rękę, zrozumiała, co takiego widziała.

Płatek róży.

Serce zabiło jej szybciej, chociaż sama nie była pewna dlaczego – ze zdenerwowania czy podekscytowania. Machinalnie sięgnęła dłonią do kieszeni, by wydobyć z kieszeni bliźniaczo podobny, choć nieco bardziej wyniszczony płatek. Oba były krwistoczerwone i jakby uschnięte, co nie miało dla niej sensu. Skąd się brały? I dlaczego wyglądały tak, jakby leżały tu o dawna, chociaż ten przy drzwiach dopiero co znalazła...?

BLANK DREAMWhere stories live. Discover now