Rozdział XXVII [Zaprzeczenie]

29 6 6
                                    

Kroczyła leśną ścieżką tak pewnie, jakby robiła to setki razy wcześniej. Dookoła panowała cisza, ale ta już jej nie przerażała. Była wszechobecna i znajoma. Cały ten świat składał się z milczenia i krwawego blasku.

Negatyw i Bloodwell podążały za nią niczym cienie. Angel nie sądziła, że to możliwe, a jednak kiedy przyszło co do czego, to ona wysunęła się na prowadzenie. A one tak po prostu za nią poszły, bez zbędnych pytań czy protestów. I choć w głowie tłukła jej się nieprzyjemna myśl, że to wyraz rezygnacji z ich strony, z uporem odsuwała ją od siebie.

Kiedy wraz z Bloodwell wyruszyła na poszukiwania ruin, zdawała się na wiedzę kobiety. Dopiero co godzinami błądziła w lesie, gotowa przysiąc, że wszystkie kierunki wyglądały dokładnie tak samo. Godzinę wcześniej upierałaby się, że nie ma pojęcia, gdzie znajdowało się miasto, o domu Shadowa nie wspominając.

Teraz wszystko było inne. Do Angel z całą mocą dotarło, że oszukiwała samą siebie.

Poruszała się pewnie, szybko stawiając kolejne kroki. Nie zastanawiała się, gdzie powinna się udać, stąpając z takim zdecydowaniem, z jakim człowiek mógłby poruszać się nocą po własnym mieszkaniu – bezrefleksyjnie, opierając się wyłącznie na pamięci. Nawet przez moment nie przyszło jej do głowy, że mogłaby zwątpić.

Drzewa pozostawały nieruchome i jakby bez życia. Już nie miała wrażenia, że sięgają ku niej niczym jakieś upiorne, powykrzywiane dłonie. Trwały w miejscu, ciche i martwe nawet mimo tego, że pewnie trwały wrośnięte w ziemię. Były martwe. Angel czuła to całą sobą, gotowa kłócić się, że tak właśnie było. Gdyby miała je opisać, zrobiłaby to bardzo prosto: puste w środku. Niekompletne naczynia, które nieudolnie udawały, że są czymś więcej. Tyle że nie było nawet wiatru, który igrałby z liśćmi, chociaż sprawiając wrażenie życia.

Być może ta myśl – ten nienaturalny spokój – powinna ją zaniepokoić, ale nic podobnego nie miało miejsca. Wręcz przeciwnie: Angel przyjęła ją ze spokojem, jakby były czymś naturalnym. W końcu widziała ten świat takim, jaki od początku był. Nic więcej. Bez cienia iluzji i zakrywania oczu, byleby uniknąć zmierzenia się z prawdą.

Nie miała problemu ze zorientowaniem się, że ktoś nadciąga z naprzeciwka. Przystanęła, gestem nakazując towarzyszącym jej kobietom uczynić to samo. Żadna z nich się nie odezwała, po prostu spoglądając w miejsce, w którym chwilę później pojawiła się drogą postać.

Angel natychmiast rozpoznała dziewczynkę, którą doprowadziła ją do Bloodwell – tę samą, którą uratowała podczas pierwszej wizyty w mieście. Mała przystanęła, nieśmiało spojrzała na towarzystwo, po czym podeszła bliżej. Jej oczy zabłysły, bynajmniej nie wyglądając jak należące do kogoś onieśmielona obecnością Bloodwell czy Negatywu.

– Poczułam, że powinnam tu przyjść – oznajmiła, spoglądając wprost na Angel. – Idę z tobą.

Może powinna zaprotestować. Co jak co, ale wciąganie dziecka w coś, co mogło okazać się niebezpieczne, brzmiało jak czyste szaleństwo. Nikomu nie życzyła spotkania z kimś takim jak Shadow, niezależnie od sytuacji.

A jednak gdy przyszło co do czego, Angel poczuła wyłącznie nieopisaną ulgę. Słynęła na nią wraz z ciepłem, które wywołał sam widok niewinnego uśmiechu dziecka – narastającego gorąca, które z wolna wypełniło ją całą, sięgając aż do serca. Angel bez zastanowienia rozłożyła ramiona, zachęcająco wyciągając je ku dziewczynce. Ten gest wystarczył, by zachęcić dziecko do ruchu. Mała energicznie podbiegła, wpadając wprost w nadstawione ramiona. Angel odsunęła się na kolana, tuląc dziecko do siebie i próbując zapanować nad narastającym w piersi uciskiem.

BLANK DREAMWhere stories live. Discover now