13. Louis był człowiekiem słowa.

3.6K 233 87
                                    

Louis zaparkował na jednym z miejskich parkingów. Tego dnia pogoda była naprawdę przyjemna, a na jego nosie spoczywała para okularów przeciwsłonecznych. Miał jeszcze niecałe dwie godziny do spotkania z Brianą, a on i Harry mogli usiąść gdzieś, w spokoju zjeść wczesny lunch. Brunet tak jak obiecał, wspierał swojego alfę. Nie czuł się za dobrze w tej sytuacji. Starał się z całych sił to akceptować.

Wiedział, że to dziecko nic nie zawiniło i będzie najlepszym "wujkiem" dla niego, jeśli wszystko dobrze pójdzie. Louis chwycił dłoń bruneta, zwracając przy tym jego uwagę. Wolnym krokiem szli w kierunku restauracji, którą znał alfa. Wydawała się na przytulną i domową. Nic wystawnego, tak jak lubił Harry. Zamówili coś lekkiego na żołądek przez stres. Harry wiedział, że nie odczuwał tego mocniej niż Louis, jednak to nie zatrzymywało go od martwienia się. Siedzieli na zewnątrz, ciesząc się świeżym powietrzem i promieniami słońca. Ludzie wokół nich żyli w pośpiechu, był normalny dzień tygodnia. Cieszyli się, że nie musieli być na ich miejscu. Harry splątał ich nogi pod stołem, jakby zaznaczając do kogo należy były piłkarz. Nie chciał, aby jakaś durna omega podrywała to, co jego.

- Co będziesz robił, kiedy będę na spotkaniu z nią? - spytał alfa, kończąc swój posiłek.

- Nie wiem. Może jakiś fajny alfa dotrzyma mi towarzystwa - wzruszył ramionami, odsuwając od siebie pusty talerz.

- Harry... Bo skończy się tym, że nie pójdę na to spotkanie - niebieskie oczy pociemniały niebezpiecznie.

- To tylko był żart, kochanie - złapał dłoń mężczyzny - Przejdę się po sklepach. Mam jakieś pieniądze, bo stanowczo oszczędzam mieszkając z Fizzy.

- W porządku, będę pod telefonem gdybyś mnie potrzebował - zapewnił szatyn, momentalnie łagodniejąc - Stresuję się okropnie.

- Trzeba złapać życie w swoje ręce. Kto wie co będzie. Ja głęboko wierzę, że uda wam się dogadać - przesiadł się w stronę alfy i krótko pocałował jego wargi.

- Zobaczymy co Briana powie, moje i jej kontakty ograniczają się do alimentów - objął młodszego ramieniem.

- I dobrze. Jej akurat to nie chcę blisko ciebie - zmarszczył nos. Ta omega nosiła jego szczeniaka. To jasne, że jej nie polubi.

- Spokojnie, jej zależało tylko na pieniądzach. Alimenty na Jasona też są lekko zawyżone, więc nie wierze że wszystko idzie na niego - prychnął, całując krótko czoło omegi - Nie mam siły rozliczać jej ze wszystkiego.

- Kiedy będziesz miał podzieloną opiekę, to kto wie. Sam będziesz mu kupować rzeczy i tak dalej - starał się uśmiechnąć nieznacznie.

- Nie wiem czym sobie na ciebie zasłużyłem - przybliżył jego dłoń do swoich warg i lekko ucałował - Inna omega kopnęłaby mnie dawno w tyłek.

- Chyba już o tym rozmawialiśmy, że nie jestem jak inne omegi - uroczo się zaczerwienił - A jeszcze kilka miesięcy temu byłeś tylko moim szefem.

- Jesteś wyjątkowy, to prawda - zgodził się z tym - Powinienem się zbierać, nie wiem ile potrwa ta rozmowa. Myślę, że nie za długo. Chociaż kto wie, nie chcę zostawiać ciebie w obcym mieście.

- Nie martw się o mnie. Jestem dużym chłopcem - wstali od stołu i alfa zapłacił za ich posiłek. Rozstali się z krótkim pocałunkiem, a omega poszła na podbój sklepów, po włączeniu mapy.

Znalazł trochę rzeczy wartych uwagi, łącznie z bielizną, która mogła być pocieszeniem dla alfy albo mogła sprawić ich wieczór jeszcze lepszym. Skusił się też na wejście do jubilera. Jasne, nie było go stać na coś wyjątkowego, ale brakowało mu ciężaru na palcu. Polubił też mieć ozdoby na palcach. Znalazł sygnet w przystępnej cenie, który spełniał jego oczekiwania. Jego nerwy na chwilę zostały uśpione, do momentu, kiedy na ekranie zobaczył połączenie od alfy.

You can't fool destiny || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz