6. Delegacja.

3.2K 252 134
                                    



Harry tamtej nocy więcej nie rozmawiał z Louisem. Wiedział, że za dużo powiedział. Emocje zjadały go od środka i tak czuł się źle. Obawy dręczyły go od dawna. Przecież jeśli Blanka z nim wygra, będzie musiał wrócić do Londynu. Będzie kompletnie sam. Nie tak wyobrażał sobie wszystko, kiedy przeprowadzał się do Doncaster, a to było niedawno. Musiał zająć swoje myśli pracą, żeby nie zepsuć sobie humoru do końca. Louis przygotowywał się w łazience do wyjścia, a on zamawiał już taksówkę, którą alfa dostanie się do celu. Wyjątkowo nie musiał jechać z Louisem. Te zebranie miało być krótkie i początkiem.

- To są jeszcze twoje papiery - podał alfie właściwą teczkę.

- Dziękuję Harry, pamiętaj o taksówce do drugiego miejsca. Musi być punktualnie, bo mam dwadzieścia minut, żeby zmienić miejsce pobytu - wziął dokumenty i skierował się do wyjścia.

Harry pomachał ostatni raz do alfy i usiadł. Jego wzrok wyłapał pokrowiec od laptopa Louisa, więc długo się nie zastanawiając złapał za opakowanie i prędko wyszedł z pokoju.

- Louis! - zawołał, widząc jak alfa wszedł do windy.

- Coś się stało? - zrobił krok, trzymając drzwi otwarte, a jednocześnie nie chciał, aby winda uciekła mu.

- Laptop - wskazał na pokrowiec, podążając w stronę alfy. Dobrze, że miał głowę na karku. Przecież jego szef trzymał tam połowę, jak nie większość rzeczy.

Alfa przejął przedmiot od Stylesa, a kiedy ten chciał już wrócić do ich pokoju, złapał jego nadgarstek, zatrzymując go przy tym.

- Dziękuję... - niebieski spotkał się z zielonym - Cholernie bardzo. Uratowałeś mi prawdopodobnie tyłek.

Harry zagryzł dolną wargę, czując się docenianym. Ciepło rozlało się w jego sercu.

- To moja praca. Muszę widzieć to, czego ty zapomnisz.

- Dobra robota - niechętnie puścił nadgarstek bruneta i stanął poprawnie w windzie, ich wzrok był skrzyżowany, dopóki drzwi urządzenia nie zamknęły się.

- Nie powinienem tak na niego reagować - brunet podrapał się w miejsce, w którym wciąż czuł dotyk Tomlinsona - Stop. To twój szef - głęboki wdech i wrócił powoli do pokoju hotelowego. Powinien się zająć pracą. Jeszcze raz przejrzeć, czy wszystko mieli przy sobie.

Skupienie okazało się cięższe niż myślał że będzie. Jego omega wariowała od nadmiaru emocji. Pierwszy raz przeżywał coś takiego, jednocześnie męczyła go sprawa z Xanderem. Nie chciał dzwonić do narzeczonego. Wciąż czuł złość. Niestety, on i Blanka nie mogli żyć w jednym miejscu.

Nigdy też nie był z alfą i nie dziwił się swojej reakcji. Nie wiedział, jak to jest czuć bezpieczność, siłę, będąc w ramionach takiego osobnika.

Dzień minął mu powoli. Na szczęście miał nastawione przypomnienie na zamówienie taksówki dla Tomlinsona. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Widząc, że jego plan został spełniony, postanowił się wykąpać. Umył swoje długie włosy ulubionym miętowym szamponem. Ciało delikatnie obmył z piany i wydostał się z spod prysznica.

W samym ręczniku wrócił do pokoju. Podszedł do swojej walizki, do której się pochylił, żeby znaleźć jakieś miłe rzeczy. Kompletnie nie spodziewał się szczęknięcia zamka od drzwi, przez które do pokoju wszedł Louis. Było za wcześnie, jak na zakończenie kolejnego spotkania.

Spiął się, niemal od razu przyciągając do swojej piersi czyste rzeczy. Może i nie wstydził się swojego ciała, jednak szatyn był jego szefem. Już i tak delikatnie ze swoich ról zboczyli.

You can't fool destiny || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz