20.Płacz

553 44 8
                                    


- Sebastian, chodź! - podczas wylegiwania się na kanapie zawołałem do siebie ukochanego.

- O co chodzi? - w moment zjawił się przy mnie. Wyglądał jednak na oderwanego od czegoś, domyślałem się, że od wertowania papierów. Ostatnio siedział przy tym coraz częściej, nieco mnie to martwiło.

- Znalazłem album. - pochwaliłem się, szeroko uśmiechając. Podsunąłem mu przy tym pod nos przedmiot, który białym kolorem i złotymi zdobieniami sugerował, co za rodzaj zdjęć znajduje się w środku.

- Wzięło cię na wspominki? - odwzajemnił uśmiech i usiadł obok, obejmując mnie ramieniem.

- Uznałem, że fajnie czasem wrócić do starych, dobrych czasów. - potarłem lekko palcem okładkę, która dzięki dobremu przechowywaniu była w idealnym stanie. - Szczególnie kiedy album sam mi się napatoczył. Przy okazji stary zegarek i sto dolarów też znalazłem.

- Nie mam pojęcia, jak te rzeczy mogły się zawieruszyć. - uśmiechnął się niewinnie, na co cicho parsknąłem. Wiedział dobrze, to była zasługa jego bałaganiarstwa.

Zamiast się z nim jednak podroczyć, otworzyłem album na pierwszej stronie. Jak się okazało, obrazy układały się chronologicznie. Co za tym idzie, pierwsze zdjęcie ukazywało naszą dwójkę w trakcie składania przysięgi. Na znak miłości aż do grobowej deski nasze złączone dłonie zostały oplecione białą wstążką.

- Na każdym zdjęciu wyglądam tak, jakbym był tam za karę... - mruknąłem po przejrzeniu kilku stron. Sebastian miał zazwyczaj lekki, swobodny uśmiech, tak diametralnie inny od mojego wyrazu twarzy.

- Spanikowałeś. Przez cały dzień wytykałeś mi, że coś może pójść nie tak. - przewrócił oczami i oparł policzek o moją głowę.

- Bo mogło. Mieliśmy szczęście, że obyło się bez większych niepowodzeń. One akurat bardzo nas lubią. - uśmiechnąłem się lekko, przerzucając kolejną już stronę.

Następna fotografia przedstawiała nas w trakcie krojenia ślubnego wypieku w akompaniamencie braw gości. Całe szczęście tutaj nie wyglądałem jak biedne, zastraszone dziecko.

- Wyglądałeś uroczo. - powiedział niespodziewanie i myślałem, że mówi o tej fotografii, ale komentował tą obok. Wciąż była z tortem, miałem policzek lekko umazany kremem z niego. O ile dobrze pamiętam, była to robota Sebastiana.

- Racja. - parsknąłem, z melancholią oglądając kolejne ujęcia. Myślałem, że pamiętam to wydarzenie bardzo dobrze, ale widząc zastygłe w bezruchu kadry, stopniowo coraz lepiej przypominałem sobie kolejne szczegóły. - Chociaż i tak ''ucieczka'' była najlepsza.

-Zgadzam się. - pocałował mnie w czubek głowy i przysunął jeszcze bliżej. - Najważniejsze, że ''uciekliśmy'' razem.

***

W okolicach północy wszedłem do mojego starego pokoju. W ostatnim czasie mój mąż upodobał go sobie do pracy, zapewne z uwagi na dość duże biurko. Stanąłem przy nim, praktycznie się skradając. Myślę jednak, że Sebastian nie zauważyłby mnie, nawet jakbym był trochę głośniej. Rozmawiał przez telefon wśród sterty czekających na wypełnienie papierów i jak zawsze w takim stanie miał gdzieś cały świat.

Oparłem się ręką o biurko, dając tym samym jasny znak, że czegoś oczekuję. Brunet wydawał się to zrozumieć, lecz mimo to pokazał mi gestem, żebym chwilę poczekał. Słuchając przez chwilę prowadzonej przez niego rozmowy, szybko zrozumiałem, że to coś związanego z pracą. Zanim skończył, niespodziewanie zabrałem mu telefon i przerwałem połączenie, odkładając urządzenie na blat.

- Spać. - rozkazałem tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Mój ukochany jak zawsze w takich sytuacjach zrobił zdziwiony wyraz twarzy. Rzadko byłem tak stanowczy, ale tym razem chodziło o coś ważnego. Nie pozwolę mu się zapracować. Raz już mu to wytknąłem w dość... Dobitny sposób, ale przyniosło to najwyraźniej dość krótkotrwały efekt.

- Mam jeszcze tylko trochę pra... - zaczął, sięgając po telefon. Trzepnąłem go lekko w rękę i zgromiłem wzrokiem.

- Spać. - powtórzyłem tym samym tonem.

- Tylko trochę... - zaczął, co przerwałem, uderzający ręką w stół. Mężczyzna lekko się skulił na ten głośny dźwięk.

- W tej chwili idziesz spać, nie chcę nawet słyszeć żadnego sprzeciwu. Jutro idziesz na ósmą do pracy. - upomniałem, wiedząc, że zachowuję się jak nadopiekuńcza matka, ale akurat w dobrej wierze.

Już nieraz byłem świadkiem tego, jak wpływają na niego takie zarwane nocki. Przysypiał i był bardzo nie w humorze, co już stanowczo wpływało na jego codzienne funkcjonowanie. Kto miał go w tej kwestii skorygować jak nie ja?

Pov.Sebastian

Patrzyłem na niego zdziwiony, nie wiedząc jak zareagować. Faktycznie w ostatnim czasie brałem na siebie ''trochę'' za dużo pracy, ale chciałem już wszystko pozałatwiać. Było to też przyzwyczajenie, którego dorobiłem się, zanim w ogóle poznałem Ciela. Cały mój wolny czas w tamtych latach zajmowałem pracą, to dlatego w młodym wieku zostałem uznany za tak dobrego specjalistę. Do późnej nocy czytałem najnowsze artykuły na temat psychologii, a potem zajmowałem się studiowaniem papierów moich pacjentów. Byłem potem znużony i nadużywałem kawy, ale nie było to ważna podczas przeżywania dni, które wyglądały tak samo.

Kiedyś w moim życiu zmieniały się jedynie twarze, i to nie przyjaciół. Rozróżniałem dni dzięki pacjentom, tym nowym, którzy przychodzili i tym starym, którzy po wyleczeniu zwalniali dla tych drugich miejsca. Pomijając pracę, cały czas siedziałem w swoim mieszkaniu z zamówionym jedzeniem, przy dennej komedii, która (według mnie niesłusznie) zdobyła wiele wyróżnień. Jeśli ktokolwiek pytał mnie o samopoczucie, zazwyczaj zbywałem to żartobliwym ''jeszcze jakoś żyję'' i przechodziłem do rozmowy o błahych, codziennych sprawach. Każdego dnia wkładałem białą koszulę, układałem włosy i uśmiechałem się w łagodny, ciepły sposób, przez który pacjenci zaczynali mi ufać. Nie było mi źle, jedynie nie miałem w życiu niczego, co nadawałoby mu sens.

Spojrzałem na mojego męża szklącymi się oczami, co całkowicie zmieniło jego postawę. Wydawało mi się, że przestraszył się takiej reakcji.

- Nie płacz, spokojnie. Nie musisz, nic się nie stało. - zaczął mnie spanikowany pocieszać, opierając się o biurko naprzeciw mnie.

Wyciągnął przed siebie dłoń i pogłaskał mnie niepewnie po włosach, na co cicho zaszlochałem. Byłem zmęczony i od dawna nie zdarzało mi się płakać, więc nie było to takie niespodziewane. Doszło do mnie przynajmniej, że faktycznie brałem na siebie za dużo i przez to nawet trochę zaniedbywałem męża. Byłem też hipokrytą, bo sam nieraz o wczesnych porach goniłem go do łóżka, przestrzegałem przed energetykami i używkami, a teraz sam siedziałem do nocy. Byłem na to ślepy i niestety jak zawsze przeceniłem swoje możliwości, doprowadzając przez to do takiej właśnie sytuacji.

- No już, już dobrze. - przytulił mnie, głaszcząc po włosach.

Czułem od niego niepewność, tak jak wtedy, kiedy znajdował się w nietypowej sytuacji. Ta poniekąd taka była, płakałem bardzo rzadko. Stan, w jakim obecnie się znajdowałem, był typowy dla Ciela, na jego rozpacz napatrzyłem się w życiu wiele razy. Aż za dużo.

Uśmiechnąłem się przez łzy i wtuliłem, opierając głowę o jego klatkę piersiową. Czułem jego drobną dłoń gładzącą moje włosy i przez to znów musiałem podziękować niebiosom za zesłanie mi takiego anioła.


Witam moje jelonki. Rozdzialik wielkanocny, niezbyt udany, ale jest trochę z przeszłości Sebastiana. Szarej, nudnej i dołującej, przynajmniej dopóki Ciel nie przybył :D Dobrego jajka moi kochani i widzimy się już niedługo!

PS z czasu sprawdzania: Rozpisałabym chętnie przeszłość Sebastiana. Bardzo żałuję, że tego nie zrobiłam. Skupiłam się na Cielu, a to Sebastian mógłby być barwniejszy i prawdziwszy, kiedy tak spojrzę na to z perspektywy czasu. Aż żałuję, że nie da się go cofnąć, bo myślę, że ta książka po wykasowaniu kilku rzeczy i wpleceniu innych mogłaby być naprawdę dobrą opowieścią.

PSYCHOLOG || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz