Dodatek

843 65 48
                                    


- Sebastian! - zawołałem go, stojąc przed okazałym łazienkowym lustrem. Nie musiałem długo czekać na pojawienie się mężczyzny przy moim boku.

- Zawiążesz? - podsunąłem mu dwa końce krawata, którego nieumiejętnie próbowałem zawiązać sam.

Sebastian bez słowa protestu czy kpiny schylił się i z przyjaznym uśmiechem zawiązał ozdobę. Mimo to w jego oczach widziałem rozbawienie, spowodowane zapewne tym, że znów nie umiem rzeczy tak prozaicznej i od dawna mi potrzebnej.

- Nie nauczysz się, prawda? - zaśmiał się, prostując, kiedy skończył. A skończył bardzo ładnie, ja na pewno tak ładnego wiązania się nie nauczę.

- Pfff, oczywiście, że nie. - zaśmiałem się i obróciłem znów do lustra, poprawiając kołnierzyk koszuli, który zakrywał ranę na szyi. Nie bałem się już jej, ale nie było to coś, co chciałem wszem i wobec pokazywać.

Następnie wraz z Sebastianem udałem się do przedpokoju, gdzie nałożyliśmy odzienie wierzchnie. Dzisiejszy dzień okazał się zimny i deszczowy, tak jakby ciepłe lato odczuwalne jeszcze wczoraj skończyło się w zaledwie jeden dzień. Niestety szarobura rzeczywistość zniechęciła mnie do wstawania z łóżka, a co dopiero pójścia do pracy. I to po takiej ilości wolnego! Ale oczywiście musiałem się przyzwyczaić, nie było już taryfy ulgowej. I obym już więcej jej nie miał, nie z takich powodów jak ten, przez którym spędziliśmy kilka tygodni na totalnym odludziu.

***

Pierwszy plus tego dnia pokazał się szybko, w drodze do pracy nie napotkaliśmy jakichś większych korków. Chociaż... Czy to na pewno była taka zaleta? Wydawało mi się, że z jednej strony chcę konfrontacji z normalnym życiem, a z drugiej posiedziałbym jeszcze w aucie i posłuchał muzyki. Teraz już jednak nie miałem wyboru, zaparkowanie przed odpowiednim budynkiem było jak droga bez powrotu.

Przełknąłem ciężko ślinę, czując mimo to suchość w gardle. To teraz miałem zderzyć się z rzeczywistością, tym wszystkim, z czego na tak długi czas zrezygnowałem. Czułem się jak te parę lat temu, kiedy bałem się ludzi i wejście do jakiegokolwiek zatłoczonego miejsca było koszmarem. Do tego też nigdy w życiu nie chcę wracać.

- Żyjesz, kochanie? - poczułem, jak mężczyzna łapie mnie za rękę i w odpowiedzi lekko ścisnąłem jego dłoń. Faktycznie, od dobrych dziesięciu minut stałem przed firmą i patrzyłem się przed siebie, nie dając jasnej odpowiedzi czy w ogóle zamierzam tam wejść.

- Tak... Tak, żyję. Po prostu lekki stres. - uśmiechnąłem się słabo. Nie potrafiłem sam przed sobą wytłumaczyć, czym się tak stresuję, był to proces nieświadomy, a co za tym idzie ciężki do opanowania.

- Spokojnie, skarbie. Będzie dobrze, tak? Nic się nie zmieniło, po prostu byliśmy na urlopie, a teraz wracamy do pracy, mam rację? - poczułem jego ciepły oddech przy uchu, wraz z tym przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz, jednocześnie się uspokoiłem. Co ma być, to będzie.

- Dobra, przekonałeś mnie. - uśmiechnąłem się nieco weselej, splatając palce naszych dłoni razem.

Potem pewnym siebie krokiem wszedłem do budynku, odkrywając, że nie zaliczył on żadnych spektakularnych zmian. Wykładzina w holu była przetarta w tych samych miejscach co zawsze, a dystrybutor wody był wypełniony do połowy (jakby ktoś z niego korzystał, co nie było prawdą) więc naprawdę nic się nie zmieniło.

Podszedłem z Sebastianem do recepcji, gdzie pozyskaliśmy rozkład zajęć na dziś. Recepcjonistka nie zareagowała na nasz powrót jakoś specjalnie, czego się wcześniej obawiałem. Jedynie uśmiechnęła się do mnie i stwierdziła, że dobrze, że wróciliśmy, po czym życzyła udanej pracy i wróciła do swoich spraw. Niebywała uprzejmość, ale nic nadzwyczajnego, dzięki czemu już na starcie poczułem wielką ulgę. Wszystko było takie normalne, stare. W drodze do swoich gabinetów natrafiliśmy na znajomego, który w trakcie mojej rekonwalescencji nieco nam pomógł.

- Nie wiecie jak miło was tu widzieć po takim czasie. - powiedział, witając się uściskiem dłoni najpierw ze mną, a potem z Sebastianem.

- Ta, miło wrócić. - uśmiechnąłem się lekko i szczerze, nawet jeśli powrót kosztował mnie trochę nerwów.

Białowłosy patrzył na nas jeszcze przez chwilę z czymś na wzór szczęścia. Radości, że znów widzimy się w tak zwyczajnych, przyziemnych okolicznościach. Być może i on patrzył na pewne sprawy inaczej, inaczej je doceniał, i on dostrzegł, jak kruche jest codzienne życie.

- Życzę miłej pracy. - puścił do nas oczko i na pożegnanie pomachał nam, znikając w jednym z korytarzy.

***

Moje biurko. Moje wspaniałe, dębowe biurko z błyszczącym blatem bez prawie żadnej rysy. Moje białe krzesło, tak idealne do przesiadywania w nim długimi godzinami. Kubek z serduszkiem, który dostałem na walentynki, będący obecnie pojemnikiem na długopisy.

Zadowolony położyłem na wspomnianym wcześniej blacie papiery do wypełnienia i biorąc długopis w moim ulubionym, granatowym kolorze, zacząłem wypełniać luki. Było tak jakoś przyjemniej niż wcześniej. Nuciłem sobie cicho pod nosem i stukałem palcami o blat biurka, słysząc przy tym, jak zegar wybija podobny, równy rytm.

Harmonijnie, wszystko jak należy, tak zwyczajne i tak... Piękne. W pewnym momencie wstałem od biurka, czując dzięki temu miękkość położonej niedawno wykładziny. Po chwili namysłu mimo całych kolonii roztoczy położyłem się na niej, patrząc na biały sufit gabinetu. Zamknąłem oczy i wdychałem specyficzny zapach tego miejsca, który był połączeniem smogu (który po powrocie do miasta nieco mi wadził), odświeżaczy powietrza i nowych mebli Ikea.

Zamknąłem oczy, a kąciki moich ust uniosły się wraz ze spokojem, który opanował moje serce. Przez pewien czas leżałem w ten sposób i jedynie słuchałem zegara, który był to cichszy to głośniejszy, ale zawsze bezbłędny, skrupulatny co do sekundy. Cyk, cyk, cyk.

***

- Proszę! - powiedziałem, słysząc pukanie.

- Można, czy zajęty jesteś? - mój mąż wychylił się lekko zza drzwi.

- Dla ciebie zawsze można. - wyszczerzyłem się, odkładając długopis do kubka. Zgarnąłem wszystkie (prawie już wypełnione) dokumenty i poskładałem je na mały stosik. Sebastian tymczasem wślizgnął się do gabinetu, zamykając za sobą drzwi.

- Zawsze, powiadasz? - uśmiechnął się, podchodząc do mnie.

-Dokładnie. - zamruczałem, odwracając obrotowe krzesło w jego kierunku.

Mężczyzna oparł się na podłokietnikach i spojrzał mi w oczy, przez co postąpiłem podobnie, wpatrując się w jego hipnotyzujące tęczówki. Jeśli oczy faktycznie były odzwierciedleniem duszy, to mój ukochany musiał mieć duszę grzeszną, ale cholernie piękną.

Nie zarejestrowałem momentu, w którym nasze usta zetknęły się w pocałunku. Z początku delikatnym i czułym, niewinnym wręcz, a z czasem coraz bardziej namiętnym i proszącym o nieco więcej wrażeń. Nawet nie wiem, kiedy poczułem przyjemne podekscytowanie i przyszła do mnie świadomość, że potem już prawdopodobnie nie skupię się na pracy. Ale przecież praca może poczekać.

Uśmiechnąłem się Sebastianowi w usta, kiedy ten objął mnie w pasie, przyciągając bliżej siebie. Mruknąłem wtedy zadowolony i zarzuciłem mu ręce na szyję, wypuszczając na moment tylko wtedy, kiedy poszedł zamknąć drzwi na klucz. Kiedy wrócił, posadził mnie na biurku, które już nie raz i nie dwa było świadkiem podobnych zabaw.

Ze świadomości ulatywały mi kolejne momenty, chociażby ten, w którym pozbywaliśmy się stopniowo swoich ubrań. Nasze drżące oddechy mieszały się, czułem obezwładniające ciepło i bezkresne uwielbienie dla człowieka, który doprowadzał mnie do stanu, w jakim już dawno nie byłem.

Kiedy to wszystko się stało? Kiedy spotkałem Aloisa po raz drugi? Kiedy próbowałem popełnić samobójstwo? Kiedy spędziłem dwa miesiące na odludziu, wraz z moim ukochanym, walcząc o lepsze jutro? Nie wiedziałem. Nie miałem nadziei, kiedy Sebastian znów pomógł mi wyjść z tego wszystkiego. Zacząć żyć normalnie, mimo że sądziłem, iż nie mam już na to szans. Będę mu za to dziękował zawsze i wszędzie. Będę kochał go zawsze i wszędzie i ponad wszystko, co stanie nam na przeszkodzie. Z nim będę mógł dosięgnąć gwiazd.


Witam moje jelonki. Nie mogłam już wytrzymać z tym dodatkiem, macie go więc :3 Jejuuu, ale ja wam ochotę robię tymi końcami. Ale spokojnie, seksik będzie jeszcze nieraz. Czy chcielibyście całkowite opisanie takiej sceny właśnie w biurze? Bo ja tak! Ale to zależy od was :3 Do następnego <3

PS z czasu sprawdzania książki: Minęły chyba trzy lata, od kiedy napisałam ten rozdział i dalej nie umiem napisać poza rp solidnej scenki 18+. Ale przynajmniej dalej jarają mnie takie scenki w miejscach podobnych do biura i jest mniej niepokojące, niż jak lubiłam to wtedy, mając 12\13 lat.

PSYCHOLOG || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz