28. Doczekać gwiazd? Tylko z tobą

867 70 49
                                    


Pov.Ciel

Dom. To pojęcie o szerokim znaczeniu, dla każdego znaczy coś nieco innego. Dla mnie domem jest nieduże mieszkanie w Nowym Jorku, które dzielę razem z Sebastianem. To mała przestrzeń, w której czuję się dobrze i bezpiecznie. Przestrzeń, w której prowadzę spokojnie życie z ukochaną osobą. I nawet jeśli spodobał mi się pobyt w domku niedaleko Bostonu, westchnąłem z ulgą, kiedy przekroczyłem próg mieszkania, w którym urzędowałem przez ostatnie lata. Bo to było moje miejsce. Z niemalże czcią patrzyłem na tak dobrze mi znane meble i dodatki, te znajome kąty, za którymi tęskniłem. Niezwykle doceniałem to, że mogę tu wrócić. Do mojego miejsca na ziemi, które znajdowało się w wystarczającej odległości od pracy, aby móc wytłumaczyć spóźnienia tak powszechnymi w Nowym Jorku korkami.

- Co się tak rozglądasz? - brunet stanął obok i poczochrał mi włosy. Wydawało mi się, że też jest wesoły i czuje ulgę.

- Nic. Po prostu cieszę się, że znów tu jestem. - powiedziałem radośnie i udałem się do salonu, po którym uważnie się rozejrzałem. Nic się nie zmieniło przez ten czas, lecz i tak patrzyłem na ten pokój tak, jakbym widział go po raz pierwszy. - Mamy wino?

- Wino? Pff, jasne, że mamy. Naleję nam. - powiedział i dziarskim krokiem poszedł do kuchni, w której już zapewne nie było śladu po moim załamaniu. I dobrze.

Mimo młodego wieku uwielbiałem wina, mógłbym je pić zawsze i wszędzie. Uwielbiałem ich smak, tę gorycz i jednocześnie słodki posmak, przynajmniej niektórych trunków. Myślę, że to jest właśnie to, czego napiłbym się teraz, w chwili będącej dla nas nowym początkiem.

Kiedy Sebastian zniknął w pomieszczeniu, moją uwagę przyciągnęła pewna rzecz wisząca na ścianie. Podszedłem bliżej i ostrożnie musnąłem palcami złotą ramkę, która lekko lśniła od promieni zachodzącego słońca. Nadchodził wieczór, droga powrotna do Nowego Jorku zajęła nam trochę czasu. O dziwo nie czułem się zmęczony, szczególnie patrząc z rozczuleniem na fotografię umieszczoną w tak ładnej oprawie. Było to zdjęcia, na którym Sebastian całował mnie czule w policzek, to, które na jakiś czas zniknęło ze ściany. Pamiętam, jakby to było wczoraj, gdy zbiłem wcześniejszą ramkę i płakałem, uspokajany przez ukochanego, że przecież kupimy nową, lepszą. Miło, że w trakcie mojej nieobecności zadbał o ten szczegół. I dotrzymał tej z pozoru nieważnej obietnicy. Nie wiem czemu, ale tak jak wcześniej głupie zdjęcie doprowadziło mnie do histerii, tak teraz wywołało we mnie małą euforię. Czułem, jakby wszystko było takie idealne. Że zespoliło się i jest nawet trwalsze niż wcześniej.

W końcu z żalem zostawiłem zdjęcie i udałem się do mojego starego pokoju. Powietrze było nieco zatęchłe, a na półkach zebrała się cienka warstwa kurzu, tak jak zresztą w innych pomieszczeniach. Długa nieobecność robi swoje.

Podszedłem do okna i otworzyłem je, dzięki czemu do pomieszczenia wdarła się odrobina świeżego powietrza. Wraz z tym wiatr lekko rozwiał moje włosy, przypominając mi, jak to jest, kiedy mieszka się w chmurach, a nie w małym, parterowym domku. To było błogie, tak jak szum typowy dla rozgardiaszu wielkich miast. Tam na dole toczyło się w końcu życie, odgłos samochodów stojących w korkach, ludzi wydających ostatnie pieniądze na markowe ubrania i knajpek na rogach ulic tworzył ten charakterystyczny dźwięk. Dźwięk normalnego, codziennego życia, które i mnie za niedługo czeka. 

Po chwili otworzyłem oczy i spojrzałem w niebo usłane białymi obłokami i ubarwione różnymi odcieniami słońca znikającego za horyzontem. Nad nim, daleko w górze, widać było gwiazdy, które wraz z mrokiem nieśmiało wyglądały ze swoich kryjówek. W jednej chwili odniosłem wrażenie, że jest idealnie, najlepiej jak tylko może być. Chcąc lepiej przypatrzeć się tej kwintesencji piękna, usiadłem na parapecie, zwieszając nogi w stronę przepaści. Wcześniej, przed incydentem w kuchni, dość często tak robiłem. To był kolejny powrót do utraconej rutyny, która stawała się coraz bardziej atrakcyjna. W obliczu przyjemności płynącej z tej chwili nie przejąłem się wiatrem, który muskał moje ciało, przyprawiając mnie o gęsią skórkę.

Przez to wszystko nie usłyszałem kroków za sobą. Jedynie poczułem, jak ktoś obejmuje mnie w pasie i wtedy uśmiechnąłem się, ufnie opierając o klatkę piersiową mojego mężą. Po chwili dostałem do ręki jeden z dwóch kieliszków, które trzymał, po czym brunet zajął miejsce obok mnie. Przypomniałem sobie wtedy identyczną sytuację z czasów, zanim w ogóle pomyślałem, że znów będę przechodził przez absolutne zwątpienie w szczęście. Wtedy też usiedliśmy na parapecie, patrząc w gwiazdy i ciesząc się swoim wzajemnym towarzystwem. Tak jak wtedy, tak i teraz wspaniale jak nigdy, znów spokojnie i tak, że mógłbym zrobić w tym momencie wszystko, na co tylko naszłaby mnie ochota.

Upiłem łyk wina i oblizałem wargi, a Sebastian cicho się zaśmiał, widząc moje zadowolenie. Potem objął mnie w talii i przysunął bliżej. Przyprawił mnie tym o uśmiech, potem odłożyłem swój kieliszek na bok i to samo zrobiłem z tym jego. Nie chciałem, aby się wylało chwilę po tym, jak przytuliłem go, patrząc w niebo. W moment zrobiło się naprawdę gwieździste.

- Piękna noc. - mruknąłem cicho, chociaż widoki nie mogły równać się z tymi na pustkowiu, z jakiego dziś wróciliśmy. Ale nawet w centrum wielkiego miasta noc ma jakiś urok, po prostu prezentuje mniej swoich wdzięków.

- To prawda. - przyznał, głaszcząc mnie lekko po talii.

Przez moment nastąpiła między nami przyjemna cisza. Chciałem pozostać w jego ramionach jak najdłużej, czułem się bezpiecznie i było mi przyjemnie ciepło. Przez to wszystko miałem wrażenie, że poznałem się z Sebastianem na nowo, że weszliśmy na jakiś wyższy poziom wtajemniczenia, o którym wcześniej nie mieliśmy pojęcia.

- Ciel? - usłyszałem jego ciepły i przyjemny głos niedaleko mojego ucha.

- Tak? - mruknąłem, chociaż spodziewałem się, co powie. A jednak jego kolejne słowa i tak wywołały u mnie szybsze bicie serca.

- Kocham cię.

Rozczuliłem się dogłębnie wyrazami, które przecież w ostatnim czasie słyszałem tak często. Ale teraz, tak jak w przypadku wielu innych rzeczy, które dostrzegłem w trakcie naszego wyjazdu, i te dwa proste słowa zacząłem bardziej cenić. Ja, Ciel Phantomhive, miałem za męża najwspanialszego człowieka na świecie.

- Ja ciebie też. Bardzo. - odpowiedziałem, patrząc na niego z miłością widoczną w oczach. Uśmiechnąłem się przy tym słodko i z czułością, chcąc tym podkreślić wagę moich słów.

Po chwili ostrożnie podniosłem się i usiadłem między jego nogami, jego ręce kładąc na mojej talii. Czułem, jak powoli objawia się zmęczenie podróżą, więc przymknąłem oczy, mimo to starając się dalej obserwować niebo. Na pewno jutro będę spać do piętnastej, o ile nie dłużej. Może cały dzień, ostatni wolny, jaki mam.

Niespodziewanie przypomniała mi się nasza rozmowa z wtedy, kiedy siedzieliśmy na tym samym parapecie. Rozmowa o gwiazdach. Było to ponad dwa miesiące temu, ale pamiętałem ją doskonale.

Spojrzałem na dłonie Sebastiana na mojej talii i teraz właśnie doszło do mnie, że był to dopiero początek tych wszystkich wspaniałych rzeczy, które się jeszcze wydarzą. To wszystko, co wspólnie ostatnio przeszliśmy, było naszym wzmocnieniem. Teraz chciałem żyć. Najbardziej na świecie. Chciałem wiedzieć, co jeszcze pięknego będzie mnie czekać.

- Z tobą mogę doczekać gwiazd. - szepnąłem do Sebastiana, po czym złączyłem nasze usta w pocałunku tak tęsknym i czułym, jakbyśmy nie robili tego wieki. Właśnie całowałem swoje szczęście.


KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ


Witam moje jelonki. Miał być dzisiaj spam rozdziałami, ale o piętnastej mi się przysnęło i do dwudziestej pierwszej spałam :P W każdym razie humorek już lepszy, wybiło mi ponad 160 obserwujących, za co bardzo dziękuję. Jest czternasty grudnia, więc wszystkiego najlepszego, Ciel. Idealny dzień, aby zakończyć drugą część, nie sądzicie? Dodatek i zapowiedź trzeciej części już niedługo! Trzymajcie się <3

PSYCHOLOG || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz