Dodatek

2.1K 152 137
                                    


Pov.Ciel

Kiedy poprawiałem nerwowo krawat białego garnituru, czułem, że stres sięga zenitu. Miałem nieodparte wrażenie, że wszystko dzieje się gdzieś obok, a ja jestem jedynie obserwatorem. Po dwóch latach pieczołowitych przygotowań, zamiast skakać pod sufity, potrafię się jedynie martwić. Myślałem, że całkowicie pogrążę się w tych nieprzyjemnych uczuciach, kiedy ktoś złapał mnie za rękę.

- Uśmiechnij się, bo wyglądasz, jakbyś szedł na ścięcie. - Sebastian zaśmiał się, gładząc kciukiem wierzch mojej dłoni.

- Łatwo ci mówić. Jesteś starszy, łatwiej radzisz sobie ze stresem. - mruknąłem niewyraźnie, być może z lekkim wyrzutem.

- Stresuję się tak samo, ale tego po sobie nie pokazuję. - stwierdził ze stoickim spokojem. Jeśli się denerwował, faktycznie dobrze to ukrywał. - Ciel, ufasz mi?

- Bezgranicznie. - zadeklarowałem natychmiast.

- No to uwierz mi na słowo, że będzie wspaniale. - ucałował lekko wierzch mojej dłoni. - Możesz mi obiecać, że nie będziesz się zamartwiał?

- Obiecuję. - stanąłem na palcach i złożyłem na jego policzku krótki pocałunek. Różnica wzrostu była mniejsza, ale wciąż widoczna.

- No to chodź. Żal byłoby spóźnić się na własny ślub. - poprawił mi włosy, nieco mocniej ściskając moją dłoń.

Pov.Sebastian

Siedziałem z Cielem za stolikiem dla młodej pary. Co jakiś czas ktoś podchodził, aby porozmawiać lub złożyć życzenia. Ceremonia przebiegła poprawnie. Powiedzieliśmy sobie ,,tak'' i formalnie staliśmy się małżeństwem aż po grób, a może i dłużej.

- Żebyś się nie pochorował znowu. - powiedziałem, słysząc jego ciche kichnięcie. Co prawda była wiosna i to całkiem ciepła, jednak Ciel chorował o każdej porze roku. Dwa lata życia z nim dobrze mi to pokazały.

- Jest dobrze. - pogłaskał mnie lekko po wierzchu dłoni. - Zresztą może się ode mnie zarazisz i będziesz miał dłużej wolne w pracy.

Jego słowa skwitowałem łagodnym uśmiechem. Coś podobnego powiedział mi dwa lata temu, w Wigilię, kiedy mu się oświadczałem. Czas płynął zdecydowanie zbyt szybko.

- Wciąż nie lubię zbiorowisk. - dodał nieco smętnie, obserwując uważnie sporą ilość gości tłoczących się na sali.

- Wiem. Ale czasem, w tak ważne dni, warto pozbierać trochę ludzi. - splotłem nasze palce razem.

- Chyba masz rację. -ścisnął lekko moją dłoń.

***

Było chwilę po pierwszej, kiedy wraz z Cielem siedziałem na schodkach przed lokalem. W środku wciąż trwała huczna impreza, świat na zewnątrz odznaczał się ciszą i świeżym zapachem nocy wilgotnej po popołudniowym deszczu.

- Spać? - zapytałem, czując, jak opiera głowę na moim ramieniu. Akumulatory mu już siadały od tego wszystkiego, nic niezwykłego dla introwertyka.

- Mhm. - mruknął niewyraźnie, sennie.

- Ale wiesz, gościom będzie przykro bez nas. - udałem zmartwiony ton, słysząc, że tłum w sali bawi się świetnie bez naszego udziału. - Poza tym młoda para powinna zostać do końca imprezy.

- Trzeba więc uciec. - chłopak uśmiechnął się chytrze, nieco się rozbudzając. Choć była to zapewne ledwie iskierka energii.

- Uciekać z własnego wesela? Kuszące. - wziąłem go na ręce, czując, jak oplata rękami moją szyję. Obecnie faktycznie stał się cięższy niż wtedy, kiedy zjawił się u mnie po raz pierwszy. Był znacznie zdrowszy pod każdym aspektem. Myślałem o tej zmianie, idąc wzdłuż szosy. - Niestety musimy uciekać pieszo, bo wyjątkowo nie mamy karocy, księżniczko.

-Jak zamierzasz rozwiązać ten problem? - chłopak lekko się ode mnie odsunął, wciąż pozostając jednak w przyjemnie bliskiej odległości.

- Autobus będzie dziś naszym powozem.

***

- Jestem ciekaw czy już się zorientowali, że nas nie ma. - gdybałem, od półtorej godziny czekając na przystanku na jakiekolwiek połączenie.

- Czuję się jak zbieg. - powiedział mój ucieszony towarzysz, pełen życia mimo tak długiej bezczynności.

- Cóż, to na pewno kreatywne urozmaicenie imprezy. -pokręciłem głową z lekkim, może nieco zrezygnowanym uśmiechem. Byliśmy unikatowi, nie ma co.

Trzymałem go na kolanach i przytulałem, widząc w oddali zbliżający się autobus. Kierowca dziwnie się na nas patrzył, pewnie nieczęsto woził w środku nocy dwójkę ubranych odświętnie mężczyzn. Ignorując jego oceniający wzrok, zajęliśmy miejsca na tyle pustego autobusu. Było cicho i ciemno, tak, jakby cały ogromny świat nigdy nie istniał.

- Jakieś plany na wieczór? - znów uśmiechnął się w ten podstępny, dość sugestywny sposób.

- Ach... No nie wiem. Jakieś propozycje? - spojrzałem na niego w tym samym momencie, w którym odwrócił wzrok.

-Może.

***

Stanęliśmy pod drzwiami, które otworzyłem, puszczając męża przodem. Nie zapalaliśmy światła, księżyc rzucał na przedpokój poświatę, która pozwalała dostrzec zarysy przedmiotów. Ciel, nie czekając długo, pocałował mnie, a ja uniosłem go, podtrzymując za uda. Miałem wrażenie, że ta chwila przeciąga się w nieskończoność, a gest staje się coraz bardziej namiętny i tęskny. Instynktownie wręcz pokierowałem się z nim na rękach do sypialni. Po ułożeniu ukochanego na łóżku zawisnąłem nad nim i powróciłem do gestu, który przez wszystkie te wspólne miesiące wymienialiśmy między sobą wiele razy. Było to tym przyjemniejsze, że Ciel drapał mnie lekko po karku, uśmiechając mi się w usta. W przypływie tych wzajemnych czułości odwiązałem jego krawat, zajmując się po tym guzikami jego koszuli. W połowie jednak oderwałem się, patrząc na jego twarz zastygłą w wyrazie zadowolenia i ufności.

- Kontynuuj. - mruknął, oplatając rękami moją szyję.

- Jesteś pewien? - dopytałem.

Chłopak kiwnął lekko głową, rumieniąc się, jakby dopiero teraz doszło do niego, co robimy. Miałem taki widok jednak na co dzień, więc skupiłem się na powolnym rozbieraniu go i czułościach. Ciel zresztą nie pozostawał bierny. Badaliśmy swoje ciała delikatnie i bez pośpiechu, korzystając z tego, że robimy to ten pierwszy, zapewne niezapomniany raz.

Pov.Ciel

Zamknąłem oczy, dając mu pełne pole do popisu. Był bardzo delikatny, dbał o to, żebym czuł się dobrze nie tylko teraz, ale i podczas wspólnych spacerów, seansów filmowych, a nawet odbywanych wspólnie kąpieli. Przez te dwa lata traktował mnie z najwyższym szacunkiem i miłością, pomagając mi przy wszystkim, z czym pomocy potrzebowałem. Po traumatycznych wydarzeniach z Aloisem chciałem odkryć ten typ bliskości na nowo, od tej lepszej strony. Chciałem zobaczyć, jak robi się to z osobą, którą darzy się wzajemnym uczuciem. Myślałem nad tym już od jakiegoś czasu, dzisiejsza noc wydała mi się jednak idealnym momentem.

- Jesteś stuprocentowo pewny, tak? -zapytał z tak typową dla niego ostrożnością.

- Chcę uprawiać seks z osobą, której ufam, która dba o mnie i martwi się, ale przede wszystkim kocha. Nie gadaj więc tyle i przejdź do rzeczy, zanim się rozmyślę. - chciałem brzmieć swobodnie, mimo że stres zżerał mnie od środka.

- Będę delikatny. Jeśli coś będzie nie tak, od razu mów. - obiecał i jednocześnie nakazał, na co zgodziłem się kiwnięciem głowy.

Sądzę, że to, co działo się potem, było jak sen. Tak to właśnie pamiętam, lekko mgliście i bez specjalnej kolejności zdarzeń. W takich momentach w ogóle zapomina się o wszystkim, nawet o gościach weselnych zostawionych na pastwę losu. Najbardziej w pamięci utkwił mi chyba jednak moment, w którym leżałem wtulony w ukochanego, widząc na poduszce pierwsze słoneczne przebłyski. Nastał nowy, wspaniały dzień.


Witam moje jelonki. Wiem, że nie wstawiałam długo rozdziału, ale wakacje to dość specyficzny okres. Dużo się dzieje. Przepraszam za to marne 18+, ale pierwszy raz napisałam coś takiego sama od początku do końca i wciąż się jeszcze uczę. Jak się podobało? Tym dodatkiem kończę oficjalnie pierwszą część. Rozdziały drugiej części będę publikowała w tej książce, więc wstawię jeszcze dzisiaj rozdział z opisem drugiej części i datą opublikowania następnego rozdziału. Bajo!

PSYCHOLOG || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz