12.Wakacje

707 47 38
                                    


Wraz z Cielem od samego rana żyłem w stresie. Jak na złość tym razem budzik naprawdę nie zadzwonił, więc w stresie pakowaliśmy się, na co oczywiście okazaliśmy się wczoraj zbyt leniwi. Mimo tych drobnych niedogodności udało nam się opuścić dom o czasie, zamawiając ówcześnie taksówkę. Z pozoru ze wszystkim się wyrobiliśmy, wciąż dręczyły nas jednak obawy czy aby na pewno wszystko spakowaliśmy i zamknęliśmy za sobą drzwi.

- Takiego stresu to ja chyba nie przeżyłem nawet w ostatnich miesiącach. - westchnął, obwiązując wokół pasa granatową bluzę. Było bardzo ciepło, co zresztą w porze wakacji nie było niczym dziwnym.

- Trochę stresu i po wszystkim, już tylko relaks. - pocieszyłem go, zerkając kątem oka na ogromny, umieszczony na ścianie zegar.

Staliśmy przy odprawie, czekając na wejście do samolotu. Wydawało mi się jakbyśmy stali tu godzinami, a ludzi przed nami przybywało, zamiast ubywać. Do tego internet miał tutaj naprawdę słabą łączność, więc byłem skazany na patrzenie się na plecy jakiejś kobiety przed nami. Pomagało mi tylko to, że myślałem o kierunku naszej podróży, Japonii. Dwa lata temu byliśmy w Paryżu, tym razem to ja popiszę się znajomością obcego języka. O ile rodowici Japończycy mnie jakkolwiek zrozumieją.

- Muszę odespać, kiedy już będziemy na miejscu. - ziewnął, chowając dłonie w kieszeniach spodni i garbiąc się, najwyraźniej zniecierpliwiony tak bardzo, jak ja.

Musieliśmy wstać koło piątej, a raczej mieliśmy wstać o tej porze, jednak nawet ta szósta, o której się obudziliśmy, była wczesną porą. I ja byłem padnięty, a w poprawie nastroju nie pomagali ludzie tacy jak kobieta kilka osób przed nami, która wykłócała się z obsługą o buteleczkę perfum przekraczającą dozwoloną pojemność. Miałem wrażenie, że nieznajoma zaraz wydłubie oczy mężczyźnie, który starał się delikatnie jej wytłumaczyć, czemu nie wniesie na pokład flakonu cholernie drogiego zapachu. Całe szczęście obeszło się bez krwawych scen i rozwiązano problem, dzięki czemu śmiertelnie obrażona pasażerka mogłam wejść na pokład. Mnie z Cielem również w końcu się udało.

Po niezwykle nudnej instrukcji zaprezentowanej przez jedną ze stewardes samolot w końcu wzniósł się w powietrze. Niestety nie potrafiłem się przespać, mimo że fotele były znacznie wygodniejsze, niż podejrzewałem. Wciąż dręczyła mnie kwestia pakowania się w pośpiechu oraz tego, czy nie pogubimy się w mieście tak ogromnym jak Tokio. Ciel tymczasem siedział obok i patrzył się tępo na telefon, zapewne zastanawiając się, co może na nim robić bez dostępu do internetu. Przeczesałem dłonią włosy ukochanego i uśmiechnąłem się, co ten po spojrzeniu na mnie odwzajemnił, łapiąc moją dłoń.

***

Okazało się, że jednak udało mi się przysnąć, a obudziłem się w momencie, w którym piloci przez małe głośniczki informowali o zbliżającym się lądowaniu. Na tą informację nieco się ożywiłem, tak samo zresztą, jak Ciel, który również się przebudził i aktualnie wyglądał przez okno. Zdecydowanie było na co, w dole majaczyło już Tokio, masa świateł i wieżowce pnące się ku górze. Miejsce to było obiektem wielu wycieczek i fascynacji tysięcy ludzi. Po wyjściu z samolotu w końcu byliśmy w tym sercu Japonii, stąpaliśmy po jego terenie. Dobrze było po tylu godzinach rozprostować nogi.

- Jakie piękne... - powiedział z rozmarzeniem mój towarzysz, patrząc na przeszkloną ścianę lotniska, która pozwalała zobaczyć trochę miasta.

Na miejsce dotarliśmy wieczorem, więc Tokio jaśniało tysiącami świateł dużych korporacji, banerów i kolorowych neonów. Niby Nowy Jork mały nie jest i też nie stroni od świateł, a jednak odmienny klimat był wyczuwalny na kilometr.

- To prawda. - przyznałem, rozglądając się przy okazji po budynku lotniska.

Co prawda już dawno nie siedziałem przy książkach do japońskiego, lecz mimo to bez problemu rozpoznawałem większość znaków na banerach, ścianach czy tabliczkach. Bez większego problemu odnaleźliśmy też restaurację osadzoną zaraz obok dworca, która kusiła swoim przytulnym wystrojem. Na przywitanie z Tokio zjadłem z Cielem trochę japońskich specjałów, mój mąż, miłośnik sushi, urzeczony był tym przysmakiem zrobionym w miejscu jego pochodzenia. Było smaczniejsze niż to w Nowym Jorku.

Pov.Ciel

Odprawa na lotnisku była okropna, podróż do przeżycia, a późniejsze wydarzenia nazwałbym bajką. Wspaniałe widoki, zatłoczone ulice, mnóstwo świateł i kolorów. Nie można zapomnieć o pysznym jedzeniu, tak innym niż to w Nowym Jorku. Mimo krótkiego pobytu już teraz mogłem zapewnić, że mordęga związana z podróżą była opłacalna.

Po jedzeniu ucięliśmy sobie kolorowymi ulicami spacer do pobliskiego hotelu. Mimo coraz większego zmęczenia żałowałem, kiedy opuściliśmy ten zgiełk, przekraczając próg miejsca, w którym będziemy tymczasowo mieszkać. Już jego recepcja okazała się przyjemna. Czarny dywan, przyciemnione światła i niebieska taśma led na listwach powodowała, że umysł automatycznie się wyciszał.

Przetarłem oczy, czując, jak Sebastian łapie mnie za rękę i z kartą dostępu w dłoni prowadzi do jednego z pokoi. Wybraliśmy taki na jednym z górnych pięter, specjalnie po to, aby obserwować widoki za oknami. Jak się okazało, takowe był zniewalające.

Sebastian przyłożył kartę do czytnika przy odpowiednich drzwiach, na co te kliknęły, otwierając się. Weszliśmy więc do wnętrza i rozejrzeliśmy się po pokoju w jasnych barwach. Przy jednej ze ścian stało duże, dwuosobowe łóżko, trochę dalej umieszczono mały aneks zastępujący osobną kuchnię. Najważniejszym i najbardziej rzucającym się w oczy elementem była przeszklona ściana. Dzięki niej nie musieliśmy włączać światła, tak jak w naszym mieszkaniu w Nowym Jorku przebijało się przez nią sporo ulicznego blasku, tyle że tutaj większa jego ilość. Zbliżyłem się i przyłożyłem dłoń do szklanej tafli.

Pov.Sebastian

Spojrzałem na chłopaka, który zafascynowany podszedł do ściany, kładąc dłoń na jej powierzchni. Pokój co prawda zrobił na mnie wrażenie, jednak swoją uwagę ulokowałem w mężu. Podszedłem bliżej i obserwując jego nieruchomą sylwetkę, objąłem go w pasie, skupiając następnie wzrok na jego twarzy. Kąciki jego ust uniosły się lekko ku górze, wskazując na szczególne zadowolenie. Mlecznobiałą skórę na policzkach oblał lekki rumieniec, kiedy mocniej go objąłem, przysuwając najbliżej, jak się dało. Dodatkowego uroku dodawały mu zmierzwione po podróży włosy. Rzecz jasna nie, żeby nie był uroczy na co dzień. Ale teraz... W jego oczach odbijał się obraz, na który patrzył i przysięgam, że już dawno tak bardzo nie doceniłem jego szczególnej urody.

Ciel przeniósł dłoń z szyby na moje włosy, przeczesując je. Zadowolony przymknąłem oczy, rozkoszując się tą chwilą. W pewnym momencie odwrócił twarz bardziej w moją stronę i spojrzał mi w oczy. Nasze twarze były blisko, czułem na ustach jego przyjemnie ciepły oddech, a po chwili poczuć mogłem też jego wargi. Dobry początek wycieczki.


Witam moje jelonki. Dość dawno nie było rozdziału, ale wam nie powiem ile dokładnie czasu, jestem nieogarem życiowym ostatnio. W każdym razie do ferii i będzie dobrze. Rozważam opcję, czy nie zakończyć psychologa na trzech częściach, bo mam już serdecznie dość tej historii i coraz bardziej mi wyświetlenia spadają, więc zamiast tego zaczęłabym nową opowieść, którą ludzie by się bardziej zainteresowali. Jest to jeszcze kwestia do przemyślenia. Do następnego <3

PS z czasu sprawdzania książki: Jezu, ja ich chciałam do emerytury prowadzić, że planowałam więcej niż trzy części?

PSYCHOLOG || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz