9.Spotkanie z nikotyną

1.1K 90 26
                                    


- Mógłbyś powtórzyć? - obdarzyłem Aloisa niechętnym spojrzeniem. Dziś przypadła nam kolejna wspólna sesja terapeutyczna.

- Powtarzałem już kilka razy. Znowu nie słuchasz? - zapytał, zapewne nie podejrzewając, że nie miałem nawet siły odpowiadać. Obudziłem się z fatalnym humorem i spotkanie z blondynem nie pomogło mi w jego poprawie.

- Słucham, to w końcu moja praca. - powiedziałem, wracając wzrokiem do notatnika, gdzie zapisałem kilka marnych zdań.

- Odpowiedziałem nie. - powtórzył w końcu łaskawie, opierając głowę na dłoni.

Przez ten cały czas wałkowałem z nim to samo, czyli zadawałem wiele pytań, podczas gdy zadaniem mojego oprawcy było odpowiadanie. Wydawało mi się, że nic a nic się nie ruszamy z tym wszystkim i będę musiał widywać się z nim aż do śmierci któregoś z nas.

Westchnąłem ciężko i zapisałem jego odpowiedź. Czekałem już jedynie aż zegar wybije pełną godzinę, co oznaczałoby chwilowy koniec tej męki. Jeszcze kwadrans, powtarzałem sobie. Poczułem się wraz z tym jak w podstawówce, kiedy to z utęsknieniem odliczałem w głowie czas pozostały do końca lekcji.

- Jakie jest twoje ogólne samopoczucie? - zapytałem w końcu, gdy skończyła się pula pytań z prostymi kwestiami, na które można było odpowiedzieć tak, lub nie. Zazwyczaj dociekanie na temat tego, jak się czuje trwało sporo czasu, więc zadawałem to pytanie przy końcu sesji.

- Źle. - mruknął i wraz z tym wyznaniem z dłoni wypadł mi długopis, którym się aż do teraz bawiłem.

Jego odpowiedź zawsze była taka sama, proste i zbawienne ''dobrze''. Potem pytałem czemu dobrze i gdy udało mi się wyciągnąć powody dobrego nastroju, mieliśmy koniec spotkania. Ale teraz... Przekartkowałem zeszyt, gdzie miałem zapiski z jego poprzednich wizyt. Nie myliłem się, jego samopoczucie zawsze określał mianem dobrego.

- Rozwiniesz? - zapytałem, tym razem już nieco zaciekawiony. Co mogło zmienić jego tak stabilny zazwyczaj nastrój?

- Rozwinę jak... Dasz się dotknąć. - wraz z jego słowami wciągnąłem głośniej oddech.

- W j-jakim sensie? - zapytałem, zły na siebie za nieprzyzwoicie drżący głos. Znów ulatywała ze mnie cała pewność siebie i poczucie kontroli nad sytuacją.

- Dasz mi dotknąć swojej dłoni. - sprecyzował szybko.

Wraz z tym spojrzałem na niego, gorączkowo się zastanawiając. Dotknięcie dłoni to nie było dużo, choć na samą myśl cholernie się bałem. W końcu miał mnie dotknąć człowiek, który zranił mnie w tak okrutny sposób. W jeden z najgorszych sposobów, jaki sobie ludzie wymyślili.

Skupiłem się chwilowo na blondynie, który też na mnie patrzył. Wydawało mi się, że w jego spojrzeniu jest coś naglącego, choć sam chłopak się nie odzywał. Muszę podjąć decyzję.

- Zgadzam się. - powiedziałem cicho, skupiając wzrok na ścianie za nim. - Ale tylko dłoń. Pożałujesz, jeśli posuniesz się dalej.

- No dobrze już, dobrze. - powiedział olewająco, mimo to miło się uśmiechając.

Westchnąłem głęboko któryś już raz tego dnia i wystawiłem przed siebie rękę, która z uwagi na strach lekko drżała. Bałem się znów na niego spojrzeć, jednak to zrobiłem, zastępując strach fałszywą pewnością siebie.

- Tylko ręka, Alois. Pamiętaj. - przypomniałem mu.

- Dotarło do mnie za pierwszym razem. - uśmiechnął się. Zawsze był uśmiechnięty. Jak cholernie mnie to wkurwiało.

Wyciągnął swoją dłoń i dotknął tej mojej. Przez całe moje ciało przeszedł wtedy nieprzyjemny, lodowaty dreszcz. Niemalże na nowo cofnąłem się do wydarzeń z feralnej nocy, kiedy to Alois zamknął nas w łazience. Wspomnienia wydały mi się bardzo wyraźne, tak samo zresztą, jak uczucia z tamtego czasu. Przejmowały nade mną kontrolę, przez co zacząłem bardziej drżeć. Cofnąłem jednak dłoń, zanim straciłem nad sobą panowanie.

- Dotknąłeś. I co, zadowolony? - opadłem na fotel i zjechałem trochę po jego oparciu, udając, że wcale mnie to nie ruszyło.

- Tak. - wyszczerzył się, siadając na swoim miejscu. Zgodnie z ustalenia nie próbował ponownie mnie dotknąć.

- No to słucham. Co jest przyczyną twojego złego samopoczucia?

- Dostałem opieprz od szefa, poza tym rano mi zwiał autobus. - wzruszył lekko ramionami, tak jakby chciał mi powiedzieć ''cóż, Ciel, po prostu proza życia''.

Przez chwilę wgapiałem się w niego oniemiały. Chwila... Chwileczkę... Dałem się dotknąć w zamian za coś takiego?

Odetchnąłem głęboko, próbując się uspokoić. Czyli pozwoliłem mu się podejść. Przez podstęp uzyskał ode mnie, co chciał. Pozwoliłem mu się, najprościej mówiąc, wykorzystać. Znowu, choć tym razem nie tak dotkliwie, jak kilka lat temu.

- I tylko tyle? - zapytałem w miarę spokojnie, zapisując koślawym ze zdenerwowania pismem jego samopoczucie na tej sesji.

- Mhm. - mruknął twierdząco, kiwając przy tym głową.

Niestety nie mogłem z tym nic zrobić. Byłem najwyraźniej idiotą, co chłopak sprytnie wykorzystał. Całe szczęście w tym momencie zegar dobił do pełnej godziny. Może Bóg jednak darzy mnie chociaż odrobiną sympatii, o ile w ogóle istnieje.

Wstałem z fotela i dość brutalnie odłożyłem na stół zeszyt wraz z długopisem.

- Koniec spotkania. - oznajmiłem jak zawsze, po czym wyszedłem, nie czekając na żadną reakcję z jego strony.

Spod gabinetu udałem się prosto do łazienki, tej, z której nikt nie korzystał, na pewno nie w należyty sposób. Każdy bowiem chodził tam tylko po to, aby zapalić. Nawet szef wiedział o ''palarni'' na dwunastym piętrze, jednak nic z tym nie robił, najwyraźniej wierząc w swoją niemoc dotyczącą oduczania pracowników przyzwyczajeń.

Wszedłem do toalety i musiałem przyznać, że miałem jednak trochę szczęścia, bo zastałem w środku Undertakera. Stał przy otwartym oknie i palił, patrząc na rozciągający się obraz Nowego Jorku. Z tej wysokości widoki były niczego sobie.

- Cześć. - powiedziałem, zwracając jego uwagę.

- Część, młody. - oddał uśmiech. - A ty czego tu szukasz? Z tego, co wiem, nie palisz.

- Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć. - parsknąłem mało wesoło. Prawda była taka, że przed tym, jak trafiłem do Sebastiana miałem już kilka razy papierosa w ustach. Rytuał towarzyszący paleniu okazywał się bardzo odprężający.

- No nie wiem. - powiedział, zaciągając się dymem z dodatkiem nikotyny.

- Dasz jednego? - zapytałem z proszącym uśmiechem.

- Cóż... Chyba nic ci nie będzie. Ale tylko raz. - wyciągnął w moją stronę paczkę papierosów z włożoną do środka zapalniczką.

Mimo że lata minęły od mojego ostatniego spotkania z tymi używkami, odpalenie jednego z papierosów nie sprawiło mi większych problemów. Najbardziej problematyczna okazała się praktycznie zużyta zapalniczka, jednak jakoś się udało coś jeszcze z niej wykrzesać. Gdy i ja mogłem cieszyć się nikotyną, oddałem mężczyźnie jego własność, opierając się potem o ścianę naprzeciwko.

- Dziękuję. Możesz nie mówić Sebastianowi? - zapytałem zapobiegawczo.

- A co? Gani cię za takie rzeczy? - zapytał, wydychając dym w stronę otwartego okna. Szary obłok szybko rozpłynął się w zanieczyszczonym powietrzu dużego miasta.

- Nie. Po prostu nie uważa palenia za coś mądrego. Zresztą ja też nie. Obiecałem z nim sobie kiedyś, że w razie możliwości będziemy się trzymać od tego z daleka. - powiedziałem, jeszcze raz się zaciągając. O dziwo mimo upływu czasu i tej czynności nie zapomniałem.

- Nie powiem, ale pod jednym warunkiem. Masz mi obiecać, że to jeden jedyny raz? - zapytał, patrząc mi w oczy. Czy on naprawdę chciał, abym mu coś obiecywał po tym, jak powiedziałem, że złamałem obietnicę, którą złożyłem z mężem?

- Obiecuję. - powiedziałem, zgadzając się na jego warunki. Przynajmniej w teorii.

- No dobrze, młody, wierzę ci. - zgasił swojego papierosa i poczochrał mi włosy. Miał strasznie zimną dłoń, być może stał przy oknie dość długo. O dziwo tego poranka było chłodno. - Ja muszę wracać do pracy.

Powiedział, po czym zmył się, zostawiając mnie samego. Spojrzałem wtedy na uchylone na oścież okno i usiadłem na jego krawędzi, pozwalając nogom zwisać swobodnie w dół. Potem znów dostarczyłem sobie odrobiny słodkiego nałogu, choć w taki wolałem jednak nie wpaść.

,,Obiecałem z nim sobie kiedyś, że w razie możliwości będziemy się trzymać od tego z daleka''.

Spojrzałem na papierosa, którego trzymałem w dłoni, a później na panoramę Nowego Jorku. Obraz ten zaczął mi się po chwili rozmywać przez łzy cisnące się do oczu. Nim się obejrzałem, płakałem już otwarcie, zakrywając usta dłonią, aby stłumić szloch. Złamałem obietnicę, dałem się wykorzystać i robiłem coś za plecami Sebastiana.

Ale nie mogę mu powiedzieć, prawda? Ani o papierosie, ani o niczym innym, co się ze mną ostatnio działo. Nie mogę zepsuć naszego szczęścia. Szczęścia, którego z każdym dniem mamy coraz mniej.


Witam moje jelonki. Drugi rozdział tego dnia, w którym Ciel zapalił (chodzi o innego mojego sebaciela :P). Nie wiem czemu, ale kocham palące postaci xD

PSYCHOLOG || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz