8. Przez słowa, które wymówił.

990 56 55
                                    

Ku mojej ogromnej niechęci sobota nadeszła cholernie szybko. Zbyt szybko Bo sobota oznaczała bankiet u Wattersonów.

Poprawiałam ostatnie niedociągnięcia makijażu, który był dziś dosyć mocny. Powieki pomalowałam ciemniejszym cieniem i zrobiłam kreski. Wykonturowałam sobie również nieco twarz, a na usta dałam krwistoczerwoną pomadkę. Ubierałam opinająca czerwoną sukienkę na ramiączka, pod jej kolor wybrałam szminkę. Podobało mi się to jak ładnie opinała moje ciało i pokazywała kształty.

Kiedy spojrzałam na siebie w całej okazałości przed lustrem to pomyślałam tylko jedno: milion dolarów.

Postarałam się z włosami i miałam również bardzo ładne sprężynki. No po prostu nie mogłam wyglądać lepiej.

- Vi, gotowa?! - krzyknął tata.

- Chwila!

Psiknęłam się na szybko perfumą o zapachu winogron. Według mnie pachniały naprawdę świetnie. Spakowałam również na szybko telefon do małej czarnej torebki, którą brałam ze sobą. Zaraz miałam wychodzić, ale przypomniałam sobie, że nie ubrałam kolczyków. Chwyciłam je w mgnieniu oka z biurka i założyłam srebrne, długie, wiszące kolczyki z małymi diamencikami, które się mieniły.

Wzięłam torebkę i ruszyłam na dół. Przystanęłam na schodach przyglądając się ojcu, który wyglądał dziś oszałamiająco. Czarny smoking leżał na nim bardzo dobrze. W dodatku skrócił nieco swój zarost, aby wyglądać bardziej schludnie.

- Ale żeś się wypiskał. To dla Violet? - skomentowałam zadziornie przechodząc obok niego, bo te perfumy naprawdę było czuć z metra.

Nie odpowiedział tylko pokręcił głowa w politowaniem. Przed wyjściem założyłam jeszcze czarne szpilki i tego samego koloru płaszcz. Niebo było już ciemne, a przez chmury nie było widać żadnej gwiazdy. Pod domem czekała na nas biała limuzyna. No tak, zapomniałam, że mamy na nazwisko Steyn.

Zajęliśmy w niej miejsca, a Alec podał kierowcy adres Violet.

Robiło mi się niedobrze na samą myśl spędzenia tam całego wieczoru. Musiałam założyć maskę bogatej dziewczyny z dobrego domu i udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Choć wcale w takim nie było. Cholerne etykietki.

Po kilku minutach znaleźliśmy się pod domem partnerki ojca. Kierowca wyszedł z auta, aby otworzyć drzwi kobiecie. Violet wsiadła do limuzyny i zajęła miejsce obok taty. Od razu powitała nas swoim sympatycznym uśmiechem.

Piękna, niebieska, delikatnie błyszcząca sukienka za kolano otulała jej ładne ciało. I bezbłędnie pasowała do jej błękitnych tęczówek. Do tego mocniejszy makijaż w podobnym odcieniu na powiekach. Jej proste, kasztanowe włosy, leżały swobodnie na jej ramionach. Otulona przy tym szarym płaszczem prezentowała się zjawiskowo.

- Nie spodziewałam się nigdy, że pod moim domem stanie luksusowa limuzyna - zaśmiała się nieco nerwowo, wciąż utrzymując na ustach swój uśmiech.

- Wyglądasz cudownie - skomplementował ją tata, ignorując jej komentarz i dał jej całusa w policzek. Na policzkach kobiety pojawił się delikatny rumieniec.
Przyjaciele, tak?

Cieszyłam się, że mógł spotkać w końcu kogoś wartego poznania po tym co stało się lata temu. Violet Reyes wyglądała na porządna kobietę i postanowiłam zaufać jej na tyle, aby sadzić, że była dobrą osobą dla Aleca Steyn'a.

Około dwudziestu minut zajęła nam podróż pod posiadłość Wattersonów. Wysiedliśmy z pojazdu przy pomocy kierowcy, który otworzył nam drzwi i przysięgam, że moja szczeka uderzyła o chodnik. To przed sobą miałam pieprzoną wille! Wiedziałam, że Wattersonowie nie należeli do najbiedniejszych, ale nie spodziewałam się takiego domu.

Let The Light InOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz