10. Moje wszystko.

398 19 13
                                    


Na wstępnie mówię, że nie sprawdzałam rozdziału i zrobię to na dniach. Za wszelkie błędy i niedociągnięcia przepraszam, ale chciałam wam dać rozdział na weekend.

Miłego czytania!

~*~

Kiedyś, gdy byłam małą dziewczynką uważałam, że nie było na świecie zła. Że było ono tylko w bajkach, w których i tak zawsze ponosiło porażkę. Żyłam w kolorowej bańce mydlanej myśląc, że każdy człowiek jest dobry, idealny. Bańka jednak szybko pękła, kiedy sama zdałam sobie sprawę z tego, że ja nie jestem dobrym człowiekiem. Nikt nim nie był. Każdy mial coś za uszami i dźwigał na barkach swoje grzechy. Większe czy mniejsze. Nie było ludzi w stu procentach dobrych. Dobrze to wiedziałam.

Nie byłam człowiekiem świętym. Miałam na swoim koncie kilka rzeczy, których żałowałam. Nie byłam dumna ze swoich postępowań. Potrafiłam być wredna, niewdzięczna i egoistyczna. Nie byłam wzorem do naśladowania. Czasami brzydziłam się samej siebie za niektóre zachowania. Potrafiłam sprawiać ludziom przykrość i mieć z tego satysfakcję, ale potem również tego żałować. Byłam czymś pomiędzy człowiekiem dobrym, a złym. Człowiekiem przeciętnym. Zaczęłam się zastanawiać nad wyborami jakich dokonałam i szkodami jakie wyrobiłam, aby znaleźć kogoś kogo mogłam skrzywdzić tak bardzo, aby chciał uprzykrzyć moje i tak już nie spokojne życie.Kto tak bardzo mnie nienawidził? Czy miał jakiś powód? Może zrobiłam coś co dla tej osoby było końcem świata?

- Vi, słuchasz? - wyrwał mnie z letargu głos mojej przyjaciółki. Pomrugałam kilkukrotnie powiekami przytakując i zaczęłam ponownie ścierać blat szarą szmatką. - Trzeba coś ogarnąć na sylwestra. Jakieś propozycje? - zwróciła się do pozostałych, Hermana i swojego brata, siedzących obok na stołkach bankowych.

Pogoda dziś o dziwo była ładna. Nieco chłodno, ale nie za bardzo. Słońce świeciło wysoko, a na niebie wokół niego błąkało się kilka chmurek.

Zbliżała się godzina piąta, toteż siedziałam za ladą w kawiarnii Toma, rzetelnie wykonując swoje obowiązki, dopóki Destiny, jej brat bliźniak Blaise i Herman nie postanowili mnie w nim odwiedzić. Z Price'em udawałam, jakby wszystko co miało miejsce tamtego wieczoru nigdy się nie stało. Siedzieli przy stołkach, opierając łokcie o dosyć długi, prostokątny bar za którym stałam obsługując innych klientów i radośnie dyskutowali o nadchodzącym nowym roku, popijając kawę, którą im wcześniej zaserwowałam.

- Wynajmijmy sale! - Klasnął w dłonie Blaise, a jego przydługie błon kosmyki opadły mu na czoło. - Rozpowiemy innym i pewnie będą chętni.

Siostra przyglądała mu się jakby nie do końca podobał jej się ten pomysł.

- Teraz nie znajdziesz już żadnej wolnej sali - jęknęła, podpierając jedną ręką brodę ze zmarnowaną miną. - Mogliśmy wpaść na to wcześniej.

- Możemy zrobić u mnie - odparł Price, zmierzwiając dłonią brązowe włosy. - Pewnie rodzice wyjadą, a ja będę mógł coś zorganizować. Tylko... - zaczął i wskazał groźnie palcem na Marshalla. - Jeśli znowu zaczniesz rzygać w storczyki mojej matki to przysięgam, że wyniosę Cię stamtąd nawet zlany w trupa i zostawię na chodniku.

Wyglądało to tak bardzo komicznie, że razem z Des nie mogłyśmy pohamować rozbawienia i parsknęłyśmy gromkim śmiechem zwracając na siebie uwagę kilku osób, przez co zamilkłyśmy odchrząkując.

- Żeby nie było was też się to tyczy. - Spojrzał na nas spod byka, machając palcem to na mnie to na blondynkę. - I proszę, Vivian nie skończ znów w mojej łazience z jakimś gościem. Nie chce więcej widzieć tego widoku przed oczami. Dalej pojawia mi się w koszmarach.

Let The Light InOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz