11. Stworzony do uwielbienia.

372 17 21
                                    

Miłego czytania!

Wgapialiśmy się w siebie od kilku sekund, tocząc niemą wojnę. Żadne z nas nie chciało odpuścić. Duma nam na to nie pozwalała. Jedynie w tym byliśmy do siebie podobni.

Miałam ochotę go rozszarpać. Był tak egoistyczny! Tak cyniczny i niemożliwy! Nienawidziłam go z całego serca! Choć i tak to za wielkie i za silne uczucie, aby obdarować nim kogoś tak zepsutego jak on.

- Puszczaj mnie! - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, znów próbując bezskutecznie wyszarpać się z jego palącego uścisku. Jego palce ciagle parzyły moje nadgarstki, dokładnie czułam fakturę jego palców na skórze.

Na krótką chwile wzrok Vance'a powędrował za mnie, ukrywając nasz kontakt wzrokowy, ale po sekundzie znów powrócił na moją twarz. W brązowych oczach zauważyłam dziwny błysk, był inny niż poprzednimi razy.

- Wsiadaj do samochodu. Natychmiast! - warknął stanowczo, tonem nieznoszącym sprzeciwu.

- Chyba sobie ze mnie kpi... - Nie zdążyłam dokończyć. Momentalnie pociągnął mnie za obie ręce przez co wpadłam do środka samochodu.

Poleciałam prosto na Vance'a, a moja prawa ręka niefortunnie dotykała jego krocza. Chryste, Panie. Byłam na tyle zszokowana, że trwałam tak przez może pięć sekund. Ale kiedy do mnie dotarło, bezzwłocznie zabrałam i ułożyłam ją bok, na jego udzie i próbowałam się unieść podpierając się drugą dłonią o fotel pomiędzy jego nogami. Co to za chora sytuacja?! I czemu on tak cudownie pach...

- No pakuj się! Szybciej! - wrzasnął niecierpliwie i zaczął popychać moje kończyny, abym jak najszybciej znalazła się na sąsiednim fotelu, ale nie miałam pojęcia o co mu, kurwa, chodzi.

Jak poczułam przez milisekundę jego dłoń na swoim pośladku to myślałam, że rzucę się mu do gardła. W piździe miałam to, że pewnie zrobił to nieświadomie.

Kiedy moje nogi zalazły się już wewnątrz auta, brunet jak najszybciej zamknął drzwi, a następnie je zablokował. Natychmiastowo odpalił silnik i ruszył z piskiem opon, jakby w ogóle nie przeszkadzało mu to, że wciąż trzymałam na nim nogi, a skrzynia biegów znajdowała się na w tamtym momencie na wysokości mojego brzucha.

Gdzie my, do kurwy, jechaliśmy?

Nie powiem, trochę mną szarpnęło na jednym z zakrętów przez co omsknęła mi się ręka i straciłam równowagę, o ile można to było tak nazwać. Pozycja w której trwałam była bliżej nieokreślona. Moje ciało opadło plackiem w połowie na nogi Vance'a, a w połowie na puste miejsce pasażera.

- Ja pierdole - przeklnął siarczyście widząc moje nieudolne poczynania. Pierdol się, kundlu.

- Kurwa, przepraszam bardzo sama się w takiej pozycji nie znalazłam! - rzuciłam z rosnącą irytacją.

Po około czterdziestu sekundach udało mi się jakoś dotrzeć na drugi fotel i nieporadnie zabrałam swoje kończyny z Vance'a, przypadkiem go kopiąc. Przypadkiem. Obróciłam się w dziwnej pozycji na siedzeniu, w końcu usiadłam na nim jak człowiek wzdychając ciężko, bo dostanie się tam było niemałym wyzwaniem. Ja pierdole, walka o życie.

- Szedł w twoim kierunku - odezwał się w końcu, gdy zapinałam swój pas.

Zmarszczyłam na początku brwi nie rozumiejąc jego słów, ale starczyła mi chwila, aby je dobrze przeanalizować. Ciemno ubrany, zakapturzony mężczyzna, mój obserwator, zmierzał do mnie z nieznanymi zamiarami. Przeczuwałam, że nie były dobre.

Vance ponownie mi pomógł.

Nie wiedziałam dlaczego to robi. Ba! Nie chciałam widzieć! Ale jednak to zrobił. To prawda, nie cierpiałam go jak nikogo innego, ale w pewnych momentach musiałam schować dumę do kieszeni, a swojemu ego pozwolić trochę zmaleć. Dlatego więc nie wiele dłużej myśląc, ponieważ w każdej kolejnej sekundzie zwlekania chciałam się rozmyślić, wychrypałam ciche:

Let The Light InOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz