Rozdział XXV [Zaprzeczenie]

Magsimula sa umpisa
                                    

Nie wyglądała dobrze. W zasadzie nie była nawet bliska tego, by prezentować się chociaż przyzwoicie. W tamtej chwili z powodzeniem mogłaby uchodzić za ducha – śmiertelnie blada, jakby znikała, choć zarazem pozostawała nieznośnie wręcz żywa. Ściągnięte usta drżały, ciemne oczy błyszczały w niezdrowy, zbyt intensywny sposób. Wydają się takie puste, pomyślała, oczami wyobraźni wciąż widząc Negatyw. Tę pustą, obojętną lalkę, którą pragnęła pocieszyć.

Dostrzegła ją również w swoim odbiciu. Im dłużej się przypatrywała, tym wyraźniej widziała właśnie ją – z poplątanymi włosami, obojętnym wyrazem twarz i spojrzeniem, które...

Nie chciała patrzeć.

Ale już nie była w stanie odwrócić wzroku.

Zaciśnięte na umywalce dłonie zadrżały, omal nie zsuwając się z gładkiej powierzchni. Jak urzeczona wpatrywała się w lustro, podczas gdy serce tłukło jej się w piersi coraz szybciej i szybciej, uderzając tak mocno, że doświadczenie okazało się niemalże bolesne. Oddech przyśpieszył, choć przez ucisk, który nagle poczuła w piersi, zaczerpnięcie powietrza okazało się nie lada wyzwaniem. Poczuła się dziwnie, ale przez dłuższą chwilę nie była w stanie rozróżnić targających nią emocji. Były dziwne, gwałtowne i zbyt różnorodne – jakże inne od bezpiecznej pustki, w którą przez tyle czasu próbowała uciekać.

Skąd się brały? Ze świstem wypuściła powietrze, bezskutecznie próbując odzyskać kontrolę nad ciałem i oddechem. Obraz zamazał się, by po chwili odzyskać ostrość. Dłonie wciąż drżały, choć już nie zaciskały się na porcelanowych bokach umywalki. W zamian zwinęła je w pięści, obojętna na to, że paznokcie wpijały się jej w skórę... Zbyt krótkie i obgryzione, choć ten szczegół zauważyła zaledwie mimochodem, zupełnie jakby nie miał znaczenia.

Negatyw nie zniknęła. Wyraźnie widziała ją w swoim odbiciu, ale zamiast współczucia względem istoty, którą tak bardzo chciała uratować, czuła wyłącznie narastającą gorycz. Echo emocji, które pragnęła zostawić za sobą, choć te wciąż i wciąż wracały, skutecznie doprowadzając Angel do szaleństwa.

„Pora się obudzić, Rachel" – przypomniała sobie słowa Negatywu.

Zamknęła oczy – tylko na chwilę, ale to wystarczyło, by poczuła się lepiej, choć przez moment nie widząc lustrzanego dobicia.

Rachel... Mam na imię Rachel...?

Coś przesunęło się wzdłuż jej ramion. Zesztywniała, prostując się niczym struna w odpowiedzi na obce dłonie, które z czułością przesunęły się po jej skórze, muskając kark i pozwoli zmierzając niżej. Wzdrygnęła się, gotowa odsunąć albo zaprotestować, ale z jej ust nie wyrwał się nawet najcichszy jęk. Oddech jeszcze bardziej przyśpieszył, wciąż płytki i urywany. Jeszcze mocniej zacisnęła palce, by po chwili chcąc nie chcąc rozprostować zesztywniałe palce.

Poczuła wilgoć na policzkach. Z zaskoczeniem uświadomiła sobie, że to łzy.

Uścisk w piersi nie ustawał, choć błądzące po jej ciele dłonie wydawały się go łagodzić. Tylko trochę, w sposób, który z jakiegoś powodu wzbudzał w niej wątpliwości. Nie chciała być dotykaną, a jednak...

Przestań, jęknęła w duchu. Ale jej ciało wydawało się wiedzieć swoje.

Nie zarejestrowała momentu, w którym cofnęła się, by wtulić w kogoś, kto znajdował się tuż za nią. Cudze palce potarły jej kark; ramiona owinęły wokół talii, jakby chcąc zapewnić bezpieczne schronienie. Tyle że Angel wcale nie czuła się bezpieczna. Coś było nie tak, choć wciąż nie potrafiła stwierdzić dlaczego.

– Już dobrze.

Rozpoznała ten głos. Dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa, ale nawet wtedy nie zdołała się uwolnić. Nie zrobiła tego nawet wtedy, gdy obca dłoń ujęła ją za rękę. Skóra niechcianego towarzysza okazała się o wiele cieplejsza od jej własnej, chociaż nie tego spodziewała się Angel. A jednak to jej palce okazały się zimne i zesztywniałe, pod każdym względem różne od tych, które zaciskały się wokół jej dłoni.

BLANK DREAMTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon