epilog

93 5 3
                                    

czuję się z tym okropnie, ale naprawdę nie zauważyłam, że nie wstawiłam już dawno przetłumaczonego epilogu... czy ktoś tu w ogóle jeszcze jest?

za godzinkę lub dwie wrzucę także bonus, który muszę dokończyć i będę mogła na dobre pożegnać się z tym ff. dlatego przychodzę z pytaniem - czy ktoś byłby zainteresowany nowym cashton/malum po angielsku? mam je napisane od dłuższego czasu i chciałabym się z Wami podzielić uwu

~

20 marca

Wciąż było mi ciężko wyjść z łóżka, poruszałem się bardzo powoli podczas ubierania. Musiałem, bo Ashton miał przyjść i pewnie zacząłby swój jakby-ojcowski wywód o byciu nieprzebranym i bla, bla, bla.

Musiałem jednak przyznać, że powoli było coraz lepiej.

Od rozmowy z Luke'iem, która nie należała do najłatwiejszych, byłem, można to tak nazwać, bardziej normalny. Nie tylko dlatego, że Luke powiedział mi, że Michael chciałby, abyśmy ruszyli dalej, ale też bo zwykł mówić Life goes on.

Myślę, że rzeczywiście to zrozumiałem, życie toczy się dalej. I tak, Michael wydawał się być tym typem, który chciałby, abyś szedł przez życie tak jak wcześniej.

I może, może, pomogło też to, że nigdy nie poznałem go osobiście. Gdyby tak się stało, tak jak napisał w liście, ból byłby gorszy.

Właśnie dlatego postanowiłem spróbować i ruszyć przed siebie. Byłem na dniach integracyjnych mojej nowej szkoły i częściej spotykałem się z Ashtonem, bo był ogromnym źródłem szczęścia. A tego bardzo potrzebowałem.

Głównie dlatego, jak już powiedziałem, wciąż było mi ciężko wrócić do normalności.

Przynajmniej się starałem. I to wystarczyło Ashtonowi, bo tak, to jedyne, co mogłem zrobić. Ale szło mi całkiem nieźle, muszę stwierdzić.

- Heeeej - Ashton przywitał mnie wesoło jak tylko otworzyłem drzwi, gdy zadzwonił dzwonek. Odpowiedziałem krótkim "cześć" i lekko się uśmiechnąłem. Ashton wszedł i od razu ściągnął kurtkę. - Jak się dzisiaj czujesz?

- Trochę lepiej niż wczoraj, chyba - przyznałem szczerze, czując różnicę w porównaniu do wczoraj, tak jak to czułem z każdym dniem. Bo każdego dnia czułem się troszkę lepiej.

- To dobrze - Ashton uśmiechnął się, ale jego oczy pokazywały zmartwienie. Uśmiechnąłem się najszerzej jak potrafiłem, co wcale nie było takie szerokie. - Może coś obejrzymy?

Ashton wszedł do salonu i odwrócił się, patrząc na mnie. Wzruszyłem ramionami i poszedłem za nim.

- Jasne, wybierz film a ja pójdę po przekąski.

- Oh, daj mi popcorn - spojrzał na mnie dużymi, proszącymi oczami, na co przewróciłem oczami, ale poszedłem do kuchni z małym uśmiechem.

Przeszukałem kilka szafek, w których zazwyczaj, słowo klucz zazwyczaj, trzymaliśmy popcorn. Ale niestety, nie mieliśmy już nic podobnego.

- Eh, Ash? - zawołałem głośno, aby Ash usłyszał, co potwierdził słowem "tak?". - Nie mamy popcornu, może być coś innego?

Zagryzłem wargę, mając nadzieję, że odpowie coś na zasadzie "tak, w porządku", bo inaczej musiałbym jechać do sklepu.

- Nieeee - jęknął, wchodząc do kuchni z wygiętą wargą. - Chcę popcorn, proszę?

- Ale wtedy musiałbym po niego jechać do sklepu - zaskomlałem, patrząc na niego błagalnym wzrokiem, żeby zmienił zdanie. Ale tak się nie stało.

- No i? Masz już prawo jazdy, więc możesz szybko po niego skoczyć, prawda?

Westchnąłem na jego pełen nadziei wzrok. Nie potrafiłem odmówić.

- Zgoda - mruknąłem i ruszyłem do korytarza, żeby ubrać buty.

Ashton poszedł za mną z radością, uśmiechając szeroko.

- Zaraz wrócę - zawołałem, gdy siedział już na kanapie i miał prawie włączony film. - Hej, zaczekaj z tym - chłopak jęknął i wydął wargę. Pokręciłem głową i chwyciłem za kluczyki do auta, wołając do niego tuż przed zamknięciem drzwi. - Wait for me to come home!

Koniec.

Camera | malum plWhere stories live. Discover now